Poprawiaja humor no i sa jak najbardziej optymalne. Uwaga na sos, bo duuuuzo tluszczu.
Babcia robila je dziadkowi jak mial chandre, byl zmartwiony albo na kaca.
Moze byc schabowy albo karkowka.
Mieso kroimy na okolo 2 cm grobosci kotlety i troche rozbijamy. Jezeli robicie ze schabu to trzeba ( niestety) tluste krawedzie odciac.
Doprawiamy pieprzem i utartym kminkiem. Jezeli ktos stosuje sol, to poczekajcie, bo sol wyciaga soki z miesa.
Na patelnie kladziemy duzo masla i smazymy kotlety, bez panierki, po obu stronach. Jak juz troche zbrazowieja, zdejmujemy z patelni.
Do reszty tluszczu dodajemy 2-3 zabki czosnku, ktory szybciutko mieszamy z maslem nie pozwalajac mu sie zabrazowic.
Dodajemy okolo 500 ml smietanki, slodkiej 38 albo jaka macie. Nie moze byc kwasna, bo kwasnej nie powinno sie gotowac.
Odparowujemy i w miedzyczasie dodajemy musztarde. Ile? Ano to trzeba wysmakowac, bo kazdy ma swoj smak.
I odparowujemy aby sos mial konsystencje kremowa - gestego sosu.
Wkladamy ponownie mieso do sosu i podgrzewamy jeszcze 10-15 min.
Do tego podawala moja babcia salatke pomidorowa z cebula w kwasnej smietanie i gotowane grule.
BTW nalezy samemu dopasowac. Ale po takim sosie i jednym duzym ziemniaku plywa sie kilka km i traci na wadze. Ale to Was przeciez nie dotyczy