Autor
|
Wtek: Jeszcze raz o patologii relacji rodzice-dzieci. (Przeczytany 314973 razy)
|
kodar
Go
|
No super tylko same weliminowanie proplemow z przeszlosci nie chroni nas przed uniknieciem problemow terazniejszych, powinnismy nad nasza psychika pracowac nieustannie i kazde problemy rozwiazywac na biezaco a tak pisze D.Carnegie : -nasze zycie jest odzwierciedleniem naszych mysli,dlatego powinnismy nasz umysl napelniac takimi myslami jak mam wolnosc, mam nadzieje mam zdrowie i odwage -wybacz nieprzyjacielowi,lub urwij kontakt myslowy z nim -dziel sie swoim szczesciem z innymi oraz sprawiaj,by inni byli szczesliwi ale nie oczekuj zaplaty -jezeli chcesz ,by twoje potomstwo bylo szczesliwe ucz ich byc dziekczynnymi -licz tylko nagrody w swym zyciu a nie niepowodzenia -nie nasladuj w swym zyciu nikogo,badz zawsze soba -wyzbyj sie zazdrosci,on ma lepiej-ja mam gorzej,nienawisc oraz zazdrosc jest morderca naszej psychiki -wreszcie zapomnajmy o naszym nieszczesciu zwracajac uwage na innych ,dawanie,sprawianie szczescia innym, uszczesliwiamy nas samych
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
elmo
Go
|
Wiecie co? Powiem Wam prostym,chłopskim językiem,bom jest ze wsi : "Dejta se ludzie siana" A to mędrkowanie,domniemania,przypuszczania,zastanawiania sie co ,kto chciał przez coś powiedzieć do niczego nie prowadzą. To tak jak ktoś stanie przed współczesnym jakimś bochomazem ,namalowanym przez człowieka "rozchwianego emocjonalnie" i będzie się godzinami wpatrywał i zastanawiał się co to też "artysta" chciał wyrazić Phi,strata czasu!
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
kodar
Go
|
Elmo, nie tracimy czasu ,tylko zdobywamy wiedze i doswiadczenia
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tomkiewicz
Go
|
Zakotwiczamy się chyba o wiele bardziej, gdy usiłujemy "odcinać się" od złej przeszłości myśląc, że wszystko "jakoś tam samo się ułoży". Masz rację. Takie "odcinanie się" to właśnie i jest wyparcie. Człowiek myśli, że jego przeszłość nie ma żadnego wpływu na jego teraźniejszość lub przyszłość, a jest zupełnie inaczej. Właśnie te wszystkie nieuświadomione, wyparte przeżycia i uczucia cały czas rządzą takim człowiekiem, chociaż on sam nawet nie zdaje sobie z tego sprawę. Nieświadomie powiela błędy swoich rodziców, używa ich słów, stosuje takie same metody wychowawcze (może nawet zauważyć, że to robi ale nie będzie wiedział dlaczego to robi lub jak może przestać). Najlepiej jest przywołać wszystkie "odcięte" uczucia, zrozumieć co i dlaczego się czuło (i dlaczego odcięliśmy te uczucia) i wreszcie je świadomie przeżyć. A wtedy powrócić do teraźniejszości i zacząć naturalnie, w pełni cieszyć się nią. Ujęty w takie słowa ten proces może wydawać się prosty. Wcale prosty nie jest. Przedstawiłam tylko ogólny zarys, a każdy przechodzi przez to na swój sposób. Lub wcale. Uczucie, które towarzyszy takiemu zrozumieniu i wysłuchaniu samego siebie można jedynie porównać do stanu naszego organizmu po przejściu na ŻO. Potem już nie ma obaw przed "problemami teraźniejszymi", bo człowiek lepiej je rozumie, a więc i jest w stanie lepiej je rozwiązywać niż wtedy, gdy ciążyły nad nim nierozwiązane problemy z przeszłości. M
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tymon
Go
|
Marishka, trochę czasu zajęło mi zrozumienie, że moje zaprzeczanie (samemu sobie?) i opór wobec tego, co piszecie z Tomkiem, może mieć związek z jakimś nierozwiązanym problemem (powinno być w liczbie mnogiej) w mojej głowie. Myślałem o tym trochę. Niby "przypadkiem" dostałem wczoraj w prezencie książkę L. Hay. Ciekawe...
