Pytanko mam do znawców.
Syn nr dwa (30 miesięczniak) jest... hmm... białkoniejadkiem. Jego jadłospis wygląda tak:
- Mleko ze śmietanką 1:2 na śniadanie i na kolacje (czyli ok 2x200ml)
- Na obiady głównie jada
* zapiekankę ziemniaczaną z papryką w śmietance
* placki ziemniaczane z sosem pomidorowo-masłowym
* mięsko a'la lasagne (bez makaronu i sera)
* klopsiki
- poza stałymi posiłkami uwielbia
* czekoladę
* wafle ryżowe
* chałwę
* galaretkę
* lody
* paprykę
* kapustę kiszoną (rzadko i mało)
* suszone jabłuszka
* orzeszki (rzadko, bo wychodzą tylko lekko pogryzione
)
* tzw. serek wyduszany (małośmieciowa papka Bakomy)
- pija
* wodę
* soki rozcieńczane wodą 1:1
* bardzo rzadko, a jak już, to łapczywie - rosołek z żółtkiem
Ponieważ to buntowniczy dwulatek, nic "innego" nie przechodzi. Z talerza potrafi nam na całym stole porozkładać to, czego nie zamierza ruszyć.
Jako, że na jajka i ser mówi "@#uj" (f nie umie powiedzieć
), to rzadko jedzone mięsko i odrobina jajka w placku jest jedynym źródłem białka.
Mamy z nim ten problem, że w pieluchę potrafi zrobić 4-5 razy dziennie, a konsystencja tego utworu jest raczej bardzo luźna. Zastanawiam się: mleko? niska podaż białka w stosunku do T i W?
Jeżeli to faktycznie może być za mało białka, możemy mu próbować dodawać extra żółtko do placka. Rozważam też w końcu kupienie maszynki do lodów i mocno żółtkować twory czekoladowe...
Ostatnio wyciągałem tu gdzieś opis karmienia adminowego brzdąca.
U mnie (dziewczynka, obecnie cztery latka) początkowo jadła wysokotłuszczowo (po zejściu z piersi), ale ponieważ mama jest wysokowęglowodanowa, pojadała zboża i ziemniaki z ogromnym apetytem, karmimy i ją wysokowęglowodanowo.
Oficjalnie stanowisko jest takie, że maluchy potrzebują aminokwasów egzogennych i cukrów prostych, a z resztą sobie poradzą
Moja mała zawsze lubiła produkty zwierzęce i o to dbam, a jej mama dba o węglowodany.
Obecnie je jakoś tak:
-gotowane jaja z odrobiną soli
-kotlety mielone z keczupem
-schab pieczony z ziemniakami, kaszą, warzywami
-chudy twaróg z dżemem domowym, konfiturą, owocami czy cukrem
-potrzebuje też coś w łapkę; wafle ryżowe, chrupki kukurydziane, pieczone chipsy ziemniaczane czy warzywne
-słodycze to: kostka czy dwie gorzkiej czekolady, sezamki, żelki, lizak, lody
-sporadycznie pieczywo, masło (jak nie zje tych 2-3 żółtek) i to co dostaje w przedszkolu (wyjada tylko pewne produkty).
Dieta jest dosyć monotonna, ale sprawdzona, nie powoduje problemów gastrycznych, które u nas wywołuje mleko, soki, owoce i strączkowe i nie ma próchnicy (dziewczynka w rodzinie ma już kanałowo leczone mleczaki!).
Nieregularnie podajemy witaminę C w syropie.
Pije tylko wodę.
Dla dzieciaka nielubiącego mięsa przygotowywałbym omlety z żółtek i twarogu, placki czy naleśniki na tej właśnie kanwie na słodko, z czekoladą, cukrem pudrem, cynamonem, przetworami z owoców.
Mięso domowe ze dwa razy w tygodniu, nic na siłę, a może w rozpaczy jakieś parówki, kabanosy w łapkę czy puddingi mięsne?
Wywaliłbym to mleko, soczki i w ogóle zbytnie dosmaczanie, odjąłbym słodkie od innych potraw, a podawał na słodko twory żółtkowo-twarogowe jako źródło białka uzupełniane rosołami i mięsem.