MORGANO
Go
|
DOKTOR JAN KWAŚNIEWSKI (262) ARTYKUŁY O ŻYWIENIU OPTYMALNYM KTÓRE UKAZYWAŁY SIĘ NA ŚLĄSKU W KATOWICACH W DZIENNIKU ZACHODNIM Zebrał i przepisał. Morgano
Jest 14.12.2001 r. w Jastrzębiej Górze. Stoję na wzgórzu na końcu ulicy Bałtyckiej. Naprzeciw mnie morze: groźne, szare i zimne, za mną Centrum. Pomimo zimna wewnątrz czuję głębokie wzruszenie i radość zmieszaną z niedowierzaniem. Przyjechałem do Centrum 30.11.2001 r. chory. Miałem poziom cukru ok. 230 mg%, ciśnienie 185/100, serce z chorobą wieńcową i kardiomiopatią, założonym stendtem, silnymi bólami pleców i krzyża, spuchniętymi stopami, otępiałą głową po przeżytych ostatnio niedocukrzeniach. Cukrzycę stwierdzono u mnie 15 lat temu. Najpierw leczono mnie Diaprelem, Metforminą, Glucobayem, a później w szpitalu zaproponowano i przekonano mnie do przejścia na insulinę. Byłem bez wyjścia. Chcąc wychować i wykształcić drugie dziecko musiałem trochę pożyć. Zdecydowałem się i dostałem w szpitalu dawkę 50 jednostek Mixtardu podzieloną na dwie części: rano 32 jednostki i wieczorem 18 j. Dostałem również zalecenia dietetyczne, aby przestrzegać diety z zawartością od 1300 do 1800 kcal, bez tłuszczu i z dużą ilością warzyw. Podstawa: jak najchudsze mięso. Tak też robiłem. Wkrótce zaczęły się kłopoty z niedocukrzeniami i sercem. Dostałem kardiomiopatię cukrzycową, skaczące ciśnienie i silnie postępującą miażdżycę serca i nóg. W międzyczasie nabawiłem się polineuropatii cukrzycowej, na którą leżałem w szpitalu 5 miesięcy. Trzeba powiedzieć, że cały czas leczyłem się u różnych specjalistów, diabetologów. Do szpitala trafiłem drugi, trzeci i czwarty raz. Byłem sześciokrotnie w sanatoriach o specjalności diabetologicznej w Kołobrzegu. Wychodziłem stamtąd z nowymi zaleceniami dietetycznymi, ale już nie w kcal, a w jednostkach chlebowych. Cała czarna magia. Ciągnące się w nieskończoność, raz niedocukrzenia, raz przecukrzenia występujące w pogłębieniu neurastenicznym doprowadziło mnie do granic wytrzymałości. W tym czasie okazało się, że mam chore serce i trafiłem do bardzo dobrego fachowca, który mi pomógł, a właściwie uratował mi życie, kierując mnie najpierw na koronarografię, a później na założenie stendtu w roku 2000. Mimo to ciągle powiększało mi się serce, ciągle wysokie lub bardzo niskie cukry kompletnie odbierały mi nadzieję. Oprócz pobierania insuliny, na różne dolegliwości miałem do ciągłego używania około 15-20 tabletek dziennie. Będąc w Łodzi dowiedziałem się, że cukrzycę leczy się u pana dr. Kwaśniewskiego. W listopadzie zadzwoniłem do niego do domu i przedstawiłem problem. Potraktował mnie serdecznie wskazując najlepsze rozwiązanie gdzie pozbędę się moich ciężarów z cukrzycą. Czy wierzyłem, że można mi pomóc? Oczywiście NIE! Znając z lat poprzednich z sanatoriów, ze szpitali i teorii, że cukrzyca jest nieuleczalna, myślałem, że zrobią dobowy profil i zmniejszą trochę jednostek"chlebowych" lub kcal i znów po wyjściu będę miał podobne problemy. W międzyczasie również pobyt w Sanatorium Mewa i Kolejarz w Kołobrzegu. Niemniej zadzwoniłem do Jastrzębiej Góry prosząc o przyjęcie. Pytałem czy rzeczywiście leczą cukrzycę. Odpowiedziano mi, że tak i żebym przyjechał 30 listopada br. Jak pisałem wcześniej, przyjechałem w kompletnej niewierze na poprawę i w złym stanie. W tym samym dniu przyjął mnie sympatyczny lekarz o mądrych oczach i po wywiadzie stwierdził, że na pewno na tej diecie powinienem szybko dojść do zdrowia. Cukier we krwi badany 1.12.2001 r. przed posiłkiem wynosił ok. 220 mg%, mimo że wieczorem brałem 22 j insuliny i tabletkę Glibenese. Lekarz podczas wizyty prosił bym cukry i ketony podawał u p. Moniki. Czy wierzyłem? Ależ skąd!! Dzień był podobny do dnia. Rano badanie cukru i ketonów, śniadanie, wykłady zmieniające psychikę i wiedzę, zabiegi prądami selektywnymi, obiad, spacer, kolacja i znów wykłady. Po paru dniach zacząłem przeglądać na oczy. Zobaczyłem, że Centrum jest położone w ładnym miejscu, schludne, eleganckie i czyste. Stały, krzesła i nakrycia estetyczne. Załoga młoda, ciepło uśmiechnięta, ale zasadnicza. Chyba dopiero w piątym dniu zacząłem zdawać sobie sprawę, że cukier maleje i że zmniejsza mi się ilość insuliny, przedtem wyłączając z leczenia Glibenese. A potem poleciało jak z bata strzelił. W dziesiątym dniu już bez insuliny, cukier na czczo był 115 mg%. Następny dzień rano 122 mg%, przed posiłkiem 120 mg%. Następny dzień rano 122 mg%, przed posiłkiem 120 mg%, po posiłku maksymalnie 140 mg%. Bez insuliny jestem już 5. dzień!!! W porównaniu do dnia przyjazdu czuję się wyśmienicie, a w ogóle to nie ma żadnych porównań. Nie wziąłem żadnego więcej prochu i daj Boże jak najdłużej. Nie bolą mnie plecy, nie mam niedocukrzeń, nie boli mnie serce i głowa, nie mam i jej zawrotów. Myślę, stojąc nad Bałtykiem, że w ogóle jestem nie tym człowiekiem, który tu przyjechał. Myślę, że minąłem się tu z wiarą nie w Boga, a ludzi, mądrych ludzi. Na pytanie czy wierzę w nich? Odpowiadam teraz natychmiast WIERZĘ, WIERZĘ! Jestem pewny, że cukier we krwi przy tej diecie już nie wróci. Wierzę w słowa lekarzy, że pozostałe choroby, które wymieniłem zmniejszą się, a niektóre całkiem znikną. Dziękuję za wszczepienie we mnie WIARY. Bardzo, bardzo WAM dziękuję.
Roland Rosner
|