MORGANO
Go
|
DOKTOR JAN KWAŚNIEWSKI (134) ODPOWIADA NA LISTY CZYTELNIKÓW KTÓRE UKAZYWAŁY SIĘ NA ŚLĄSKU W KATOWICACH W DZIENNIKU ZACHODNIM Zebrał i przepisał. Morgano
Drogi Panie Janie Kwaśniewski Seria prądów selektywnych, które Pan mi zalecił sprawiła, że wreszcie „mam spokój” - szum w uszach ustąpił, a zgrubienie na szyi zanika. Trzy lata temu dokładnie badałem to zgrubienie w klinice. Lekarze stwierdzili, że nie jest to tarczyca, lecz chyba narośl typu nowotworowego. Kazali mi tego nie ruszać - lecz powiększało się samo, szczególnie w czasie grypy. Prądy selektywne sprawiły, że szybciej zanika „ ten nowotwór”. Zawiadomię Pana, gdy całkiem zniknie. Żywię się optymalnie od marca (1997). Wanda P. z Katowic
Prądy selektywne PS stosowane na uszy mogą spowodować ustąpienie szumu w uszach i poprawić słuch, czasem znacznie, u osób niedosłyszących. Powodują, bowiem znaczną miejscową poprawę odżywiania tkanek, także uszu. Wyniki są trwałe, a leczenie nie musi być powtarzane. Prądy selektywne porządkują zaburzenia w polach elektromagnetycznych i zmieniają je na „zdrowe”. Nie wszystkie szumy w uszach i osłabienie słuchu można w ten sposób wyleczyć. Poprawa występuje nawet w przypadkach, gdy zaburzenia słuchu są spowodowane uszkodzeniem nerwów słuchowych, czy zmianami chorobowymi w ośrodkach wegetatywnych pnia mózgu, czy w korze mózgowej. W tych przypadkach większa poprawa może pojawić się jako skutek poprawy odżywiania pnia mózgu i kory mózgowej, które pojawiają się jako skutek żywienia optymalnego. Jeśli dolegliwości spowodowane są zmianami miażdżycowymi w tętnicach mózgowych, czy w tętnicach zaopatrujących uszy, poprawa następuje powoli i jest skutkiem cofania się zmian miażdżycowych z tych tętnic. Prądami miażdżycy wyleczyć się nie da, ale dolegliwości spowodowane miażdżycą zawsze można prądami zmniejszyć. Prądy PS maksymalnie i na długo rozszerzają tętnice w obszarze, na który są stosowane. Rozszerzenie tętnic, to poprawa zaopatrzenia, także w tlen. Ponieważ przyczyną powstania zmian miażdżycowych jest miejscowy niedobór tlenu w komórkach błony wewnętrznej tętnic, a przyczyną niedoboru tlenu są złe „paliwa”, które do spalania potrzebują więcej tlenu, a przyczyną złych „paliw” jest złe odżywianie człowieka, który na miażdżycę choruje, jasnym się staje, że po wprowadzeniu żywienia optymalnego, przy którym organizm przeznacza dla swoich tętnic paliwa bardziej wydajne, lepiej spalane i potrzebujące mało tlenu, tlenu w tych komórkach nie brakuje i nie muszą go wytwarzać z węglowodanów przy ich przetwarzaniu na trójglicerydy, a te są przetwarzane na cholesterol po to, gdyż w ten sposób organizm pozyskuje sporo wodoru, który może spalić z tlenem na wodę destylowaną. Prądy selektywne znacznie przyspieszają cofanie się zmian miażdżycowych w tętnicach, oczywiście tylko wtedy, gdy chory stosuje równocześnie żywienie optymalne. Stosowane u chorych pozostających na dotychczasowym modelu żywienia, lub zmieniających je według wskazań współczesnych poglądów, które nazywa się wiedzą, a które wiedzą nie są, powodują poprawę, spowalniają przebieg procesów miażdżycowych (więcej krwi - więcej tlenu-mniej trójglicerydów - mniej cholesterolu), ale wyleczyć chorego z miażdżycy nie mogą. Wielokrotnie chorzy podawali zmniejszanie się i zanikanie różnych guzów, którym przypisywano etiologię nowotworową w wyniku stosowania optymalnego. Zatem i u Pani ten guzek powinien zaniknąć. Przy żywieniu optymalnym nie ma warunków „ technicznych „ niezbędnych do powstania nowotworu. Przy żywieniu optymalnym nie ma czynników niezbędnych dla nowotworu, który już jest. Gdy nie jest jeszcze za późno, nowotwór zanika. Nikt z ludzi stosujących dłużej lub krócej żywienie optymalne nie zgłosił mi, że zachorował na nowotwór. Wielu podawało, że raka płuc, mięsaka kości i z innych nowotworów zostali wyleczeni. A ludzi stosujących żywienie