Gavroche
|
Psy znanych ludzi
Jan Borzymowski
Wiele prominentnych, powszechnie znanych osób ma psy. Być może stanowi to pewną odskocznię od intensywności życia, różnych obciążeń, napięć. Niewykluczone, że ma to pewien pijarowski akcent, zwłaszcza w przypadku polityków. Towarzystwo psa ociepla wizerunek, przybliża społeczeństwu prominentną postać. Pokazanie dygnitarza w kategoriach normalnego, bezpośredniego człowieka sprowadza się często do prozaicznych okoliczności, z jakimi spotykamy się na co dzień.
Można nie zgadzać się z poglądami politycznymi, orientacją polityczną - to zrozumiałe. Jest jednak znaczna grupa ludzi, którzy nie wnikają w szczegóły natury doktrynalnej. Tych właśnie można zjednać wizerunkiem, bezpośredniością, uśmiechem i innymi szczegółami, które komuś mogą wydać się mało ważne, ale nie są. Pies może stanowić akcent wzbudzający sympatię. To miłe zwierzę jest ponad wszelkimi podziałami społecznymi, politycznymi, materialnymi, rasowymi, religijnymi. Występuje we wszelkich warstwach społecznych, poczynając od najuboższych, poprzez ludzi klas średnich lub bardzo zamożnych, do tych na wysokich stanowiskach. Demokracja rozdziela głosy równo. Dlatego dotarcie do możliwie szerokich warstw społecznych jest sprawą na miarę sukcesu. Polityk, który tego nie docenia, wiele traci. Mamy demokrację i masowość występowania psów w społeczeństwie wskazuje na polityczną celowość uwzględnienia zjawiska. Nie można kwalifikować polityka według "kryteriów kynologicznych", byłoby to mało poważne. Fakt posiadania psa stwarza jednak dodatkową płaszczyznę przybliżenia. "To ten, który tak jak my ma psa". Historia pokazuje - dobrze jest, kiedy prominentna postać, obok cnót rozlicznych wieńca, ma czworonoga. Tę tezę docenia zwłaszcza wielu specjalistów od wizerunku. Nie jest przypadkiem uchylanie rąbka prywatności poprzez cztery łapy. Od kiedy w Białym Domu zamieszkał mało znany cão de agua português, zdjęcia obiegły cały świat. Prezydent Stanów Zjednoczonych, dobry ojciec, uległ prośbom córek i kupił im psa. Co ważne, nabył przedstawiciela rasy, która nie koliduje ze zdrowiem dziewczynek. O tym mówi się, pisze. Psy przebywające w cieniu znanych postaci przechodzą niejednokrotnie do historii. Jednym ze znaczących dowódców podczas drugiej wojny światowej był generał George Patton. Jego nieodłącznym towarzyszem był biały bullterier Willie (ryc. 1). W różnych opracowaniach poświęconych generałowi występuje jego czworonożny ulubieniec. Pozwalano mu wszędzie biegać i opuszczać kwaterę główną. Swobodę psa nieco jednak ograniczono, kiedy nieoczekiwanie wskoczył na kolana generałowi Bradleyowi. Tego nietaktownego postępku w stosunku do przełożonego swego pana nie można było wybaczyć. Generał Patton bardzo cenił towarzystwo Williego. W listach do żony pisał, że lubi w nocy słyszeć chrapanie swego psa. Żartował także, że Willi zawsze uznaje jego postępowanie za nienaganne. Po śmierci Pattona w grudniu 1945 r. Willie został przesłany samolotem do rodzinnej posiadłości w Massachusetts. Nie zapomniał nigdy swego pana. Gdy pokazano mu jeden z hełmów bojowych generała, biegał w kółko, węsząc i poszukując. W filmie pt. "Patton" występuje sobowtór Williego.
Jakie emocje może wyzwolić w człowieku pies, świadczy wypowiedź prezydenta Stanów Zjednoczonych Franklina Roosevelta: "Możecie krytykować mnie, moją żonę i rodzinę, ale nie mojego psa". Był bardzo zżyty ze swoim szkockim terierem Fala. Nic więc dziwnego, że w Waszyngtonie stoi pomnik przedstawiający 32. prezydenta USA wraz z jego ukochanym pieskiem. Wybitnie negatywne postacie też często były właścicielami psów. Adolf Hitler miał szalenie uległą sukę owczarka niemieckiego o imieniu Blondi. Barwne są opowieści na temat królewskich psów w Wielkiej Brytanii. Np. za rządów Henryka VIII do komnat królewskich nie wolno było wpuszczać żadnych psów poza małymi spanielami. Niektórzy władcy poszli dalej. Karol I (1600-1649) wydał prawo zezwalające królewskim spanielom uczestniczyć w Radzie Królewskiej. Inny przywilej zezwalał spanielom cavalier poruszać się bez przeszkód po całym królestwie. W Wielkiej Brytanii obowiązuje do dziś dekret sprawiający, że angielskim toy spanielom wolno wchodzić do wszystkich publicznych budynków. Apogeum popularności małych spanieli - cavalier - nastąpiło po koronacji Karola II (1630-1685). To właśnie Karolowi II zawdzięczają one swoją nazwę - king charles spaniel. Mówi się, że ponoć król troszczył się bardziej o swoje psy niż o państwo i nigdy się z nimi nie rozstawał. Krąży wiele opowieści na ten temat. Psom wolno było biegać po królewskim pałacu, zdarzało się, że wpadały do sali obrad i przerywały ważne konferencje.
