Autor
|
Wtek: Chodzenie po górach (Przeczytany 66035 razy)
|
administ
Go
|
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
|
Blackend
|
A to sprytne - taki bufor jakby
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
administ
Go
|
Ale, czy na pewno i czy na cztery strony mira i trzy razy przez lewe ramię? Bo jak nie, to...
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Blackend
|
No ale ja tylko tak jednym okiem, to może sie nie zarażę
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
|
Blackend
|
Poszło, ale na wszelki wypadek wyszedłem za balkon, bo obiad tez lubię zjeść
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
administ
Go
|
Ob-jad niedzielny to podstawa pożycia rodzinnego!
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
|
administ
Go
|
Rodzinne pożycie intymne. Bo, w cudze gary się nie zagląda, chyba że zaproszą... Ale krytykować nie wypada. Wypada zaś podziękować.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
RafałS
|
Ob-jad niedzielny... Aura dziś zwabiła by objadać kiełby z patyka, na prawie plazmie + odrobina dżdżu (nie wiadomo skąd ). Dzięki auro!
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
|
Radzio
Go
|
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Radzio
Go
|
"Co tu zbroić, co tu sknocić ..."- "po polskiemu" będzie. Góry są piękne w każdej porze roku! Żółta Polska Jesień w górach tworzy realną feerię barw w tak rozległej perspektywie, że aż dziw bierze, jak ... przysechł ten prozdrowotny, sportowo-rekreacyjny wątek. N i e d o p u s z a l n e w grze o raj. Około dwudziestokilometrowy odcinek, łączący Rytro z Krynicą-Zdrój, wyznaczony palcem po mapie mogę porównać z sześćdziesięcioma kilometrami nadbałtyckiej plaży, również dostępnymi dla palca. Spójnikiem dla obu są nogi turystów, precyzyjnie rejestrujące zapis tras. Tak się składa, że mam taki zapis, wykonany o podobnej porze roku- kończącym się lecie. Jadnak to, co dla mnie w górach jest najbardziej ujmujące nie wiąże się z dostępną polskim pasmom porą roku. Ujmującymi są zielonooka nieoptymalna "wstępna" w 50% góralka i jej przeciwieństwo- również zielonooka, lecz optymalna "zstępna" z podobną,50-cio procentową domieszką- starsza dziopa i o niej dziś będzie bajanie. Wczoraj, na skutek mojego intrygującego usposobienia, pół krwi góralka poddana została sprawdzianowi bardziej wytrzymałościowemu niż pamięciowemu, który zaliczyła za pośrednictwem dwóch jajec pozbawianych białka, tłuszczu dla cielaka i mieszaniny sproszkowanego ziemniaka(na starcie) z wyselekcjonowanymi chemicznie- z uwagi na osiągnięte przez nią D nO- owocami leśnymi, uzupełnianymi na bieżąco podczas marszu. Przemaszerowany odcinek po leśnych i miejskich ścieżkach jest zgodny z wyznaczonym palcem na mapie, a łączącym w/w miejscowości- 20km. Z najlepiej poinformowanych źródeł uzyskałem informację, że starsza pani właśnie szykuje się ... tym razem na turystyczny spacer do lasu.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Radzio
Go
|
