http://portalwiedzy.onet.pl/,17280,1407775,czasopisma.html----------------------------------------------------------------------Cytat:
Świat Nauki
2007-04-27 Paweł Łuków
Ile jest wart naukowiec? Każdy miernik zawiedzie, gdy zabraknie uczciwości.Od kiedy naukowcy zostali pracownikami uniwersytetów i centrów badawczych, trzeba ich oceniać. Ocena naukowca to sprawa delikatna. O jakości jego pracy decydują rzeczy tak trudne do zmierzenia, jak wiedza, kreatywność, zaangażowanie, zdolności organizacyjne, umiejętność pracy w zespole, sumienność i wytrwałość. A skoro te przymioty owocują artykułami, naturalne jest opiniowanie na podstawie publikacji.
Nauką rządzi więc imperatyw: Publikuj albo giń! (Publish or perish!). Im więcej publikacji i cytowań, i w im bardziej prestiżowych czasopismach, tym lepiej. Czy aby na pewno?
Problemy zaczynają się już na etapie ustalania autorstwa. W nauce jego istotą nie jest opracowanie tekstu artykułu, ale intelektualny wkład w uzyskanie oryginalnych wyników poznawczych. Złożoność, wielowątkowość, a często też interdyscyplinarność wielu przedsięwzięć badawczych sprawia jednak, że najczęściej realizują je nie pojedynczy ludzie, lecz zespoły.
Niemal każdy członek zespołu zatrudniony na etacie badawczym chce umieścić swoje nazwisko na liście autorów publikacji. Powoduje nim nie tylko imperatyw publikacji i dbałość o względy pracodawcy, lecz także jeden z najsilniejszych motywów pracy naukowej, jakim jest pragnienie osiągnięcia prestiżu w środowisku, zdobycia laurów odkrywcy i związanej z tym sławy. Z roku na rok rośnie więc liczba publikacji wieloautorskich, a nagłówki z nazwiskami autorów robią się coraz dłuższe. Im więcej nazwisk, tym trudniej ocenić wkład pojedynczej osoby w wynik naukowy. Oczywistym następstwem takiej sytuacji jest rosnąca liczba wątpliwości, a nawet sporów o to, kogo uznać za współautora sukcesu.
Imperatyw publikacji oraz pragnienie zdobycia pierwszeństwa i sławy są tak silne, że dochodzi do nadużyć. Zdarza się, że autorzy przedstawiają te same wyniki w kilku publikacjach. Bywa też, że współautorami prac naukowych zostają osoby, które tylko w minimalnym stopniu przyczyniły się do uzyskania wyników bądź w ogóle nie brały udziału w badaniach. Czasem są to przełożeni („współautorstwo honorowe”), innym razem koledzy z zespołu („współautorstwo sprezentowane”). Proceder ten jest raczej regułą niż wyjątkiem, i rzadko zdarza się, by ktoś został dopisany bez jego wiedzy albo nie zgodził się na dopisanie.
Aby tym nadużyciom zapobiec, część czasopism podaje definicje autorstwa, a niektóre żądają od badaczy oświadczeń o charakterze i wielkości ich wkładu w osiągnięcie naukowe. Jednak nawet gdyby oszukańcze praktyki udało się całkowicie wyeliminować, ocena naukowca na podstawie liczby publikacji pozostanie myląca. Można opublikować wiele artykułów, których wkład w naukę jest znikomy lub żaden; można też napisać kilka prac, które ukształtują dyscyplinę naukową na lata. Należy więc brać pod uwagę nie tylko ilość, lecz także jakość publikacji. Ponieważ oceniający rzadko są ekspertami w dziedzinach, którymi zajmują się oceniani, rozwiązaniem niemal idealnym wydaje się opiniowanie na podstawie rangi czasopism, w których naukowcy publikują.
Za miernik rangi czasopisma uważa się zwykle częstość cytowania ukazujących się w nim artykułów. Oceniający naukowców chętnie używają tzw. współczynnika oddziaływania (impact factor), który został wprowadzony w latach sześćdziesiątych przez Eugene’a Garfielda, założyciela Institute for Scientific Information. Wskaźnik ten jest zdefiniowany jako średnia częstość cytowania prac ukazujących się w danym czasopiśmie. Oblicza się go w każdym roku, biorąc pod uwagę wszystkie cytowania artykułów wydrukowanych w ciągu dwóch poprzednich lat. (Przykładowo, aby otrzymać jego wartość za rok 2006, należy wyszukać w całej literaturze z 2006 roku cytowania artykułów, które ukazały się w danym czasopiśmie w latach 2005 i 2004, a następnie podzielić liczbę cytowań przez liczbę artykułów).
Pierwotnie współczynnik oddziaływania nie miał służyć do oceny naukowego poziomu czasopism (a tym bardziej publikujących w nich naukowców), lecz tylko ułatwiać bibliotekarzom podejmowanie decyzji o prenumeracie. Gdy znalazł nowe zastosowanie, szkolna matematyka podpowiedziała niektórym redaktorom naczelnym metody „podkręcania” jego wartości. W ilorazie, jakim jest współczynnik, można zwiększać dzielną, nakłaniając autorów nadsyłanych prac do cytowania artykułów publikowanych w tym piśmie w ciągu ostatnich dwóch lat czy pisania artykułów przeglądowych, które są częściej cytowane niż oryginalne artykuły badawcze. Można też postarać się o mniejszy dzielnik, na przykład drukując mniej artykułów naukowych, a więcej komunikatów, recenzji, sprawozdań z konferencji i tzw. edytoriali. Takie teksty nie zwiększają ogólnej liczby artykułów naukowych, a jednocześnie stwarzają okazję do cytowania artykułów zamieszczonych w poprzednich numerach tego samego pisma.
Wady mierników jakości pracy naukowej skłaniają do kwestionowania ich przydatności. Jednak w sprofesjonalizowanej nauce obejść się bez nich nie można. Żeby uwiarygodnić niedoskonałe oceny, niezbędna jest elementarna uczciwość. Bez niej żadne mierniki nie zmierzą wkładu w naukę, a tylko zaradność badaczy, rozległość ich kontaktów towarzyskich i spryt redaktorów naczelnych. -------------------------------------------------------------------------------Koniec cytatu.
Jak widać zasady rządzące rozwojem nauki są
chore, nie dziwi więc, że obecny stopień poznanej rzeczywistości jest jeszcze tak nikły... chociaż media nieustannie tworzą wrażenie fantastycznego rozwoju nauk...
"Mechanizmy nauki już od dawna mielą inteligentnych i zdolnych, zostawiając słabizny intelektualne. Miernota jest subordynowana i nie zagraża szefowi." Włodzimierz Sedlak