Autor
|
Wtek: Psyche(emocje) a ciało. (Przeczytany 235154 razy)
|
Hana
Go
|
A wiec odmiana kwarcu. Jego opiekunem jest Saturn, opiekun czasu i doswiadczenia. Onyka, tak samo jak Saturn sklania wlasciciela do poznania i poglebiania zycia.Pozwala na wewnetrzna transformacje. Pozwala na poznanie glebszej, ale i czasami niezrozumialej dla nas prawdy. Daje do zrozumienia wlascicielow, ze to tylko ma dla niego wartosc, co go uszlachetnia. Ulatwia samokontrole i wewnetrzna dyscypline.
Chyba sie wszystko zgadza.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tomkiewicz
Go
|
Pasuje jak ulał, a nawet o tym nie wiedziałam M
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tomkiewicz
Go
|
Skoro mowa o kamieniach, to powiem Wam, że od małego mnie fascynowały. Kompletnie się na nich nie znam. Nie pamiętam i nie przywiązuję żadnej uwagi do ich nazw. Ale... zbieram! W dzieciństwie jezdziłam z rodzicami nad morze i zawsze przywoziłam całe torby kamyczków, nie mogłam od nich oderwać wzroku, szczególnie kiedy były w swoim naturalnym środowisku - fascynowały mnie wzorki i kolory, kształty. Potem na studiach podróżując w górach i zwiedzając różne zamki też zbierałam różne dziwaczne kamienie - ze względu na kształty, skojarzenia, jakieś emocje, które wywoływały. Nadal gdzieś je mam i nadal zbieram takie bardziej dziwaczne okazy zwykłych piaskowców, krzemieni i innych niezbyt wyszukanych gatunków. Hmmmm... o czym to może świadczyć M
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Hana
Go
|
Kamienie posiadaja bardzo silna wibracje wewnetrzna i wibracje te potrafia doskonale harmonizowac z inna wibracja. Wszystkie kamienie kumuluja tez wszystkie emanacje, z ktorymi weszly w kontakt.
Krysztaly emituja jony ujemne. Tylko od wlasciciela zalezy, czy krysztal,przyjmujac negatywne wibracje, potrafi je przetworzyc na wibracje pozytywne,czy stan chaosu ktory dociera do wlasciciela, krysztal potrafi przetworzyc w stan harmonijny.
Ja uzywam krysztalu do medytacji--potrafi on przyjmowac bardzo wysokie wibracje, a po jej zakonczeniu potrafi je oddawac naszej aurze w takiej ilosci, jakiej w danej chwili nam potrzeba.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
lekarka
Go
|
piramidy z krysztalu kwarcu, pobieraja i emanuja energie automatycznie i zwielokrotniaja jej moc
Mimo,że też mam zapędy czardziejsko-nieztejziemi - jestem trochę jak niewierny Tomasz... Jak zobaczę to uwierzę. A może to wiara spowoduje, że zobaczę?