"Po polskiemu" będzie ta niewydumana anegdotka. Częsta bytność starszej nieco bardziej ode mnie Lwowianko-Góralki w lesie skutkuje czasem pewnymi spostrzeżeniami. Otóż ostatnio usłyszałem krytyczne uwagi pod adresem leśnych, którzy według Mamy powinni zrobić porządek z walającymi się gałęziami i pniami po wyciętych drzewach. Na pytanie dziecka:- dlaczego to Jej przeszkadza? Odparła: - mnie nie przeszkadza, ale chodzi mi o biegających i rowerzystów(co za podejrzany zbieg okoliczności, że Jej dziecię oba te sporty aktywnie uprawia właśnie wśród leśnych ostępów i nie zdarzyło mu się z tego powodu wnosić kogokolwiek jakiekolwiek pretensji)- ech, ta matczyna czynność umysłu. Wiedziony instynktem odkryłem nagle prosty sposób, jak pogodzić w Mamie zamiłowanie do porządku ze zrozumieniem potrzeb upraw, bo upraw, ale leśnych. Przecież wkrótce Ludziom, w ich poczynaniach, towarzyszył będzie prawdziwy las. Codzienna gimnastyka w lesie, którą zaordynowałem staruszce(nie powstrzymała mnie przed tym nawet taka błahostka jak utrata pracy zarobkowej) przybrała dodatkowo aspekt moralny. Zajęcia opieczętowałem kryptonimem "Nie kop leżącego, kłaniaj się gałęziom, a tym samym drzewom". Dla gapiów w praktyce wygląda to tak, jak defilada KaDeeL'owsich żołnierzy, raczej ze strefy skośnookich. Na określonym odcinku ścieżki kolana odpowiedzialnie rozpoczynają wznosy całej nogi tak wysoko, aby ominąć każdą gałąź, czy pniak, znajdujące się akurat na trasie- jedynie pnie są parametrem stałym, do którego można się próbować zaadaptować(to taki specyficzny rodzaj cwaniactwa treningowego), ścięte, czy opadłe gałęzie nie. Co jakiś czas, do momentu "odkrycia" tak robiliśmy, nie obchodzimy zwisających gałęzi, tudzież nie odpychamy ich na bok. W skłonie, przypominającym nieco pozycję wyjściową do "martwego ciągu", przechodzimy pod nimi. Idąc czasami za Mamą mam przy takich czynnościach sporo uciechy, ale natychmiast, jakby dla równowagi, przychodzi mi na myśl mój obraz, gdy z jęzorem na wierzchu przeskakuję podczas własnej gimnastyki przez transzeje, dosyć gęsto rozsiane po dostępnym mi lesie. Jestem pewien, że mój widok ubawiłby niejednego dwudziestolatka o podobnych do moich upodobaniach.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Radzio
Go
|
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Blackend
|
"Białego szaleństwa" było dokładnie tyle, ile zasięgu armatek śnieżnych.
To był dla mnie kompletnie nieudany sezon; ani razu nie stałem na deskach.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Radzio
Go
|
Zbałamuciłem w Ciechocinku troszkę czasu, a wszystko dla zdrowia, znaczy dla wszystkich! Szutry wkoło Tężni mam obiegane, że hej. Nadwiślane wały też. Przedostatniego dnia wał... wałkonie ... nie ... wałgonienia spotkałem się z taką przygodą. Otóż, gdy byłem już w takiej odległości od Ciechocina, że tam, zdawało się, psy tylko "dupami szczekają" dopadła mnie niespodzianka, owszem psy były(7), ale żaden dupą nie szczeknął, za to pyski miały nieprzyzwoicie rozwarte- widać zwieracze były bez formy. I chyba o tę formę kundlom chodziło. Początkowo towarzyszyły mi trzy, takie zajebańce, które jak się natężą, to może achillesa rozgrzeją. Nawet zrodził się w moim umyśle pomysł wzięcia udziału w zabawie. Jednak instynkt nakazał powściągliwość. Za moją ignorancję do malców postanowiły dołączyć kolejne dwa, ale takie, które więzadła krzyżowe wyprują do samej dupy. Znaczy kociołek, do wody niby nie jest daleko, ale dorwą gdy tylko przyspieszę(kobietki, biegaczki, z pewnością by dobiegły). Postanowiłem odmówić taktownie udziału w zabawie i nie przerywając biegu, odwróciłem się tyłem do jego kierunku, a przodem do Towarzystwa- w samą porę. Zza zagrody wylazły dwie brytwanny, takie, które- jajca