(...) Dzisiaj jesteśmy świadkami zmniejszania się obszarów wolności
gospodarczej zastępowanych przez monopole.
Dzieje się tak, ponieważ jest to na rękę silnym klikom.
Nikt chyba nie ma wątpliwości, że taka na przykład sprzedaż paliw płynnych
podlega samoregulacji wolnorynkowej; nikt też nie ma wątpliwości, że wolny
rynek nie jest realizowany przez sektor bankowy.
Ba, wolnego rynku nie ma nawet przy wywożeniu śmieci z miasta...
Etatyzm, biurokracja i rządy zdezelowanych korporacji-monopoli rozpanoszyły
się do tego stopnia, że USA, stojąc na krawędzi bankructwa, pakują pieniądze
wyciśnięte z wolnorynkowej gospodarki, aby wpakować je w ratowanie
monopolistycznych molochów.
Kiedyś uczono mnie, że jedną z największych zalet wolnego rynku jest
rozproszenie ryzyka.
(...)To rozproszenie ryzyka sprawia, że kapitalizm jest bardziej elastyczny,
a w sytuacji zmiany, łatwiej i szybciej dostosowuje się - w czym podobny
jest do ewoluującego organizmu.
Niewidzialna ręka czuwa, aby szybko reagujący rynek zaspokajał potrzeby
ludzi.
Niestety fazę kapitalizmu mamy w Ameryce za sobą, obecnie przyszedł nowy
etatyzm, czyli korporacja zarabia na własny rachunek, ale ryzykuje na konto
nas wszystkich.
Okazało się, że państwo nie broni już swoich obywateli przed bandytami i
możnymi monopolistami, lecz przeciwnie, właśnie owym bandytom-monopolistom
sprzyja i ich ratuje, kiedy z własnego lenistwa lub głupoty strzelają sobie
w piętę.
(...) Tymczasem wielkie monopolistyczne korporacje napychały kieszenie,
przekształcając wolnych niegdyś obywateli konfederacji w konsumpcyjnych
niewolników kredytu.
Obecnie mówi się wprost, że wielki problem recesji polega na tym, iż
konsument przestał wystarczająco konsumować.
Ów "konsument" nie ma jedynie zaspokajać swoich potrzeb, on ma "przejadać"
na maksa po to, abyśmy mieli "koniunkturę".
Główkuje się więc, co zrobić, aby owego konsumenta jeszcze na jakiś czas
dodatkowo podkręcić - najprościej poprzez takie potanienie kredytu, by
pomimo już nabranych obciążeń lichwiarskich wziął jeszcze więcej na siebie,
bo to pozwoli korporacjom wytworzyć zysk i utrzymać zatrudnienie.
(...) Inna rzecz, proszę się tak przez moment zastanowić; toć z jednej
strony, nawołują nas do oszczędzania prądu, wody i surowców oraz generalnego
minimalizmu ekologicznego w celach ratowania planety przed katastrofą
klimatyczną, a z drugiej, lamentują, że za mało konsumujemy - czuję w tym
jakąś diabelską dialektykę.
Bo jak to jest?
Mamy oszczędzać, czy też opychać się i żyć na kredyt?
Gdzie tu logika?
Andrzej Kumor
źródło
www.goniec.net/teksty.html#teksty