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tomkiewicz
Go
|
Lekarko Ewo, w innym wątku jakiś czas temu prosiłaś bym napisała o tym jak "słucham siebie". I chociaż uważam, że w ostatnich latach nauczyłam się to robić, to jednak ujęcie tego w proste i logiczne słowa sprawia mi kłopot. Słuchanie siebie to, moim zdaniem, intuicja, czujność i uwaga, którą poświęcam sobie. U mnie się to zaczęło w bardzo wczenym wieku, tyle, że wtedy nie myślałam o tym jako "słuchaniu siebie" i przeważnie odrzucałam wszystkie pozytywne myśli na mój temat, które przychodziły mi do głowy. Wiedziałam, że mam intuicję ale wtedy jeszcze bałam się jej zaufać. Myślę, że początkiem takiego "słuchania" u mnie można uznac pisanie i malowanie. Obydwie te czynności towarzyszą mi odkąd siebie pamiętam. Od bardzo wczesnego wieku pisałąm wiersze i prowadziłam pamiętnik, co pomagało mi skupić się na intensywnym myśleniu o sobie. Zadawałam dużo pytań i szukałam odpowiedzi w sobie. Niestety, wtedy miałam wyjątkowo niskie poczucie własnej wartości i bałam się nawet przed sobą samą myśleć pozytywnie o sobie. A więc pozytywne myśli, które w sobie odnajdywałam zostawały natychmiast przeze mnie odrzucone. Mimo wszystko, myślę, że już samo takie pisanie pomagało mi "get in touch" ze sobą samą, pomagało wsłuchać się w to, co czuję, nawet jeśli wtedy nie umiałam jeszcze poprawnie odczytać i zinterpretować tych uczuć. Ostatnio przeglądałam swój pamiętnik z okresu kiedy miałąm 16-17 lat i zobaczyłam swoje zapiski w zupełnie innym, klarownym świetle. Żadne z moich ówczesnych problemów nie wydały mi się ani śmieszne, ani naiwne, ani nieistotne. Wręcz przeciwnie, były one doskonałą dokumentacją tego, jaką wyrządzano mi wówczas krzywdę oraz tego, jak bardzo potrafiłam ją usprawiedliwić i zracjonalizować. Moim drugim sposobem na wsłuchiwanie się w siebie zawsze było malowanie. Ponieważ stosuję dość niezwykłą i bardzo pracochłonną technikę, zauważyłam, że malując w ten sposób wyciszam się i maksymalnie skupiam się na własnych myślach i odczuciach. Zauważyłam też, że właśnie wtedy zaczynam myśleć pozytywnie. Być może dzieje się to dlatego, że malowanie sprawiało mi zawsze ogromną przyjemność, bez względu na to, co inni o tym sądzili. Powoli zaczęłam pozwalać sobie właśnie na takie pozytywne myśli - zaczęło się od zachwytu malowanym obrazem, potem pozwoliłam sobie na pozytywny stosunek do własnych zdolności, etc. Myślę, że właśnie w ten sposób, powoli, przez dobrych kilka lat budowałam w sobie wewnętrzną pewność siebie, której mi od dziecka chorobliwie brakowało. Kiedyś po prostu nie miałam zaufania dla własnych uczuć, szukałam ciągle potwierdzenia ich słuszności u innych, ale i tak nie wierzyłam im. Powoli uczyłam się pozwalać sobie na pozytywne myśli o sobie, na zaufanie dla nich (czyli dla siebie). Pozwalałam tym myślom poprostu zaistnieć, bez oceniania ich i bez automatycznego odrzucania, w którym dawniej byłam mistrzynią. To prawdziwe słuchanie siebie zaczęło się właśnie w chwili, kiedy po raz pierwszy przestałam się bać swoich niewygodnych uczuć i zaczęłam je nazywać po imieniu. Uważam, że właśnie wtedy zaczął się mój powrót do siebie. Chodzi o to, by nauczyć się w miarę obiektywnie rozpoznawać i określać SWOJE uczucia i umieć je oddzielić od uczuć INNYCH (czyli od tego, jak inni nas postrzegają). Być może innym zawsze to przychodzi z łatwością, ale ja musiałam się tego nauczyć spędzając sam na sam ze sobą wiele trudnych godzin. Myślę, że taka samotność ze sobą jest podstawą rozumienia siebie. Wiele osób boi się tej samotności, stara się ją wypełnić hałasem, alkoholem lub obecnością innych osób. Uważam, że jeśli nauczymy się kochać i cenić siebie samych, to taka samotność nie będzie nas przerażać, bo wtedy ją wypełnimy sobą. Bo jak można nudzić się ze sobą lub czuć się niewygodnie w ciszy, jeśli bardzo dobrze zna się siebie? Myślę też, że od zawsze miałam mocną intuicję, ale dopiero od kilku lat zaczęłam jej w