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tomkiewicz
Go
|
"Dejta se ludzie siana" ... Phi,strata czasu! A jednak "sianem" się nie żywimy, nie ta dieta. Może by dla potrzeb tego Forum zmienić to powiedzenie na "dejta se ludzie MIĘSA"? Ewentualnie "JAJA"? Elmo, nikt nikogo nie zmusza ani do czytania naszych postów, ani tym bardziej do odpisywania nań. Jeśli dla CIEBIE jest to "strata czasu", to warto się zastanowić, po co go wciąż tracisz. Ani ja ani Tomek nie postrzegamy naszych postów/dyskusji w kategoriach straconego czasu. Może dlatego, że cenimy sobie wymianę zdań, obserwację i możliwość poznania czegoś ciekawego od tych, którzy mają coś takiego do zaoferowania. A jeśli kogoś temat rozmowy nie interesuje, to po co się udziela? A no może po to, by umniejszyć innych i podkreślić, jak bardzo go rozmowa nie interesuje? Tylko co to mu daje? M
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tomkiewicz
Go
|
Niby "przypadkiem" dostałem wczoraj w prezencie książkę L. Hay. Ciekawe... Nie znam autorki (?), fajnie by było gdybyś się podzielił wrażeniami po przeczytaniu. Ja w temacie zawsze gorąco polecam Alice Miller. Również jej stronę www, jeśli dobrze władasz angielskim, niemieckim lub ewentualnie francuzkim. Nie spotkałam bardziej wrażliwej autorki, która z tak ogromną empatią traktuje uczucia dzieci. Nazywam ją "Kwaśniewskim" psychologii, bo nie uznaje i nie należy do żadnych szkół psychologicznych; odważa się krytykować swoich "braci"-psychologów (większość z nich nie powinna wykonywać swój zawód); jej odkrycia i wiedza są tak samo "rewolucyjne" i szokujące dla większości, jak wiedza JK; była nominowana do Nobla (podobnie jak JK); wzbudza ogromne kontrowersje ale jeśli ktoś "wypróbuje na sobie", to nigdy nie zrezygnuje z odnalezionej wiedzy i, oczywiście, będzie chciał powiedzieć innym M
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
elmo
Go
|
Marishkaaaaaaaaaaaaaaaaa Ja nie pisałam o FORUM i o postach forumowiczów. Pisałam o książkach psychologicznych . To jest moje zdanie . Ty Masz swoje. A ja wprost uwielbiam to forum I czy nie uważasz ,że ta nasza "inność" powoduje ,ze to FORUM ma niepowtarzalną atmosferę? Nudno by było gdyby wszyscy pisali "tak,tak,tak" No ,takie moje zdanie
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tymon
Go
|
Elmo, chyba bardziej chodzi o szeroko pojętą kulturę - różne drwiny, kpiny, złośliwości itp., które mogą być zwyczajnie przykre dla kogoś, kto w założeniu ma dobre intencje. Forum jest m.in. po to, żeby sobie wzajemnie pomagać, czyż nie? Marishka, dzięki za książkę, przeczytam ją po polsku. Ciekawe, że już kiedyś (dawno temu) bardzo interesowała mnie taka problematyka i "pochłaniałem" całkiem sporo literatury nt. Później trochę mi przeszło, poznałem kilku psychologów "oficjalnie" usłyszałem np., że Pan Psycholog "ma większe problemy od mnie, a ja do niego przychodzę z takimi pierdołami", albo, że "sam sobie nasrałem w życiu, to teraz mam za swoje". Poznałem też kilku młodych psychologów/psycholożek prywatnie. Zobaczyłem, że to zwykli ludzie, którzy sami sobie często nie potrafią pomóc, że książki bywają schematyczne (oczywiście nie chcę generalizować) i powierzchowne - ale to pewnie kwestia wyboru odpowiednich pozycji, a nie czytania "jak leci".
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
elmo
Go
|
Elmo, chyba bardziej chodzi o szeroko pojętą kulturę - różne drwiny, kpiny, złośliwości itp., które mogą być zwyczajnie przykre dla kogoś, kto w założeniu ma dobre intencje. Forum jest m.in. po to, żeby sobie wzajemnie pomagać, czyż nie?