optymalne jest już więcej niż 600 tysięcy. Nie tylko w Polsce. Liczba ludzi zaczynających stosowanie żywienia optymalnego rośnie lawinowo. Może nawet za szybko. Nasza gospodarka, która od kilkuset lat i obecnie była i jest sterowana przez ludzi zupełnie nieznających się na rzeczy, może nie wytrzymać nagłego wzmożonego zapotrzebowania na nowe produkty spożywcze i zaniku zapotrzebowania na wiele obecnie wytwarzanych, a zawsze złych dla ludzi produktów. Dlatego staram się, aby moje książki były rozprowadzane tylko na Śląsku, a moje wypowiedzi drukowane tylko w „ Dzienniku Zachodnim” po to, by zbyt szybko i zbyt dużo ludzi nie zaczęło nagle diety optymalnej. Powszechne jej wprowadzenie, które i tak nastąpi, powinno być odpowiednio przygotowane. Zmiany w rolnictwie, hodowli, w gospodarce żywnościowej będą (nie lubię tego słowa) rewolucyjne. Naród, który pierwszy potrafi dostosować swoją gospodarkę żywnościową do nowych potrzeb i który pierwszy wprowadzi do realizacji mój „PROGRAM POPRAWY WYŻYWIENIA NARODU’’ z roku 1974, najwięcej skorzysta. Niestety. Setki tysięcy ludzi rozumieją i stosują moją wiedzę w praktyce. Ale nierządzący. Albo jej nie rozumieją, albo nie potrafią wyciągnąć stosownych wniosków. Nikt nie uwierzy, że żaden minister, poseł, senator, wojewoda, nie spotkał się z moją wiedzą. Przecież nawet obecny premier pochodzi ze Śląska. I co? Nic. Cisza. Pierwszym wyjątkiem jest burmistrz miasta i gminy Łazy, gdzie zawiązał się pierwszy klub „ optymalnych”. Miał rację ks. Prof. Sedlak, gdy napisał „ Przerażająca jest zmowa głupców. To najpotężniejszy związek, choć bez prezesa i składek”. Wiem, że w miarę zwiększania się liczby ludzi stosujących żywienie optymalne, ten najpotężniejszy związek zmniejszał się będzie, aż zniknie. Jest to możliwe i będzie. Szkoda tylko, że trzeba jeszcze niepotrzebnie tak długo czekać. JAN KWAŚNIEWSKI
Wielka nadzieja obudziła się w naszych sercach po przeczytaniu Pańskich książek. Piszę w liczbie mnogiej, gdyż chodzi o mojego synka - 11 letniego chłopczyka, chorego na cukrzycę od stycznia 1996r. Z wykształcenia jestem pielęgniarką z 13 letnim stażem. Niewiele wiedziałam o cukrzycy i jak wielkim jest ona koszmarem dla dziecka. Synek mój bardzo źle znosi tę chorobę, cały czas jest bardzo głodny ( zrozumiałam, dlaczego po przeczytaniu Pańskiej książki), dojada - gdy tylko stracimy go z oczu, mimo że cały nasz czas poświęcamy na tłumaczenia i przygotowanie „ odpowiednich” posiłków. To po prostu jest silniejsze od niego, a nas to zabija psychicznie. W tej chwili przyjmuje około 25 jednostek insuliny na dobę, którą wstrzykuje sobie 4 razy dziennie. Trzy razy znalazł się w takim stanie, że nie można było z nim nawiązać kontaktu - gdyż sam podał sobie więcej insuliny, by najeść się do syta. W tej chwili przebywa w sanatorium w Rabce. Po 2 tygodniach pojechaliśmy w odwiedziny, a tam kolejna niespodzianka. Stwierdzono zmiany na dnie oka. Wraz z mężem odchodzimy od zmysłów, nie chce nam się żyć. Doktorze, błagam weź nas pod swoją opiekę. Dietę chciałabym wprowadzić w czasie ferii, kiedy nie chodzi do szkoły i mogę go obserwować. Mamy w domu glukometr, wagę elektroniczną książki z dietą, jesteśmy systematyczni. Istnieje możliwość naszego przyjazdu do Ciechocinka, czy gdziekolwiek Pan Doktor wskaże. Przepraszam za chaos w tym liście, ale w mym sercu noszę wielki ból. Joanna Bargieł