pełni ufać. Ponieważ dawniej nie miałam pewności siebie i podważałam słuszność każdego swojego odczucia, to i intuicji swojej nie ufałam. Ale zbyt często różne wydarzenia potwierdzały słuszność moich domysłów i przeczuć, więc powoli zaczęłam się "wsłuchiwać", zaczęłam pozwalać intuicji zabrać głos, a nawet "pokierować" mną. Być może takim najbardziej radykalnym przykładem mojego zaufania własnej intuicji było zrezygnowanie z wygodnego życia w USA i natychmiastowe przeprowadzenie się do Tomka, którego wcześniej nawet nie widziałam na oczy! Nie umiem wyjaśnić w sposób racjonalny dlaczego miałam taka 100% pewność, że jest On tą Jedyną Osobą, która nie wzbudza żadnych wątpliwości i z którą po prostu będę szczęśliwa. Byłam tego pewna od początku, jak nigdy wcześniej żadnego innego uczucia... Może jeszcze podam przykład tego, jak nauczyłam się kochać siebie. Nie rozumiałam tych słów przez większą część swojego życia, chociaż tak często je słyszałam. Ciągle liczyłam na to, że inni mnie docenią, pokochają, zależało mi na ich opinii i akceptacji. Sama o sobie jednak miałam przesadnie krytyczne zdanie, zaniżałam własną wartość, umniejszałam swoje zdolności i wszystkie osiągnięcia. Nie umiałam spojrzeć na siebie pozytywnie, a wszystkie miłe myśli o sobie natychmiast odrzucałam jako zbyt "egoistyczne". Jednak pewne okoliczności dosłownie zmusiły mnie do zmiany tego stosunku. W moim życiu był okres, kiedy wyraźnie uświadomiłam sobie, że najbliższe mi osoby (ówczesny mąż, rodzice) próbują mi wmówić, że nie posiadam żadnej pozytywnej cechy, jestem "zła", że wszystko w życiu robię źle (m.in. łącznie z awansowaniem na wysokie, odpowiedzialne stanowisko w ówczesnej pracy), że maluję "niepotrzebne" obrazy, że słucham "nie tej" muzyki, etc. Ponieważ wtedy bardziej przejmowałam się opiniami innych niż tym, co było dla mnie dobre i najbardziej właściwe, mocno przejęłam się również tymi opiniami najbliższych mi osób. Przejęłam się, bowiem ślepo wierzyłam, że właśnie TE osoby nie mogą (z racji swego bycia TYMI osobami) mi życzyć źle, nie moga się mylić, nie moga mnie nie kochać. A skoro kochają i są nieomylni, to znaczy, że mają 100% rację. Nawet kiedy wchodzą bez pozwolenia do mojej pracowni artystycznej by odwrócić moje obrazy twarzami do ściany... I wtedy moje ciało nie wytrzymało i "zbuntowało się"... Miałam wówczas już 31 lat i bardzo wyraźnie odczułam narastający we mnie wewnętrzny konflikt. Ponieważ całe życie robiłam wszystko, by zadowolić innych (niekiedy nawet kosztem własnego szczęścia), by być taką, jaką oni pragną mnie widzieć - posłuszną, dobrą, grzeczną, a oni nadal twierdzili, że wciąż to robię źle, wciąż za mało, doszłam do wniosku, że fizycznie już nie dam rady dłużej tak żyć. Pamiętam dzień, w którym wyraźnie uświadomiłam sobie, że jestem absolutnie sama, nie mam ani jednej "najbliższej" osoby, do której mogę się zwrócić (nawet moje ówczesne przyjaciółki albo były "wirtualne" albo mieszkały w innych stanach), nie miałam nawet żadnej książki psychologicznej pod ręką. A ja przecież wówczas ZAWSZE polegałam na wsparciu innych. I właśnie wtedy zwróciłam się po takie wsparcie do siebie samej. Nie miałam innego wyboru. Zadałam sobie po raz pierwszy w życiu pytanie DLACZEGO. Dlaczego ufam bardziej opinii innych, niż sobie samej? I czy na prawdę wierzę im, kiedy mówią jak bardzo złą osobą jestem? Zaczęłam zadawać sobie wiele pytań, ale co ważniejsze, po raz pierwszy pozwoliłam sobie odpowiadać nań w sposób broniący mnie przed własnymi atakami... Ten proces trwał piekielnie długie trzy lata. W międzyczasie poznałam Tomka, moje życie zaczęło się radykalnie (i pozytywnie) zmieniać. Teraz mogę śmiało powiedzieć, że nauczyłam się kochać i rozumieć siebie, słucham intuicji i wewnętrznego głosu, wiem co i dlaczego myślę. Nie boję się ani złych, ani dobrych myśli o sobie czy o innych. Słuchanie siebie wiąże się z pozwalaniem na zaistniene zarówno pozytywnych jak i negatywnych myśli i uczuć. Chodzi