Szwedzki kynolog generał Ivan Swedrup opisuje przypadki "psich prezentów" w dyplomacji. Żyjący na przełomie XIV i XV wieku bankier z Florencji Cosimo de Medici przesłał do Belgii osiem bolończyków i polecił, aby je podarowano prominentnym osobom w Brukseli. Najwyraźniej wysoko ceniono takie prezenty. Kiedy król Hiszpanii Filip II Habsburg (XVI w.) otrzymał prezent od księcia d’Este w postaci dwóch bolończyków, w podziękowaniu napisał: "te dwa małe pieski są najbardziej królewskimi spośród prezentów, jakie ofiarować można cesarzowi". Znane są różne przywileje, jakie koronowane głowy nadawały psom. Wielu polityków i monarchów europejskich również miało i ma psy. Można by o nich napisać obszerne dzieło. Nie inaczej jest w Polsce. Przechodząc do współczesności, trudno zapomnieć przemówienie prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, też właściciela psa, który nawoływał do zmiany poglądów znanego polityka Ludwika Dorna: "Ludwiku Dorn i suko Sabo - nie idźcie tą drogą". Saba to sznaucer olbrzym. Polska należy do krajów, w których obecność psów jest zjawiskiem masowym. Nic więc dziwnego, że nie mogło zabraknąć przedstawiciela czworonogów w apartamentach Belwederu. Taką rolę pełni sympatyczny cocker spaniel Draka vel Ponia. Czarno-białą suczkę państwa Komorowskich dzieci nazwały Draka. Prezydent wabi ją Ponia. Może to być wyraz pewnych resentymentów. Ponia to po litewsku pani. Piesek ma dużo swobody, z czego wynikają czasami humorystyczne sytuacje. Wprawdzie ma opinię dobrze ułożonej suczki, czasami jednak emocje górują chyba nad jej "dyplomatycznym" wyrobieniem. Podczas wizyty szwedzkiej pary królewskiej Ponia pierwsza powitała wysiadającą z limuzyny królową Sylwię, co zostało potraktowane miło, z uśmiechem. Suczka ma dużo swobody, porusza się prawie wszędzie, gdzie chce. Jej skomlenie powoduje otwarcie wszelkich drzwi Belwederu. Wzorem jej poprzedników w pałacach angielskich władców, bywa, że uczestniczy w obradach i konferencjach. Zachowuje się nienagannie, nie popełnia gaf, jak przystało na psa tej rangi... Prezydent Komorowski, poprzez posiadanie psa, który nie jest atrapą, tylko normalnie, miło, ciepło traktowanym zwierzęciem, wpisuje się do panteonu głów państw, w których psy też mają swojego przedstawiciela najwyższej rangi...
Wiadomo, że oficjalne wizyty przedstawicieli państw, koronowanych głów, dyplomatów, obwarowane są sztywnym, może nieco nudnym protokołem. Być może obecność psa stanowi pewne odejście od obowiązujących reguł. To nie jest źle postrzegane. Tym bardziej, że co wypada psu, już niekoniecznie wypada człowiekowi... Podczas wizyty w Polsce królowej Elżbiety II na Rynku Starego Miasta w Warszawie miał miejsce pewien epizod. Zjawiła się tam znana w kynologicznym świecie pani Anna z kilkoma psami welsh corgi pembroke. Najwyraźniej był to gest miły sercu królowej Wielkiej Brytanii, która ma pieski tej rasy. W kłopocie była ochrona, bo monarchini podeszła do piesków, czego protokół nie przewidywał, a uśmiech na jej twarzy wskazywał, że to spotkanie stanowi dla niej szczególnie miły akcent. Politycy, wojskowi, naukowcy, pisarze, ludzie aktywni, czynni, bardzo często są właścicielami psów. Znam pewnego profesora akademickiego, matematyka, który mając ponad osiemdziesiąt lat, nadal pracuje, prowadzi wykłady, seminaria, pisze kolejne podręczniki. Twierdzę, że tę nieprzeciętną sprawność zawdzięcza temu, że zawsze miał psy. Codziennie wyprowadza je na długi spacer. Tym samym profesor też "jest wyprowadzany", ma ruch na świeżym powietrzu. W podwarszawskim Komorowie, w domu, gdzie mieszkała pisarka Maria Dąbrowska, znajduje się biblioteka jej imienia. Przed budynkiem ufundowano pomnik "ławeczkę Marii Dąbrowskiej". Pisarka miała psa, kundelka, z którym się nie rozstawała. Tym samym upamiętnienie postaci nie mogło być wyrażone inaczej jak wraz z ukochanym czworonogiem...
|