Tym razem bez "inhalacji", 13km o ciepĹym poranku. Noce coraz dĹuĹźsze i trzeba zaczÄ Ä "zwijaÄ asfalt", Ĺźeby mĂłc przebiec zaplanowany dystans w czasie miÄdzy wschodem sĹoĹca, a ...pracÄ . Â
DziĹ przy szumie drzew i solidnych przebĹyskach sĹoĹca upĹynÄĹo mi 13km. Odczucia mam takie, Ĺźe- w maratoĹskim biegu-Â przewalÄ siÄ przez te moje zamierzone 3:45,00 jak kolej Transsyberyjska przez mojÄ mieĹcinÄ.
O poranku przyszĹo mi siÄ zmierzyÄ z temperaturÄ w okolicy zera. Trzeba siÄ z tym liczyÄ, poniewaĹź teraz takie "niespodzianki" bÄdÄ zdarzaĹy siÄ coraz czÄĹciej. 9km, a dopiero po trzech dĹonie i stopy odzyskaĹy ciepĹotÄ.   Lepiej późno niĹź wcale. Â
Maraton rzeczywiĹcie ... wypadĹ.  CzwĂłr gĹowy lewego uda zdecydowaĹ "za mnie". Nie ukoĹczyĹem, poniewaĹź nie wystartowaĹem, choÄ numer startowy pozostaĹ. Na przyszĹy rok bÄdzie jak znalazĹ. Â