o to, by je nie wypierać na siłę, nie wyrzekać się (np. nie wmawiać sobie, że wcale nie czuje się nienawiści do kogoś), lecz świadomie przyznać "tak, czuję w tej chwili takie a takie uczucie, nie jest ono przyjemne, wręcz przeraża mnie, ale to właśnie czuję". Danie sobie takiego "przyzwolenia" na odczuwanie całej palety uczuć jest bardzo trudne. Od dziecka wmawia się nam, że nie wolno mieć np. negatywnych uczuć albo myśleć o sobie zbyt pozytywnie, chłopczykom np. nie wolno płakać, a dziewczynkom odczuwać złość, etc. W ten sposób oddalamy się od własnych prawdziwych uczuć, przestajemy je rozpoznawać i nazywać po imieniu. Uczymy się wyparcia, hipokryzji i udawania. Czasem ciało daje nam znać o tym, że coś jest nie tak, że trzeba zatrzymać się i przyjrzec się sobie. Często ten głos ignorujemy, sięgając odrazu po leki, alkohol lub inne używki. Nie wiem, jak nauczyć się słuchania siebie. Może powinno się zacząć od zaakceptowania tego lęku przed odczuwaniem RÓŻNYCH uczuć? Na pewno powinno się zacząć od chwili wyciszenia i zaakceptowania przebywania sam na sam ze sobą. Wydaje mi się, że medytacja oferuje coś bardzo podobnego, chociaż nigdy jej nie próbowałam. Mamy tylko siebie - od samego początku aż do końca. I to jest jedyna pewność, która mamy. Ludzie dookoła nas przychodzą i odchodzą, zmieniają się, rodzą się i umierają. My jesteśmy ze sobą CAŁY CZAS, więc dlaczego tak rzadko siebie kochamy i rozumiemy? I nie sądzę, żeby ŻO było w 100% odpowiedzialne za naszą zdolność "słuchania siebie". Nie wiem, co jest. Może jakieś niezadowolenie obecną sytuacją i nieświadoma chęć zmiany? Może ciekawość i chęć życia? Może jakiś inny rodzaj wrażliwości? Nie wiem, co powoduje, że niektórzy żyją ze sobą w zgodzie, a inni nawet nie wiedzą, że w ogóle żyją. Wiem jedynie jaka byłam i jaka jestem i jak trudny był ten powrót do siebie. Wiem, że warto było, bo dopiero teraz czuję, że żyję w czasie teraźniejszym. Dawniej byłam rozdarta pomiędzy przeszłością i przyszłością, nie odczuwałam, że jestem "tu i teraz". A jak miałam to odczuć, kiedy nie pozwalałam sobie nawet myśleć "tu i teraz", bałam się. Teraz osiągnęłam spokój, czuję się spełniona, wiem, że nie jestem zła i że wcale nie muszę być doskonała. Dostrzegam własne błędy i cieszę się ze swoich zdolności. Kocham i jestem kochana. I bardzo szczęśliwa! Mam nadzieję, że w jakimś stopniu udało mi się odpowiedzieć na Twoje pytanie. Wiem, że ten post jest bardzo osobisty, ale nie widzę powodu by wstydzić się jakichkolwiek swoich przeżyć. Kto wie, może komuś moje rozważania przydadzą się Marishka
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
kodar
Go
|
Kamienie posiadaja bardzo silna wibracje wewnetrzna i wibracje te potrafia doskonale harmonizowac z inna wibracja . Jakos nigdy nie odczulam dzialania kamieni na sobie. Umialam natomiast spotkac osobe,w ktorej bylam po uszy zakochana a lekcewazenie ze strony tej drogiej nie dawalo szans na randki.Jakis wewnetrzny glos mowil mi wyjdz z domu teraz i o tej porze.Dlaczego trafialam,sposrod tysiaca miejsc na to jedno,w ktorym ON sie znajdowal to sama nie wiem. Juz w mlodosci sprawdzalo mi sie wiele rzeczy tak jak to sobie zaplanowalam. Tlumaczylam zawsze,ze to zwykly przypadek.Az na urlopie poznalam mloda dziewczyne,ktora z kolei potrafila bezblednie rozpoznac przyjaciolki swojej mamy zanim te zadzwonily lub zapukaly do drzwi. Wtedy to uwierzylam w swoje mozliwosci przewidywania.One zawsze bazuja na emitowaniu silnego uczucia do konkretnej osoby lub ludzi. Smieszne,ze nigdy nie gralam w TOTKA, moze glowna wygrana zabaczylabym we snie????Szkoda, nie mam potrzeby posiadania pieniedzy
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Hana
Go
|
Tak, jak M. w pisaniu i malowaniu-- ja odnajduje SIEBIE /moja uwage, skupienie, wyciszenie, odprezenie / w kolekcjonowaniu mineralow i kamieni, muzyce /klasycznej/ kwiatach i ..recznych robotkach /druty, szydelko, haft /--bez szablonow --moje pomysly.