Tymon,nie jesteś długo na forum i nie wiesz ,że drwin i kpin i jeszcze róznorakich oddzywek można się doczytać u innych dyskutantów (...), którzy to potem robią z siebie kozłów ofiarnych. Wiele razy pod moim adresem padały takie posty,ale nie robię z siebie ofiary. Zapoznać się z nimi raczej nie dasz rady ,bo jak sam widzisz sporo tego
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tomkiewicz
Go
|
Książki psychologiczne, jak i WSZYSTKIE inne (łącznie z literaturą piękną), mogą być lepsze lub gorsze. Różnicę poznajemy właśnie w trakcie czytania i "przepuszczania" przez siebie, analizowania treści, porównywania z własnymi obserwacjami z życia. Ale nie czytając, nie porównując i nie interesując się tematem, jak można twierdzić, że "to mędrkowanie,domniemania,przypuszczania,zastanawiania sie co ,kto chciał przez coś powiedzieć do niczego nie prowadzą" lub są "stratą czasu"?
Można też powiedzieć, że życie jest "stratą czasu", bo przecież i tak w końcu się kiedyś umrze. Dla mnie wszystko, co mówi mi o czymś nowym, pomaga rozwijać się, prowokuje do myślenia i zastanawiania się, inspiruje, bulwersuje, to wszystko jest piękne i potrzebne. Ale owszem, nie każdy ceni sobie refleksję i nie każdego interesuje stan jego własnego umysłu, szczególnie w dzisiejszych czasach przyśpieszenia i nieustannej gonitwy niewiadomo za czym. Tak też można...
M
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
elmo
Go
|
Można też obserwować własne dzieci i zachwycać się nimi i patrzeć jak się zmieniają ,jakich umiejętności się uczą z biegiem lat itp. To nie jest bierne życie Wręcz przeciwnie. Można też się rozwijać wykonując własną pracę I to też nie jest bierne życie Wręcz wspaniałe
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tomkiewicz
Go
|
usłyszałem np., że Pan Psycholog "ma większe problemy od mnie, a ja do niego przychodzę z takimi pierdołami", albo, że "sam sobie nasrałem w życiu, to teraz mam za swoje". I to jest właśnie dość rozpowszechniony problem. Zbyt wiele osób wybiera ten zawód w nadziei na znalezienie rozwiązania dla własnych problemów. Niewielu się to udaje podczas studiow, a więc przerzucają swoje problemy później na klientów, albo boją się, że problemy klientów przypomną im o ich własnych, albo wzbudzają w kliencie poczucie winy, albo każą mu zapomnieć o przeszłości i skupić się na teraźniejszości. Gdzie w tym wszystkim miejsce na EMPATIĘ dla osoby, która zwraca się do nich po zrozumienie i pomoc?! Przykre to wszystko... Takie reakcje (które opisałeś) "psychologów" na Twoje problemy, to typowe UMNIEJSZANIE. Jak można powiedzieć komuś, że to, co ON postrzega jako poważny problem, jest tylko "pierdołą"? Rodzice też często w ten sposób traktują "nieistotne" problemy swoich dzieci. "Też mi problem! Gdybyś miał MOJE problemy!" Czyli jest to powiedzenie człowiekowi, że jest nikim, że to co czuje jest nieistotne, że są ważniejsze sprawy, etc. Jeśli wrażliwy człowiek "z problemem" słyszy to zbyt często lub od osób, które darzy szacunkiem i uznaje za pewne autorytety, to po pewnym czasie zaczyna już sam w ten sposób traktować własne uczucia. Zaczyna myśleć "może faktycznie to, co czuję jest nieistotne? może jestem głupi? może chcę czegoś nierealnego?" I w ten właśnie sposób uczy się odrzucać własne prawdziwe uczucia, oddziela się od samego siebie, zaczyna bardziej ufać opinii innych niż swojej własnej intuicji. A co za tym idzie już wiemy. Dodam tylko, że taki człowiek później zaczyna w ten sam sposób umniejszać innych i ich problemy. Koło się zamyka. Myślę, że dobrym (czyli empatycznym) psychologiem może być człowiek, który poradził sobie z własnymi problemami, przeprowadził