pominąwszy- za cycki się wezmą. Kto wybajdużył, że siedem to szczęśliwa liczba? Po "pokazaniu" zębów- widocznie nieświadomie wilczej mordy dostałem- kumple zwolnili, choć nadal jakieś pyskówki leciały w moją stronę, a tym samym pozostałe jeszcze z tyłu psy nieco straciły zainteresowanie zabawą. Brytwanny nadal siedziały na dupie, znaczy trzymały się zagrody. Ja tymczasem niespiesznie zwiększałem odległość i rozciągałem peleton mną zainteresowanych, do momentu, aż wszyscy wróciliśmy do przerwanych zajęć, kundle wiadomo- nuda, ja do biegu przodem do przodu. Nic w tej historii byłby ciekawego, gdyby nie poczerniony kabanek, który w tym samym czasie, niespiesznie wracał ze spaceru do gospodarstwa. Żarcie swobodnie po polu lata, a mięsożernym tylko zabawy we łbach! Powrót był o tyle ciekawy, że w miejscu spotkania zbiegłem z wału i dobrowolnie udałem się w pobliże rzeki, gdzie mogłem skupić uwagę nie na dupie, a na czymś ciekawszym- krajobrazie.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Radzio
Go
|
Zbałamuciłem w Ciechocinku troszkę czasu, a wszystko dla zdrowia, znaczy dla wszystkich! Szutry wkoło Tężni mam obiegane, że hej. Nadwiślane wały też. Przedostatniego dnia wał... wałkonie ... nie ... wałgonienia spotkałem się z taką przygodą. Otóż, gdy byłem już w takiej odległości od Ciechocina, że tam, zdawało się, psy tylko "dupami szczekają" dopadła mnie niespodzianka, owszem psy były(7), ale żaden dupą nie szczeknął, za to pyski miały nieprzyzwoicie rozwarte- widać zwieracze były bez formy. I chyba o tę formę kundlom chodziło. Początkowo towarzyszyły mi trzy, takie zajebańce, które jak się natężą, to może achillesa rozgrzeją. Nawet zrodził się w moim umyśle pomysł wzięcia udziału w zabawie. Jednak instynkt nakazał powściągliwość. Za moją ignorancję do malców postanowiły dołączyć kolejne dwa, ale takie, które więzadła krzyżowe wyprują do samej dupy. Znaczy kociołek, do wody niby nie jest daleko, ale dorwą gdy tylko przyspieszę(kobietki, biegaczki, z pewnością by dobiegły). Postanowiłem odmówić taktownie udziału w zabawie i nie przerywając biegu, odwróciłem się tyłem do jego kierunku, a przodem do Towarzystwa- w samą porę. Zza zagrody wylazły dwie brytwanny, takie, które- jajca pominąwszy- za cycki się wezmą. Kto wybajdużył, że siedem to szczęśliwa liczba? Po "pokazaniu" zębów- widocznie nieświadomie wilczej mordy dostałem- kumple zwolnili, choć nadal jakieś pyskówki leciały w moją stronę, a tym samym pozostałe jeszcze z tyłu psy nieco straciły zainteresowanie zabawą. Brytwanny nadal siedziały na dupie, znaczy trzymały się zagrody. Ja tymczasem niespiesznie zwiększałem odległość i rozciągałem peleton mną zainteresowanych, do momentu, aż wszyscy wróciliśmy do przerwanych zajęć, kundle wiadomo- nuda, ja do biegu przodem do przodu. Nic w tej historii byłby ciekawego, gdyby nie poczerniony kabanek, który w tym samym czasie, niespiesznie wracał ze spaceru do gospodarstwa. Żarcie swobodnie po polu lata, a mięsożernym tylko zabawy we łbach! Powrót był o tyle ciekawy, że w miejscu spotkania zbiegłem z wału i dobrowolnie udałem się w pobliże rzeki, gdzie mogłem skupić uwagę nie na dupie, a na czymś ciekawszym- krajobrazie.
"Kabanek", to młoda świnka- ulubieniec Lachów.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Radzio
Go
|
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
|
|