PS. W osobistych rozwazaniach M. niejeden odnajdzie SIEBIE .
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
kodar
Go
|
Hana,ja mialam takie zwariowane dni,a i miesiace,ze z rak nie wypuszczalam welny i drutow.Pasjami moglam dziergac i w autobusie,i przed TV,i w tramwaju, i na plazy.Byl okres,ze uwielbialam godzinami i dniami ukladac puzzle.Byly ksiazki, pisanie wierszy, proby malowania. Do dzisiaj probuje i nic nie wychodzi.Jak wspominalam lubie zbierac stare ksiazki,obrazy , ciuchy,wszystko co stare,co zostalo wypracowane przez innych. Pamietam jak w dziecinstwie prowadzilam glosne dyskusje sama ze soba.Nigdy sama ze soba na sam sie nie nudzilam i tak pozostalo do dzisiaj.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Hana
Go
|
.Byly ksiazki, pisanie wierszy, proby malowania. Do dzisiaj probuje i nic nie wychodzi.Jak wspominalam lubie zbierac stare ksiazki,obrazy , ciuchy,wszystko co stare,co zostalo wypracowane przez innych. Pamietam jak w dziecinstwie prowadzilam glosne dyskusje sama ze soba.Nigdy sama ze soba na sam sie nie nudzilam i tak pozostalo do dzisiaj. Kodar--w Tobie "pasja" sie jeszcze nie obudzila --"probuj" dalej ,to tak jakbys szukala SIEBIE.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
lekarka
Go
|
SŁUCHANIE SIEBIE, zezwolenie sobie na odczuwanie, przepływ prawdy (?), gdy nie boli "pozwala" na bycie z samym sobą. Wielu jeszcze nie może sobie pozwolić na ten stan. Jest wiele chorób w których samotność jest najgorszym z możliwych wyborem. Pomaga pasja, wykonywanie tego co sprawia radość. Wtedy nabywa się Mocy. Nikt nie da nam wtedy rady. Zwiększająca i zwiększająca się radość jest ważnym aspektem bycia. Pomaga udoskonalać inne aspekty.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tomkiewicz
Go
|
SŁUCHANIE SIEBIE, zezwolenie sobie na odczuwanie, przepływ prawdy (?) Piekne słowa! Niestety, z tą prawdą jest tak, że większość ludzi jej się po prostu boi. Panuje przekonanie, że prawda nas zabije (albo że będzie bolała). W rzeczywistości jest jednak odwrotnie - uświadomienie sobie prawdy (prawdziwych uczuć, pragnień, zdolności, etc.) jest oczyszczające i budujące. To nie prawda "zabija" lecz nasz paniczny lęk przed nią. Kiedy wreszcie poradzimy sobie z tym lękiem, wtedy czujemy się wolni, możemy się rozwijać i cieszyć się życiem. To nie jest jednak takie proste. Lęk jest być może jednym z najbardziej mocnych uczuć a opanowanie go wymaga pracy, zmiany myślenia, ale przede wszystkim wyraźnego uświadomienia sobie, że to, co odczuwamy to właśnie ten lęk. Dlaczego "prawda zabija"? Może dlatego, że jej uświadomienie/wypowiedzenie zawsze prowadzi do zmian, a człowiek z natury swojej boi się zmian i niepewności, którą ze sobą zazwyczaj niosą. Wyperamy swoje prawdziwe uczucia, bo ich akceptacja oznaczałaby zmianę naszego myślenia, prowadziłaby do niewygodnych myśli, a ponieważ nie umiemy przewidzieć naszych reakcji na te myśli i boimy się bólu, który one potencjalnie moga wywołać, więc wolimy nie dopuścić prawdy do głosu. Może jeszcze taki osobisty przykład najlepiej ilustrujący to, co chcę powiedzieć. Przez większość mojego