rzetelną samoanalizę, zrozumiał wpływ swojej przeszłości na teraźniejszość, zbadał swoje stosunki z rodzicami i uwolnił się od możliwych niezdrowych więzi emocjonalnych. Czy tego uczą psychologów na studiach? Myślę też, że taki psycholog może nauczyć się czegoś od klienta. A ilu psychologów jest w stanie do tego się przyznać? Brakuje właśnie psychologów, którzy byliby po stronie klienta, większość stara się zachować "profesjonalną" neutralność i obiektywność. A jeśli to zmienić? Może jednak psycholog powinien być bardziej jak adwokat a nie prokurator czy sędzia? Kiedy przychodzi do niego klient, to właśnie problem tego klienta już jest jego własnym "prokuratorem", a życie "sędzią". Gdzie taki klient ma znaleźć swojego "adwokata" skoro jego psycholog też często przyjmuje atakującą pozycję? Jest za słaby by bronić się samemu, dlatego właśnie zwraca się do psychologa. I przeżywa kolejne rozczarowanie. Tak to widzę. Myślę, że empatia jest ważniejsza od wiedzy książkowej. Niestety, raczej nie da się jej "nauczyć". Chciałabym wiedzieć, skąd się bierze dokładnie i dlaczego niektórzy są pozbawieni tego uczucia, wtenczas gdy inni potrafią je żywić nawet do zupełnie nieznanych im osób. Myślę, że duże znaczenie ma tu sposób, w jaki człowiek empatyczny przeżył własne problemy, jak sobie z nimi poradził. Myślę, że człowiek, który nigdy sam nie odczuł krzywdy (np. nawet jeśli był wielokrotnie krzywdzony, ale nigdy nie dopuścił do siebie myśli, że dzieje mu się krzywda) nie będzie w stanie do końca zrozumieć osobę, która opowiada mu o swojej krzywdzie. Tam, gdzie jest wyparcie nie może być empatii... Ciekawy temat M
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tymon
Go
|
Wiem z autopsji, że o braku empatii decydują też pieniądze. Psycholodzy w poradniach publicznych zarabiaja bardzo kiepsko. To się wprost przekłada na ich cyniczne podejście do pacjentów (pan wie, ile ja zarabiam?!). Poza tym na jednego pacjenta mają tylko niecałe pół godziny, raz na tydzień albo raz na dwa tygodnie (nie jest łatwo się zapisać, często trzeba czekać). Poza tym - to śmieszne, w czasie rozmowy często unikają Twojego wzroku. Na trzeciej wizycie pan albo pani psycholog proponuje Ci prywatną konsultację (Twój przypadek okazuje się skomplikowany) - wtedy będzie mógł poświęcić Ci więcej czasu (odpłatnie). U prywatnych psychologów bywa jeszcze gorzej niestety. Jednak z zupełnie innego powodu. Prywatny psycholog będzie Cię długo "leczył" i zrobi z Ciebie dojną krowę. Nie powie Ci, że Twój problem jest typowy, że potrzebujesz tego albo tamtego i po sprawie. Wręcz przeciwnie. Zacznie Cię rozkładać na czynniki pierwsze. Rozpocznie "terapię". Ile czasu to zajmie? W zależności od zasobności Twojego portfela (min. 100-150 zł za godzinę, ile dziś - nie wiem). Im dłużej trwa terapia, tym oczywiście lepiej dla pacjenta. "Leczenie" musi trwać, to przecież podejście procesualne. Psycholog pracuje z procesem. Terapia może trwać kilka lat. Oczywiśćie bez gwarancji na sukces. Ech... Tak mi się przypomniało. Większość terapii nie kończy się powodzeniem, a według statystyk PTP (Polskie Towarzystwo Psychologiczne) znalezienie odpowiedniego terapeuty zajmuje przeciętnie KILKA LAT.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tomkiewicz
Go
|
