Witam wszystkich.
Nazywam się Tomasz Przeorski, mam 33 lata i mieszkam w Sosnowcu.
Zacznę od pytania które chciałem zadać na końcu ale aby nie zniechęcać długa lekturą, zadam je na początku a potem rozpisze się.
Zastanawiam się, czy nie zmienić swojego odżywiania, bo mimo iż wydaje się ono zdawać egzamin i to „Koncertowo” to jednak zacząłem stosować je gdy moje życie było diametralnie inne niż jest teraz. Jako że jestem młody, może organizm na razie po prostu daje radę, ale może jestem w stanie pomóc mu jeśli coś zmienię, coś w znaczeniu dużych zmian.
Na tym zbytnio nie znam się a czytając wiele artykułów w sieci, nie jestem w stanie dojść do żadnych wniosków innych niż aby jednak może nic nie zmieniać.
Teraz rozpisze się na temat siebie i tła tego wszystkiego.
Od małego byłem otyły, z czasem przeradzało się to w ogromną już nie otyłość a spasłość.
Tutaj śpieszę zaznaczyć iż nie mam żadnych chorób czy genetycznych uwarunkowań do tycia. Badania różne, różniste były wykonywane Po prostu utuczyła mnie babcia a potem mojej mamie nie udało się tego zastopować.
Po prostu mój umysł został skrzywiony za młodu i potem już działał jak typowy grubasa – nie pomagał a wręcz zmuszał mnie do wrzucania w siebie ton śmieci, bo nawet nie jedzenia.
Będąc w klasie maturalnej doszedłem do wagi prawie ćwierć tony a dokładniej 238 kg !
Wówczas przeszedłem operację zmniejszenia żołądka w Zabrzu u profesora Pardeli.
To dość dużo pomogło. Po wyjściu ze szpitala wyszedłem już chudszy o około 20 – 30 kg ( nie pamiętam dokładnie ). Powiedziano mi że ciężaru nie było po mnie widać, że tłuszcz był bardzo ubity we mnie.
Pominę okres rekonwalescencji, ale oczywiście nie było łatwo. Trochę starałem się czasami jeść za dużo ale efekty operacji nie pozwalały – nadmiar zwracałem natychmiast. Z czasem jednak zdołałem troszkę rozciągnąć ten żołądek – to co operacja zostawiła jako „aktywną” jego część. Zauważyłem jednak że gdy przestawałem „wpieprzać” wszystko wracało do normy, jakby ściągało się z powrotem.
Więc efektów nie zaprzepaściłem. To nadal działa.
Mimo to, w ciągu wielu następnych lat ( około 9 ) doszedłem znowu do gigantycznej wagi.
Oczywiście szamocząc się cały czas z różnymi dietami itd. Nigdy jednak na niczym nie wytrwałem długo.
Wiele lat temu, mama ( która też ma problemy z wagą ale powiedzmy normalne w porównaniu do moich ) zaraziła mnie dietą/żywieniem optymalnym/tłustym doktora Kwaśniewskiego.
Spodobało mi się, zarówno teoria jak i praktyka, wydawało się że zaczyna skutkować…
Razem pojechaliśmy na 10 dniowy turnus/wczasy optymalne do Ustronia.
Codziennie mieliśmy wykłady na temat prowadzenia tego odżywiania, ośrodek w którym mieszkaliśmy serwował nam idealnie przyrządzone posiłki optymalne.
Wszystko było prowadzone przez ludzi przeszkolonych przez twórcę diety. Wszystko kończyło się ustalaniem wagi należytej dla każdego z uczestników. Dla mnie wyliczono iż powinno to być 95 kg.
Oczywiście były tam też konsultacje z lekarzami, którzy stwierdzili między innymi iż mam atletyczną budowę czy grube kości, nie pamiętam już dokładnie.
Przeskoczmy teraz do wieku 29 lat…
Ważąc nie wiem dokładnie ile, bo moja waga która ważyła do około 205 – 210 kg mówiła ERROR po wejściu… coś się zmieniło, w końcu znalazłem w sobie siłę potrzebną do wytoczenia sadłu moich ciężkich dział…
Moje postanowienie w sylwestra 2006 roku brzmiało „Od jutra rozprawiam się z tłuszczem” !