Zawsze radzę, że cukrzyca typu I, zwłaszcza u dzieci powinna być leczona przez pierwsze 2 tygodnie w szpitalu. Niestety, takich szpitali jak dotąd nie ma i jak znam naszą służbę zdrowia - jeszcze nieprędko będą. Jeśli rodzice są inteligentni dużo o cukrzycy wiedzą, mają glukometr i możliwość sprawdzania czy w moczu nie pojawia się zbyt dużo ciał ketonowych, to mogą wyleczyć swoje dziecko w domu. Leczenie cukrzycy u dzieci tak, aby tę cukrzycę raz na zawsze wyleczyć, trwa od 3 dni, do kilku tygodni. Prawie każdy przypadek cukrzycy wyleczyć można. Piszę „prawie”, bowiem czasem jest to trudne, lub trwa dłużej. Gdy cukrzyca trwa długo, gdy dołącza się niewydolność nerek, gdy dawki przyjmowanej insuliny są teoretycznie za duże w stosunku do spożywanych węglowodanów, gdy organizm niszczy receptory insulinowe w komórkach, a surowica chorego szybko rozkłada insulinę tak, że insuliny działające długo praktycznie nie skutkują, nie należy podejmować się leczenia cukrzycy typu I w warunkach domowych, zwłaszcza u małych dzieci. Lekarze od ponad 25 lat spotykają chorych, którzy po zastosowaniu żywienia optymalnego wyleczyli się z cukrzycy. Znacznie więcej zostało wyleczonych chorych z cukrzycy typu II, tych „leczonych” tabletkami i tych leczonych insuliną. Bo chorych na cukrzycę typu II jest obecnie 10 razy więcej, niż chorych na cukrzycę typu I - insulino zależną. Opieka nad chorymi na cukrzycę i ich obecne „ leczenie” jest społecznie bardzo kosztowne. Nie ma znaczenia fakt, że insulina i inne leki są dla chorych bezpłatne. Za te leki za sanatoria dla chorych na cukrzycę, za poradnie cukrzycowe, za miejsca w klinikach i szpitalach przeznaczone dla chorych na cukrzycę, za zwiększoną absencję chorobową, za częste inwalidztwo, za skrócenie życia chorych o średnio 30% płacimy wszyscy. Płacimy bardzo dużo i - niepotrzebnie. Jeśli lekarzom, chorym, innym ludziom wmawia się stale, że cukrzyca jest nieuleczalna, to wmawianie, jak słusznie twierdził Karol Darwin, zamienia się w instynkt, a tam gdzie działa instynkt rozum przystępu mieć nie może. „ Gdy po wyleczeniu się z cukrzycy poszedłem do poradni cukrzycowej, aby się z niej wypisać, lekarz kazał mi iść do psychiatry” - napisał chory, u którego cukrzyca ustąpiła w grudniu 1987r. i nie powróciła. Ponad 95% chorych na cukrzycę w Polsce można wyleczyć w okresie jednego roku. Pozostałych też będzie można z cukrzycy wyleczyć z tym, że będą musieli przyjmować niewielkie dawki insuliny. Dotyczy to tych nielicznych chorych, których organizm szybko rozkłada podawaną insulinę i własną insulinę, którą chory prawie zawsze wytwarza, ale w zbyt małej ilości. Ilość ta jest w zupełności wystarczająca dla organizmu żywionego w sposób optymalny, gdy ilość podawanych węglowodanów oscyluje w granicy 50g/dobę, a nie wynosi 500-800g jak się to spotyka u chorych na cukrzycę, którzy są „leczeni” na cukier, ale nie są leczeni na cukrzycę. Już samo to, że na cukrzycę chorują prawie wyłącznie ludzie, a nigdy nie chorują zwierzęta żyjące w warunkach naturalnych, powinno zmusić do zastanowienia, dlaczego tak się dzieje. Niestety, „ludzie nie myślą, ludzie się martwią” napisał Władysław Tatarkiewicz. „Uczeni i nieuczeni nie mają czasu na myślenie, a przecież myślenie jest podstawowym atrybutem człowieka” - Powiedział ks. Prof. Włodzimierz Sedlak. Przyczyną cukrzycy jest cukier (węglowodany) spożywane w dawce 10 i więcej razy większej od tej, jaka jest potrzebna. Im więcej człowiek zjada węglowodanów, tym więcej jego trzustka musi wytwarzać insuliny. Jednym z najsilniejszych czynników rakotwórczych jest insulina - tak wytwarzana przez organizm, jak i podawana w zastrzykach. Ponieważ przyczyną insuliny jest cukier, a jedną z najważniejszych przyczyn raka jest insulina, stąd przyczyną raka jest cukier. Przy małej ilości węglowodanów w diecie nowotwór złośliwy praktycznie rozwijać się nie może. Po odpowiednim przeszkoleniu lekarzy i innego personelu służby zdrowia, rok 2001 powinien być rokiem 1 - pierwszym we wprowadzaniu żywienia optymalnego powszechnie. Wtedy w nowe tysiąclecie Polska będzie mogła wejść bez chorych na cukrzycę i prawie bez nowotworów. Nie ma potrzeby przyjeżdżać do Ciechocinka. Proszę zapisać się na wizytę do mnie w Gliwicach na początku stycznia, skoro i tak zamierza Pani rozpocząć dietę u syna w czasie ferii. Proszę przyjechać z synem.
JAN KWAŚNIEWSKI
|