cyniczne podejście do pacjentów (pan wie, ile ja zarabiam?!)... Poza tym - to śmieszne, w czasie rozmowy często unikają Twojego wzroku. Po takich słowach lub braku kontaktu wzrokowego wszystko powinno być jasne, a klient powinien uciekać jak najdalej. Niestety, klient bardzo zdesperowany lub zakłopotany może tego nie zauważyć lub jakoś wytłumaczyć, lub (co gorsze!) może zacząć usprawiedliwiać takiego "biednego" psychologa. Ilu psychologów przelewa swoje frustracje na klientów? Ilu jest w tym zawodzie by tylko "doić"? Myślę, niestety, że większość. Co pozostaje klientowi? Samemu się dokształcić w temacie by wiedzieć, jakich psychologów unikać. W Stanach np. często klient przeprowadza wywiad, zanim wybierze jakiegokolwiek lekarza (tak samo w innych dziedzinach). Np. umawia się na wstępną, darmową wizytę i zadaje kupę pytań takiemu specjaliście by wiedzieć (zanim wyda sporą sumę na długoletnią terapię), czego się można spodziewać. Albo szuka innych klientów i zbiera ich opinie. Tylko powiedz mi, ile osób ma na to czas i energię? Ile osób w ogóle wie, że trzeba takiemu psychologowi zadać kupę pytań o nim samym? Raczej idzie się z wielkim zaufaniem, a wychodzi się z pustą kieszenią i jeszcze większym problemem psychicznym. Załóżmy, że klient ma głębokie urazy z dzieciństwa. Trafia do psychologa, który sam ma podobne urazy i który je całkowicie wyparł. Jaki więc może być efekt ich "wsółpracy"? Taki psycholog będzie za wszelką cenę bronić się przed próbami mówienia o przeszłości klienta, będzie sprowadzać rozmowę na np. teraźniejszość, lub będzie tłumaczyć i usprawiedliwiać zachowanie osób, które skrzywdziły jego klienta. Wszystko tylko po to, by przez przypadek nie zacząć myśleć o własnym wypartym problemie. Terapia nie przynosi żadnej większej ulgi, a problem zostaje chwilowo wyparty by po jakimś czasie znów powrócić, tym razem ze zdwojoną siłą. Teraz wyobraź sobie, że ten klient trafia do psychologa, który nie boi się przyznać, że sam miał podobny problem z którym poradził sobie nie poprzez "wybaczenie" lub "wyparcie", lecz poprzez zrozumienie swoich uczuć, ich przyczyn i skutków. Taki psycholog będzie chciał pomóc klientowi dotrzeć do jego własnych (często niewygodnych) uczuć, przeżyć je. Jak to zrobi? Uważnie słuchając wszystkiego, co klient ma do powiedzenia, przyjmując jego stronę i akceptując jego problem jako bardzo istotny. Temat-rzeka... Myślę też, że niektórzy potrafią być swoim własnym "psychologiem". Zależy to oczywiście od stopnia "ciężkości" problemu, sprzyjających warunków, zaufania dla własnej intuicji, znalezienia odpowiedniej literatury i często też wsparcia empatycznej osoby. Ale przede wszystkim chęci zrozumienia siebie w całości. M
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Uponstar
Go
|
Cześć
"Przestudjowalem" topic i dochodze do wniosku, co to sa urazy z dziecinstwa? Inaczej, kto takich urazow nie ma? Jak patrze na swoje dziecinstwo - to raz widze czarno-bialy film, kiepskie momenty, kiedy indziej przypominaja mi sie kolorowe sceny. Taki misz masz. Mysle, że tak ma każdy. Dochodze tez do wniosku, ze odkad stalem sie swiadomy, to udezylo mnie wiele cierpien, ktorych doznalem za mlodu, jak pewnie wiekszosc ludzi. Jedyna roznica, ale jak istotna, w moim doroslym zyciu jest to, ze nauczylem sie sobie radzic z problemami, rozwiazywac je i przewidywac. Kopy w dupsko od zycia dostaje sie zawsze, i tak mysle, jakby bylo rozowo w przeszlosci, jakbym mial takie cudowne dziecinstwo, byl jedynakiem, wychowanym pod kloszem, chodzil do prywatnych szkol, mial mase przyjaciol i znajomych (o prawdziwych przyjazniach to osobny watek mozna pisac) i kase od rodzicow na konto co tydzien, nie dostal nigdy klapa w tylek - slowem idealne dziecinstwo, to nie bylbym tym kim dzisiaj jestem. Jestem wrecz pewny, ze nie poradzilbym sobie z wieloma problemami, ktore sa dla mnie teraz pestką. Wtedy bylo ciezko, czulem sie gorszy (serio), lecz po jakmis czasie zrozumialem, ze pewna dzikosc w moim sercu jest niczym innym jak tylko moja przewagą.