W ciągu 4 miesięcy zrzuciłem 30 kg – jeżdząc codziennie po pracy nad pobliskie jezioro i szybkim marszem chodząc w koło szczelnie ubrany w gruby dres – aby jak najwięcej wypacać. W tym samym czasie nadal byłem na żywieniu optymalnym. Obliczyłem że na dobę przyjmowałem około 700 kcal. W samych dobrych produktach jak jaja czy sery lub mięso typu karkówka.
Gdy tempo spadków wagi zaczęło spadać, pomyślałem sobie „rety, to tylko nogi i pocenie, muszę dopalić to jeszcze”, zacząłem szukać siłowni. Znalazłem w Google ( prawdę Ci powie przecież ) i pojechałem by porozmawiać.
Młody chłopak, zarówno właściciel jak i trener, po AWF-ie, rozbudowana muskulatura ale bardzo przyjemny, miły zarazem ( nie „kark” ).
Bardzo przejął się mną i podjął się trenowania mnie, pomocy w zrzuceniu reszty mojego problemu.
Powiedziałem mu że mam w dupie siłę, rzeźbę czy wytrzymałość, chce się upadlać, padać ze zmęczenia i palić, palić palić !
Początki były bardzo trudne, organizm grubasa nie przyzwyczajony ani do wysiłku ( choć mimo takiego spasienia, zawsze lubiłem wysiłek a mój organizm o dziwo jakoś wytrzymywał ) ani do bardziej dokładnego zakresu ruchów ( większego niż chodzenie ) wył z bólu, zakwasy były tak potężne że potrafiły tygodniami trzymać ale ja z płaczem rozbijałem je mimo że do samochodu wsiadałem kwadrans… Na siłowni byłem codziennie, 7 dni w tygodniu. Oprócz treningów siłowych, oczywiście ostro jechałem ze steperem, czyli aeroby. Oczywiście zawsze szczelnie opatulony w gruby dres. Szybko mój trener doradził mi l-karnitynę a potem termogeniki by spotęgować spalanie. Lało się ze mnie ! a nadal w ciągu doby przyjmowałem 700 kcal. więc wydzierałem organizmowi kilogram po kilogramie.
Oczywiście musiałem brać rzeczy ochronnie działające, choćby glukozaminę bo stawy też cierpiały, tym bardziej że nie oszczędzałem ich, żadnych taryf ulgowych !
Brzuszki – gdy pierwszy raz trener pokazał mi jak powinno się wykonywać najprostsze pod drabinką, popukałem się w głowę… teraz czy to takie czy na krześle rzymskim – to moja codzienność. Nie pamiętam ile razy moja silna wola była w kąciku i po prostu płakałem, ale zawsze parłem do przodu po najdalej kilku dniach.
Waga codziennie mówiła 1,5 kg mniej, 1,5 kg mniej !
To dodawało mi siły, skrzydeł… od termogeników płonąłem cały czas, codziennie ale wytrzymywałem to.
Po jakimś czasie zacząłem stosować też kreatynę ale po to by mieć więcej siły a co za tym idzie, trenować ostrzej i znowu… więcej palić, nic innego nie liczyło się dla mnie !
Trener powiedział mi że ludzie na siłowni mnie nic nie mówią ale podziwiają mnie, za upór w dążeniu do celu i za efekty. Że nawet najbardziej „przypakowani” są w szoku obserwując mnie.
Tutaj muszę wspomnieć iż siłownia na którą chodzę, miażdży wszystkie które znam, pod jednym kontem – atmosfera jest wapniała, przemiła, każdy zna każdego, każdy każdemu chętnie pomaga itd. Wszyscy witają się ze sobą i jest po prostu miło, nie ma podziałów. Mimo że są ludzie typu „terminator” to nie wywyższają się i tak samo witają się z nowicjuszami jak i z równymi sobie.
Szybko uświadomiłem sobie że droga do odchudzenia się nie leży w dietach, w tabletkach a w nas samych, w GŁOWIE.
