A wiec GRAPEFRUIT-y i po roku good by hemoroidy.
Witam,
******DYWAGACJA***************
Najpierw na temat powyższego cytatu. Dzięki Tobie coś sobie doczytałem i od dzisiaj będę mówił tylko „witam” i „na razie” lub „do zobaczenia” by nie zahaczać o drugie przykazanie.
Rzuciłem okiem na posta i optymistycznie co pierwsze wpadło to ...„good by hemoroidy”....
Pierwsze skojarzenie było dziwne:
„good by nature”
w znaczeniu: „Are humans good by nature? Good by nature? Bad by nature?
Przeczytałem całość i złapałem kontekst, pomyślałem, że ja dla jasności napisałbym na pewno good bye hemoroidy, ale wczytałem się w źródło:
http://www.thefreedictionary.com/good-byI mi się rozjaśniło. Od dziś traktuję zwyczajne „cześć” jako niebezpiecznie bliskie do II przykazania i pozostanę przy swoim „Witam” „Pozdrawiam”
I pomyśleć, że aż tyle wynikło z braku myślnika w good-by
******DYWAGACJA***************
A teraz nieco o jedzeniu esencji jedzenia.
Oto co zjadam dziennie.
Weglowodany z kaszy gryczanej, ziemniakow i kiszonej kapusty skropionej Virgin Olive Oil 60g dziennie
Bialko zwierzece z baraniny, zoltek plus roslinne z powyzszych produktow 40g daziennie
Tluszcz z loju wolowego, baraniny i zoltek 150g-180g dziennie
Mikro i makroelementy z trawy morskiej (agar) kilka gramow dziennie gotowane z kasza
Zapomnialem jeszcze dodac, ze na kolacje zjadam 40g mozdzku baraniego. Mozg w suchej masie zawiera 60% tluszczu (co na to wszelkiej masci wege........) i jest najwieksza koncentacja DHA w organizmie.
Ja dla przykładu lubię uduszone na bardzo miękko kości z żeberek wieprzowych (no całych nie zjadam, interesuje mnie szpik i chrząstki nieco mięsa). Nie są to żeberka tylko to co nasi masarze uznają za „nieładne żeberka”, które nie mają kształtu pasków i mało mięsa i przez „normalnych” klientów kupowane są niechętnie.
Jedzenie jest pierwsza klasa, ale po maksymalnie trzech takich posiłkach pod rząd czuję właśnie w ślinie nadmierną koncentrację tego co najlepsze w smaku żeberek jest. Podejrzewam, że podobnie ma się sprawa z móżdżkiem baranim a także baraniną jako taką, zawiera ona ewidentnie (co każdy węchem wyczuwa) coś czego organizm ludzki nie zawiera, a może i nie za dobrze metabolizuje.
Zjawisko takie nie występuje przy zjadaniu mięsa wieprzowego typu karczek lub łopatka z dodatkiem smalcu – mogę to jeść niemalże bez końca w kolejnych posiłkach bez efektu kumulacji czegoś (wyczuwalne w smaku śliny).
Generalnie jak ślina ma smak to znaczy, że dobrze nie jest.
Ja jak przedobrzę to zjadam sobie w ciągu całego dnia tylko kilka małych gotowanych ziemniaczków wgniecionych w połowę kostki smalcu wieprzowego lub tylko żółtka smażone na smalcu.
Jeszcze jeden przykład by bardziej rozświetlić co mam na myśli.
Można spróbować zjadać przez kilka kolejnych dni tylko cebulę jako węglowodany 67g węglowodanów z cebuli to aż 1 kilogram cebuli, plus do tego smalec i kawałek wieprzowinki lub żółtka by zachować proporcję.
Po kilku dniach (kilogramach) cebuli poczujesz, że masz jej serdecznie dosyć, co przy zjadaniu dziennie 450g ziemniaka (67g węglowodanów) + smalec i kawałek wieprzowinki lub żółtka nie występuje – można tak prawie bez końca, czasami urozmaicając podrobami wieprzowymi lub buraczkiem czy papryką czy ogórkiem.
Podsumowanie:
Są potrawy neutralne, które można jeść codziennie licząc tylko B T W i takie, które zawierają jakiś szczególny składnik, który nam się skumuluje i stworzy problemy.
Nieprzekonanym proponuję przez kilka kolejnych dni jako jedyne źródło węglowodanów wybrać sobie jedną z opcji:
- 900g Cebuli = 60g węglowodanów
- 400g Chrzanu = 60g węglowodanów
- 900g Papryczki Chili konserwowej = 60g węglowodanów
- 120g Pieprzu mielonego = może 60g węglowodanów
Z czego pewnie tylko Cebulę uda się jako-tako przyswoić
Dla kontrastu – by żyło się lepiej.
- 75g ryżu = 60g węglowodanów
- 250g ziemniaków + 0.5l piwa = 60g węglowodanów
Dla mnie mięsa aromatyczne (dziczyzna, baranina) oraz podroby typu móżdżek, szpik nie nadają się jako zasadnicze, codzienne źródło białka gdyż zawierają coś co organizm wydala z trudem co może prowadzić do kumulacji danego składnika i zakłócenia metabolizmu.
Takie tam luźne przemyślenia.
W zasadzie to dawni pasterze jedli nabiał w naturalnej proporcji do mięsa czyli tyle nabiału ile z danego stada uzyskano podzielić przez tyle mięsa ile ze zwierząt uzyskano. Powiedzmy przez rok. Na ale o to, to trzeba by bacę zapytać – takiego co dawne czasy pamięta.
Pozdrawiam serdecznie,
Adam