Teraz to Arnold nie załapałby się na pierwszą dychę i to na zawodach dla amatorów czy pretendentów.
Nic już na to nie poradzimy, kulturystyka poszła w kierunku monstrualnej wielkości ze szkodą dla widowiska.
Bo te zasapane kolosy nawet pozować nie potrafią tylko tupią i pokazują języki, zasłaniając rozdęte brzuszyska.
Każdy może sobie obejrzeć jak pozowali Lee Haney, Samir Bannout czy Frank Zane, każda poza dopięta i przytrzymana do zdjęć, płaskie deski w miejscu brzucha, "próżnia" przy rozszerzeniu klatki piersiowej, płynne, taneczne ruchy do dobrze dobranego podkładu muzycznego.
Byli duzi, ale jeszcze nie przerysowani.
Ale ja nie o tym.
Mnie deprymuje sama idea kulturystyki, jako takiej nieco innej serii operacji plastycznych, jaki to sport?
Ocenia się sylwetkę, karwa!
Naturalnie to ciężka praca, mnóstwo wydanej forsy, treningów, jedzenia, "suplementów", wyrzeczeń, potu i kontuzji.
Jasne, trzeba być twardzielem, by dojść na Olimpię i mieć nieco szczęścia do tego, trafić z formą itp.
Ostatnio chłopaki rozmawiali, że Dennis Wolf ma słabą genetykę.
Facet z pierwszej piątki na Olimpie i ma słabą genetykę!?
Właśnie takie pojęcie ludzie mają o kulturystyce, i to byli młodzi kulturyści, bo bica robili dłużej niż ja ciągi.
Kulturystyka na amatorskim poziomie, "dla zdrowia" to już w ogóle bezsens jest, chyba, że leczy kompleksy "najmniejszego w klasie".
Metodyka treningów kulturystycznych to zaprzeczenie zwiększania wydajności układu nerwowego, tkanki łącznej, siły, mocy czy siłowytrzymałości.
Cała otoczka podporządkowana jest uzyskiwaniu hipertrofii za wszelką cenę, bez względu na skutki i rzeczywiste efekty.
Trening to czasowe zaburzenie homeostazy, w celu uzyskania odpowiedzi adaptacyjnej i robienia postępów w swojej dyscyplinie.
W przypadku kulturystyki postęp to wyłącznie zwiększanie wagi i obwodów, po ch...?
Nie przydaje się w realnym życiu, wręcz przeszkadza, bo wybujałość tkanek jest daleko przed ich rzeczywistymi możliwościami, tak jak grubasowi nie pomaga powłoka tłuszczu, tylko zmniejsza sprawność.
Tak sobie myślę, że każdy normalny człowiek jeżdżąc rowerem, robiąc sprinty czy grając w tenisa oczekuje poprawy parametrów w danym ruchu, a nie wzrostu obwodów i uzyskaniu rzeźby.
A kulturyści mają inaczej.