Chcąc się odchudzić, musisz walczyć i wygrać z własnym umysłem, tylko że… TO NAJPOTĘŻNIEJSZY WRÓG Z JAKIM MOŻNA SIĘ ZETRZEĆ…
Robię to nadal i chyba będę jeszcze długo, często są dni kiedy to on miażdży moją silną wolę wpychając mnie do konta w którym kule się i płacze ale zawsze po takim okresie przychodzi nowy dzień, gdy wstaję i wyrywam się znowu do boju. Wtedy znowu on nie ma najmniejszych szans !
Z czasem stałem się swoistą ikoną siłowni, zacząłem przyciągać sporo ludzi mających problemy z nadwagą, stałem się żywym dowodem na to że da się !
Tym bardziej że po około pół roku moich ćwiczeń, trener „męczył” mnie abym zgłosił się do Men’s Heath, bo oni szukają takich historii do swojej stałej rubryki o nazwie „klub bez balastu”. Na początku nie interesowało mnie to i skutecznie odmawiałem mu ale po jakimś czasie zgodziłem się bo już nie byłem w stanie odpierać jego wiercenia dziury w brzuchu
Tak więc, byłem bohaterem w numerze 11.2008 pisma Men’s Heath.
Z czasem zacząłem przyjmować dużo za duże dawki termogeników ( chyba większość dostępnych na naszym rynku znam, począwszy od thermo speed’a OLIMPa poprzez drożyzny jak ANIMAL CUT aż do jakichś niszowych ) bo cały czas w głowie dźwięczało mi to co wiele lat temu usłyszałem – Twoja waga należyta to 95 kg. Do tego dążyłem, to był mój jedyny cel.
Nie ważne było to co mi tłukli do głowy, że BMI nie odnosi się do osób trenujących sporty siłowe ani to że mam na sobie ogromny nadmiar skóry z komórkami tłuszczowymi pod nią, który wpływa dość mocno na moją wagę. 95 i klapki na oczy… to było złe…
Gdy już dochodziłem do tej wagi, pewnego dnia trener spojrzał na mnie i powiedział żebym przytył, bo wyglądam koszmarnie.
Mówił serio, popłakałem się bo nikt nigdy w życiu tego mi nie powiedział.
…mimo wszystko nadal parłem do swojego celu… i osiągnąłem go, nawet przeskoczyłem bo doszedłem do rezultatu 91,7 kg ! ale to był koszmar – huśtawki nastrojów powalały mnie i moje otoczenie, ja byłem ekstremalnie wycieńczony i odwodniony bo wydzielałem sobie nawet płyny ( litr na dobę ). Przegiąłem i to ekstremalnie !
Dotarło to do mnie i to pewien punkt zwrotny w tej historii.
Trener obliczył (szacunkowo ) że nadmiar skóry wraz z tkanką tłuszczową który noszę na sobie to może być nawet 7 kg, może więcej… więc nawet jeśli chcę ważyć 95 kg to plus 7 czyli 102 kg a może więcej, dodatkowo chcąc budować mięśnie nawet jeszcze więcej, nie palić, pozwolić organizmowi nadbudowywać a nie tylko palić. Czyli 105 będzie ok.
Obecnie, od dłuższego czasu jestem na etapie przyzwyczajania swojego umysłu do świadomości iż 105 kg może być, bo jako były grubas, cały czas jestem skrzywiony i walczę sam ze sobą by nie dopuścić do tego co było, ale WALCZĘ !
Jakiś czas temu na siłowni pojawił się drugi trener, znający się bardzo dobrze na dietach, któremu nie obca dieta optymalna. Któregoś dnia siedliśmy razem i zmodyfikowaliśmy moje żywienie, biorąc pod uwagę to jak często trenuję – 6 razy w tygodniu. Porcje i kalorycznośc zostały zwiększone, moja kondycja poprawiła się a waga nadal leciała w dół.
Kalorii w ogóle nie liczę – mam tak gigantyczne spalanie. Patrzę jedynie na proporcje białko/tłuszcz/węglowodany.