Co do relacji w rodzinie? Patologia moze byc dzisiaj wszystko - nie ma standardu.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tomkiewicz
Go
|
co to sa urazy z dziecinstwa? Inaczej, kto takich urazow nie ma? Owszem, Uponstar, niemal każdy ma jakieś urazy. Przecież większość z nas została wychowana zgodnie z zaleceniami Czarnej Pedagogiki i Czwartego Przykazania. Czym są owe urazy? Przede wszystkim są to stłumione prawdziwe (negatywne) uczucia w stosunku do osób, wyrządzających krzywdę, na które jako dzieci nie mogliśmy sobie pozwolić - wściekłość, lęk, rozczarowanie, gniew, ból, osamotnienie, etc. Ponieważ przez całe życie większość z nas nie pozwala sobie na ŚWIADOME przeżycie tych uczuć (a dopiero po takim przeżyciu one mogą opuścić nasze ciało i umysł), wypiera je, wmawia sobie i innym, że przecież nic takiego złego w ich dzieciństwie się nie stało, dlatego te całkiem normalne, naturalne uczucia zamieniają się w urazy, które powodują nieuświadomioną agresję wobec siebie lub innych. A więc pytanie "kto takich urazow nie ma?" tylko je usprawiedliwia, ale wcale nie pomaga ich się pozbyć. i tak mysle, jakby bylo rozowo w przeszlosci, jakbym mial takie cudowne dziecinstwo, byl jedynakiem, wychowanym pod kloszem, chodzil do prywatnych szkol, mial mase przyjaciol i znajomych (o prawdziwych przyjazniach to osobny watek mozna pisac) i kase od rodzicow na konto co tydzien, nie dostal nigdy klapa w tylek - slowem idealne dziecinstwo, to nie bylbym tym kim dzisiaj jestem. To, co opisałeś nie ma NIC wspólnego z "idealnym dzieciństwem". Wychowanie "pod kloszem" nie przygotowuje dziecka do życia w realnym świecie, nie uczy go samodzielnego podejmowania decyzji, nie zapewnia dziecku należnego szacunku. "Masa przyjaciół" nigdy nie będzie w stanie zastąpić miłości i szacunku, które każde dziecko od swoich pierwszych dni życia pragnie doświadczyć od rodziców. "Kasa" i nadroższe zabawki świata nie zastąpią czasu, który kochający rodzic powinienen spędzać ze swoim dzieckiem i nie wynagrodzą dziecku braku takiej uwagi ze strony rodziców. Brak "klapsów" wcale nie gwarantuje "idealnego dzieciństwa". O wiele gorsze od klapsów fizycznych są "klapsy" psychiczne, czyli umniejszanie dziecka, porównywanie go do innych, "lepszych" lub "grzeczniejszych" dzieci, nie liczenie się z potrzebami i uczuciami dziecka, etc. Również tzw. "bezstresowe wychowanie" nie ma NIC wspólnego z "idealnym dzieciństwem". "Idealne dzieciństwo" to przede wszystkim szacunek dla dziecka; chęć wysłuchania tego, co ma do powiedzenia; traktowanie dziecka (i jego "śmiesznych" problemów) poważnie; pomoc, polegająca na nauczeniu go samodzielnego myślenia i działania; prawidłowe rozpoznanie zdolności i talentów dziecka i pomoc w ich rozwoju, etc. Jestem wrecz pewny, ze nie poradzilbym sobie z wieloma problemami, ktore sa dla mnie teraz pestką. Próbujesz usprawiedliwiać i racjonalizować niewygodne wspomnienia z przeszłości, zamiast zobaczyć je takimi, jakie były naprawdę. Zresztą większość ludzi, z lęku przed osobistą prawdą, robi dokładnie to samo. Niestety. Jeśli powrócisz do pierwszego postu w tym wątku, znajdziesz tam m.in. takie mądre słowa: " Osoby, których integralność nie została naruszona w dzieciństwie, które były chronione, szanowane przez rodziców i z którymi postępowali oni uczciwie, będą - zarówno w młodości, jak i w dorosłości - inteligentne, wrażliwe, współczujące, otwarte. Będą cieszyć się życiem i nie będą mieć żadnej potrzeby zabijania czy choćby krzywdzenia innych ani siebie. Tacy ludzie będą korzystać ze swojej siły, żeby się bronić, a nie żeby atakować. Nie będą w stanie robić nic innego, jak szanować i chronić słabszych od siebie, również dzieci, ponieważ tego nauczyli się z własnego doświadczenia i ponieważ taka wiedza (a nie doznane okrucieństwa) gromadziła się w nich od początku. Dla nich będzie czymś niepojętym, że poprzednie pokolenia musiały zbudować gigantyczny przemysł wojenny, aby poczuć się wygodnie i bezpiecznie na tym świecie. A ponieważ nie będzie nimi podświadomie kierował impuls bronienia się przed zastraszeniem, którego doświadczyli bardzo wcześnie, będą radzić sobie z obawami i zagrożeniami w dorosłym życiu bardziej racjonalnie i twórczo." Marishka
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
elmo
Go
|
Brak "klapsów" wcale nie gwarantuje "idealnego dzieciństwa". O wiele gorsze od klapsów fizycznych są "klapsy" psychiczne,... Marishka
Co za diametralna zmiana Dotąd było inaczej Jestem pod wrażeniem
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tomkiewicz
Go
|
Żadnej zmiany. Zwyczajnie wyrywasz fragmenty zdań z kontekstu.
M
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
elmo
Go
|
Nie zawsze demonizowałaś "klapsa" ,a tera widze metamorfozę
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
|
|