MORGANO
Go
|
DOKTOR JAN KWAŚNIEWSKI (77) ODPOWIADA NA LISTY CZYTELNIKÓW KTÓRE UKAZYWAŁY SIĘ NA ŚLĄSKU W KATOWICACH W DZIENNIKU ZACHODNIM Zebrał i przepisał. Morgano
"Kochany Dobroczyńco! W książce W. Korabiewicza pt. "Cuda bez Cudów" pisze: dr Schnessler w r. 1832 podaje tylko 12 rodzajów soli. Niczego więcej chory nie potrzebuje. Lekarz ów pisze, że "Kalmar w połączeniu z wapniem tworzy fibrynę. Wpływa na wydzielanie żółci i dlatego nazywamy tę sól - solą wątrobową". W związku z obstrukcją bardzo by mi się ta sól przydała. Ale co to jest kalmar? Nawet w aptece tego nie znają. Po Pana artykułach poznałem się bardziej na węglowodanach. Teraz więcej używam dyniowatych: trzy spore ogórki utarte. W Panu Bogu i w Panu jest cała nadzieja dla naszej umęczonej Ojczyzny". LP.
Różni ludzie, odkąd ludzkość nauczyła się pisma, pisali wiele różnych rzeczy na wszelkie tematy. Gdyby to, co pisali i piszą miało swój początek w rozsądku(zdrowym rozumie) już dawno na Ziemi byłoby zapowiadane Królestwo Boże, bez chorych, bez wojen, bez wielu innych rzeczy szkodliwych dla ludzi i zbędnych, bez "mozolenia się na próżno". Książek "zdroworozsądkowych" napisano dotychczas niewiele, bo nieczęsto trafiali się ludzie - a zawsze trafiali się oni przypadkowo. Lub z pomocą "boską" - o zdrowej czynności umysłów. Takimi ludźmi byli autorzy Biblii, Arystoteles, Platon, Epikur i paru innych myślących ludzi w Starożytnej Grecji, Staszic, Vanini, Pestalotzi, Engels, Benedykt Dybowski i jeszcze jeden obok Kopernika i Staszica ksiądz prof. Włodzimierz Sedlak. Sporo rzeczy zdroworozsądkowych zauważył i zapisał prof. Julian Aleksandrowicz. W kilkunastu książkach można znaleźć zdroworozsądkowe perełki, ale głęboko schowane, np. u Kartezjusza, czy Emanuela Kanta. Wspomniany przez Panią kalmar, to inaczej kałamarnica, czyli ośmiornica. Ma w sobie sporo różnych soli, ale solą nie jest. W połączeniu z wapniem nie tworzy fibryny. Kałamarnica jest jednym z najbardziej inteligentnych zwierząt żyjących w morzach. Tylko niektóre dyniowate nadają się dla zwierząt. Dla człowieka do spożycia nadają się o tyle, o ile człowiek traktuje je jako wodę. Tylko pestki dyni zawierające głównie białko i dużo tłuszczu, mogą być przez człowieka spożywane. Na ogórki szkoda pieniędzy. Woda w nich zawarta jest tysiące razy droższa niż w studni, czy w kranie. W ogórkach często bywa zatruta nawozami azotowymi i środkami ochrony roślin. Węglowodany z kolei zawierają 60% wody i 40% węgla. Czyli w ogórkach jest w 1kg 5g białka i 9g węgla. Pozostałe 986g to woda. Za ogórki płacimy od 1 zł za kg latem do 10 zł i więcej zimą. Latem 1 litr wody z ogórków kosztuje 1 zł, zimą ponad 10 zł. Za 1 m sześc. wody płacimy różnie od 70gr do 3zł. Metr sześcienny wody to aż 10 tysięcy litrów. Jeden litr wody w wodzie kosztuje nas od 0,007 grosza do 0,03 grosza. Za jeden litr wody w ogórkach płacimy od 1300 do 13000 razy więcej niż w wodzie z kranu. Takie kupowanie wody o zdrowym rozsądku kupującego świadczyć nie może. Słusznie Pani zauważyła, że tylko w Bogu i w mojej wiedzy jest cała nadzieja dla naszej umęczonej Ojczyzny. Dodam, że i dla ludzkości i dla całej Przyrody.
JAN KWAŚNIEWSKI
"Mam 74 lata - przez 7 lat byłam wegetarianką (niedobiałczenie). Od 52 lat interesuję się racjonalnym żywieniem witaminami, zielarstwem, radiestezją. Pana artykuły o diecie optymalnej od razu pojęłam i przyjęłam. My wszyscy jesteśmy ofiarami tej naszej nieludzkiej medycyny. Mój szwagier od roku nie wychodzi z domu- stwierdzono chorobę Buergera. Ma silne bóle i ropnie, ale konkretnej pomocy, czy też leczenia nie widać. Po lekach na rozszerzenie naczyń było najgorzej, bo w nocy wył z bólu. Proszę o pomoc dla niego. Ps. Już czytam nr 16 - ciekawe czy nasza medycyna konwencjonalna ocknie się - sądzę, że atakować nie będą, ponieważ "broń" wytrącił im Pan Doktor z rąk skutecznie" R.P. z Wodzisławia Śląskiego.