Plany treningowe, dawki jedzenia, efekty ( muskulatura, kondycja ), wszystko to się zmienia, jedyne co nie – ja nadal walczę bo to nie równa walka.
95% czasu jestem silny ale co jakiś czas wpadam w dół i jem, głównie śmieci czyli węglowodany. Po kilku dniach dużo cięższy budzę się z „letargu” i odrabiam.
Dlaczego się tak dzieje ?
1. Bo jestem grubasem który nie umie jeść, tylko nadal walczy o zmianę tego we własnej głowie. Nie umiem zjeść kilku kostek czekolady i przestać. Dojdę do tego a wtedy wygram ! To jednak jeszcze nie nastapiło…
2. Mam ogromne pokłady komórek tłuszczowych i mój organizm wszystko co wrzucam stara się ładować od razu w te rezerwy, tylko spalaniem, siłownią zmuszam go do tego by wykorzystywał na bieżąco to co dostaje jak i to co ma jeszcze zmagazynowane. Dopóki nie przejdę operacji wycięcia nadmiaru skóry wraz z tymi nieszczęsnymi komórkami, nie zmienię swoich wahań wagowych.
Dla przykładu:
Normalny człowiek przez tydzień będzie jadł gówna typu pizza, lody, chipsy, czekolady itd. Ile przytyje, kilogram ? U mnie w ciągu tygodnia w taki sposób przychodzi około 15 kg ! … ale potem w ciągu tygodnia jestem w stanie ciężką harówą na siłowni zrzucić to !
To mnie kładzie, jestem na razie w tym chorym kółku…
Jak widzicie, moje żywienie pochodzi z okresu innego niż ten w którym teraz jestem, i stąd moje zastanawianie się nad racjonalnością tego. Wszystko wydaje się być dobrze, ale może da się lepiej ?
Właśnie ze względu na to co ze mnie wisi, nie jestem w stanie sam stwierdzić, ocenić, dopasować niczego do siebie, nie sam – potrzebuję pomocy.
Szukałem odpowiednich lekarzy w mojej okolicy ale albo nie znalazłem w ogóle albo tylko takich którym obca jest tematyka siłownikowa.
Tutaj jeszcze nadmienię że ja w ciągu roku z małym haczykiem zrzuciłem 140 kg i od tego czasu utrzymuję tylko to ale kurewskim wysiłkiem.
Przeprowadzane były różne badania przed, w czasie i po moim odchudzeniu. Przed miałem szalejące ciśnienie, dużą wadę wzroku, kamienie i gigantyczne otłuszczenie wątroby – rzędu 10 cm !
Po zrzuceniu 140 kg ciśnienie samo unormowało się, wada wzroku cofnęła się o bagatela 2 dioptrie ( zmniejszyło się ciśnienie śród gałkowe ), kamienie same się rozpuściły a powiększenie wątroby mieści się w granicach błędu statystycznego. Lekarze mi gratulują…
… a ja nadal napierdalam…
Od 3 lat nie używam windy, wszędzie chodzę po schodach, aby mieć więcej wysiłku. Pracuję na 10 piętrze, więc sporo tego mam na co dzień.
Siłownia na którą chodzę to wspaniała siłownia i muszę zareklamować ją tutaj, bo bez niej nie udało by mi się. Jeśli siłownia w Sosnowcu to tylko Fitnesscenter.
Strona -
www.fitnesscenter.com.plW dziale galeria i jest moje zdjęcie a w dziale metamorfozy jestem na pierwszym, honorowym miejscu
Utrzymywanie wagi, zdrowie i rozbudowa muskulatury, siły, rzeźby i wytrzymałości to jest to co bym chciał osiągać, mieć widoczne efekty z siłowni bo jak już któryś z Was zauważył w innym temacie, ćwiczę 3 lata bardzo intensywnie a obwód bicepsa mam nadal śmieszny…
Bardzo, bardzo prosił bym Was o staranną lekturę i pomoc ( fachową ) w moim temacie, zmiana sposobu żywienia jak i żywienia – nie obawiam się tego, jeśli uznacie że można polepszyć je dla mnie. za co z góry bardzo dziękuję.