życia bałam się powiedzieć rodzicom, co naprawdę czuję, co mi się nie podoba, etc. Godziłam się na to, by mnie umniejszali, poniżali, etc., byle tylko mieć spokój, byle tylko ich zadowolić, byle tylko nie przyznać przed sobą samą, że mnie absolutnie nie rozumieją i nie szanują moich potrzeb. Wiele lat temu rozważałam konieczność napisania do nich listu na ten temat. I doskonale pamiętam ten paniczny lęk który mnie ogarniał na każdą myśl o takim powiedzeniu prawdy. Pamiętam też mój argument "koronny" przeciwko takiemu listowi - rodzice na pewno nie przeżyją takiej konfrontacji z prawdą, dostaną zawału, a potem jeszcze mnie oskarżą o to. Mój umysł nie mógł dopuścić do takiego poczucia "winy" i odpowiedzialności (wówczas czułam się bardziej odpowiedzialna za ich życie niż za swoje własne!), przerażała mnie wizja jakiejkolwiek domniemanej "kary" za takie otwarte powiedzenie prawdy, więc przez wiele lat żyłam w rozdarciu pomiędzy tym, co naprawdę czułam i tym, co robiłam/mówiłam. Kiedy wreszcie odważyłam się powiedzieć całą prawdę, okazało się, że nikt nie dostał zawału, nikt nie umarł, nikt mnie fizycznie nie ukarał, a mój własny lęk odszedł bezpowrotnie. Po raz pierwszy w życiu poczułam się wtedy całkowicie wolna. Może więc owa "wolność" właśnie polega na tym, że żyjemy w zgodzie ze sobą, że rozpoznajemy swoje prawdziwe uczucie i nie boimy się o nich mówić? Może wolność jest właśnie taką wolnością od uzależnienia od opinii innych na nasz temat, wolnością od naszych lęków? M
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
kodar
Go
|
Przez większość mojego życia bałam się powiedzieć rodzicom, co naprawdę czuję, co mi się nie podoba, etc . M.obeszlas sie prawda wobec wlasnych rodzicow.Jestes szczesliwa,bo nareszcze przerzucilas swoj problem na innych. Skad bylas pewna,ze oni w tym wypadku rodzice,mieli taki sam problem.? A moze,oni widzieli to co robili wzgledem ciebie, lub nie robili ,zupelnie w innym swietle???? Dziwie sie,ze musialas tak dluuuuugo czekac na szczera rozmowe z wlasnymi rodzicami. Ta nieudacznosc lezala po obu stronach.A ty obwiniasz tylko rodzicow. więc przez wiele lat żyłam w rozdarciu pomiędzy tym, co naprawdę czułam i tym, co robiłam/mówiłam. gdy podjelam prace zawodowa nigdy nie moglam mojemu szefowi powiedziec,ze tylko wybrane przeze mnie pacjetki bede pielegnowala.Czyli wykonywalam moja ciezka,prace nie zawsze z ochota i radosci. Robilam to co mi kazano,wrecz narzucono. No i co z tego,ze pracowalam w niezgodzie z sama soba???? Zycie uczy,ze nie zawsze mozna zepchnac problem na innych. To ja mialam problem,on tkwil we mnie. Dlatego wykonywalam niewdzieczna prace,by przestala byc problemem ,by zaczela sie podobac,czyli trenowalam siebie i moje odczucia. Zrzucanie problemu z siebie na innych nie daje efektow. Czlowiek jest istota myslaca i tylko ciagla praca nad soba moze spowodowac bezkonfliktowe wspolzycie z innymi i z samym soba.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
lekarka
Go
|
Niestety, z tą prawdą jest tak, że większość ludzi jej się po prostu boi. Panuje przekonanie, że prawda nas zabije (albo że będzie bolała).