Nie podała Pani wieku swojego szwagra, ale z wieku Pani mam prawo sądzić, że jest człowiekiem starszym. Po 60 roku życia zachorowania na chorobę Buergera trafiają się niezmiernie rzadko, tylko u ludzi z zaawansowaną miażdżycą mózgu, którzy przechodzą na dietę jarską. Nigdy u ludzi, którzy zaczynają dietę Adwentystów Dnia Siódmego. Na diecie optymalnej nie można w ogóle zachorować na chorobę Buergera, czy miażdżycę. Każdy chory na chorobę Buergera, który trafi do szpitala i jest leczony lekami rozszerzającymi tętnice ( najczęściej leki te są podawane w kroplówkach) zamiast poprawy "zyskuje" pogorszenie stanu zdrowia. Z tego głównie powodu często bywa, że chory idzie do szpitala na własnych nogach, a wychodzi bez nogi. Ścisłe badania naukowe wykazały, ze leki rozszerzające tętnice pogarszają ukrwienie w miejscach niedokrwionych. Jest to oczywiste, ponieważ nie ma dotychczas ( i nie będzie) leków na tyle inteligentnych, by rozszerzały tętnice tam, gdzie to jest potrzebne. Rozszerzają w całym organizmie. Ale bardziej rozszerzają tętnice zdrowe, gdyż one są bardziej podatne na działanie leków. W miejscach niedokrwionych tętnice są chore i na leki reagują słabo. Ponadto do miejsc chorych niedokrwionych dochodzi mniej leku, bo dochodzi mniej krwi. W efekcie leki rozszerzające naczynia pogarszają ukrwienie w miejscach niedokrwionych i przyspieszają postęp choroby. Po wprowadzeniu żywienia optymalnego prawie każdy chory na chorobę Buergera, czy miażdżycę tętnic kończyn, może spodziewać się wyleczenia. Szybkiego, gdy nie ma owrzodzeń, musi dłużej poczekać przy dużych owrzodzeniach. Żadne maści przykładane z zewnątrz pomóc nie mogą ( z zasady szkodzą), ponieważ przyczyna owrzodzenia jest wewnętrzna i może ono wygoić się tylko poprzez poprawę ukrwienia oraz poprawę zaopatrzenia w "części zamienne" i w wartościową energie. Po przejściu na żywienie optymalne bóle spoczynkowe ustępują ( w chorobie Buergera po średnio 7 dniach) bóle towarzyszące owrzodzeniom znacznie się zmniejszają. Narkotycznych leków brać nie trzeba po kilku dniach. Groźnym powikłaniem w chorobie Buergera, czy miażdżycy, jest ropienie ran. Antybiotyki pomagają mało lub nie są skuteczne, gdyż "szpitalne" gronkowce są odporne na wszystkie prawie antybiotyki. Wówczas należy pobrać wymaz z owrzodzenia, zawieść do zakładu bakteriologii przy akademii medycznej, gdzie wykonują autoszczepionkę z własnych bakterii. Ona na tyle zwiększy odporność organizmu na własne bakterie, że ropienie znacznie się zmniejszy ( przy pozostaniu na dotychczasowej diecie), lub wkrótce zniknie - przy stosowaniu diety optymalnej. Przez ponad 25 lat nie udało mi się nauczyć ani jednego lekarza stosowania prądów selektywnych w pełnym zakresie. Ostatnio jest lepiej. Na Śląsku w Katowicach jest dwóch lekarzy, którzy umieją udzielać porad dotyczących żywienia optymalnego i których nauczyłem leczenia prądami selektywnymi. Stosują je w leczeniu coraz większej ilości chorych (i chorób). Lepiej jest mieć dwie nogi, niż jedną. Lepiej jest mieć jedną nogę niż żadnej. Lepiej jest być człowiekiem zdrowym, niż inwalidą. Zawiadamiam, zatem wszystkich chorych, którym grożą amputacje kończyn, którzy wyją po nocach z bólu, którzy mają palce zmumifikowane, a nogi lub ręce owrzodziałe lub ropiejące, których namawia się na operacje na tętnicach, czy na układzie wegetatywnym, że mają bardzo duże szansę na wyleczenie. Bez leków. Bez antybiotyków, bez morfiny, czy dolarganu, bez operacji, a po prostu przyczynowo. Chorzy z terenu Śląska mają to szczęście, że spośród trzech dziennikarzy rozumiejących, co się do nich mówi, jakich spotkałem w ostatnich 30 latach (Jerzy Surdykowski, Jerzy, Wunderlich) ten trzeci pracuje obecnie w "Dzienniku Zachodnim". JAN KWAŚNIEWSKI
|