Kiedyś "rzuciło" mnie życie w Klinice w której pracowałam na część oddziału, który przeznaczony jest dla umierających . U WSZYSTKICH był zaburzony przepływ prawdy w ich rodzinach.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Hana
Go
|
Czesto nie wiemy- jak malo potrzeba do szczescia--PO PROSTU BYC SOBA , ZYC W ZGODZIE ZE SOBA ,BYC WOLNYM CZLOWIEKIEM.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tomkiewicz
Go
|
Kodar, ludzi toksycznych trzeba omijać szerokim łukiem, a nie próbować z nimi żyć. Można ich jedynie zostawić w spokoju. Jednak zdajesz się być cierpiętnicą, czego dowodzi meritum Twoich postów. I wiesz co ? Masz do tego pełne prawo.
Tomek
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
kodar
Go
|
T. patrze,ze jakos nie mozesz zalapac, ja nigdzie nie twierdzilam ,ze mam problemy rodzinne a ty sie tym chelpisz na kazdym kroku. Ja,jak widze problem to potrafie o nim rozmawiac i dyskutowac, nas to rozni,ze ja dyskutuje i wyrzucam z pamieci napotkane i rozwiazane problemy a ty rozamietujesz. Ja stawiam czola i nie uciekam przed problemami a ty wolisz omijac,bo rodzina jest toksyczna.To tylko swiadczy o braku z twojej strony, sposobu na rozwiazywanie konfliktow rodzinnych. Ja rozwiazuje i wyrzucam z pamieci bo umiem przebaczac a ty nie i nigdy.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tomkiewicz
Go
|
No widzisz Kodar, jakie to wszystko proste. Siup i po problemie. ps: Nie zapomnij o tym, że są ludzie, z którymi rozmowa partnerska i rozwiązywanie problemów jest niemożliwe.
Tomek
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
kodar
Go
|
T.nareszcie to zrozumiales,mnie wlasnie o to chodzilo. Ty wyplules z siebie to co ciebie dreczylo i doskwieralo ale nic nie rozwiazales. Wiec nie twierdz,ze cos zostalo rozwiazane.Zostalo przesuniete w czasie. To nadal wisi w powietrz i nabrzmiewa jak balon podsycany gazem.To tkwi w twojej podswiadomosci.Omijasz rodzine bo boisz sie toksycznego jadu . Ty chowasz glowe w piasek a nie ROZWIAZUJESZ KONFLIKTY. Jakie to smiesznie latwe.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tomkiewicz
Go
|
Kodar, kilka pytań:
- czy wybaczenie to rozwiązanie problemu czy raczej ucieczka od własnych uczuć ? - jak rozwiązujesz swoje problemy ? Ja sądzę, że zwalasz większość winy na siebie i wszystko "gra" - co rozumiesz pod pojęciem "rozwiązania problemu" w relacji międzyludzkiej ?
sugestia:
Piszesz o podświadomości, podczas gdy ignorujesz jej istnienie. Projektujesz na mnie swoje wyparcie - w końcu to może Ty chowasz głowę w piasek ? Może wybaczenie (czyli wyparcie niewygodnych treści w podświadomość i wyzbycie się szczerości uczuć) nie jest cnotą a szkodliwym wymysłem etyków ? Uważam, że można zyć albo świadomie albo na pół śpiąc. Śpisz, gdy "odwołujesz" szczere refleksje, gdy odwołujesz i wyrzucasz radość, smutek, nienawiść, złość - gdy każesz się za nie.
Jeszcze jedno pytanie:
A może to właśnie Ty za wszelką cenę chcesz doprowadzić do pojednania, bo boisz się mieć negatywny wizerunek rodziców ? Nawet za cenę własnego dobra.
Tomek
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
|
|