Autor
|
Wtek: Jeszcze raz o patologii relacji rodzice-dzieci. (Przeczytany 313468 razy)
|
Tomkiewicz
Go
|
Alice MillerCzym jest nienawiść? Słowo nienawiść kojarzy się zazwyczaj z pojęciem niebezpiecznego złorzeczenia, przekleństwa, którego trzeba unikać i pozbyć się tak szybko jak tylko jest to możliwe. Słyszy się często, że nienawiść jest dla jednostki niczym trucizna, która uniemożliwia wyzdrowienie z zaznanych w dzieciństwie urazów. Ponieważ odcinam się zdecydowanie od tej opinii, często zdarza mi się być źle zrozumianą. Jak dotąd wszystkie moje wysiłki, by rzucić nieco światła na ten problem i pogłębić jego zrozumienie, nie przyniosły znacznego rezultatu. Dlatego właśnie tym osobom, które chciałyby podążyć za moim rozumowaniem, polecam lekturę jednego z rozdziałów mojej książki Ścieżki życia, zatytułowanego: „Jak rodzi się nienawiść?”. Muszę zaznaczyć, iż w rozdziale tym, napisanym w 1996 roku, zawarta jest pewna refleksja, wynikła z powszechnej dziś tendencji, by za wszelką cenę chronić rodziców, której to tendencji w międzyczasie się pozbyłam (więcej piszę o tym w mojej książce: Bunt ciała, Media Rodzina, wkrótce w sprzedaży). Ja również uważam, że nienawiść może zatruwać organizm, lecz ma to miejsce tylko wtedy, gdy jest ona nieuświadomiona i kierowana w stronę obiektów zastępczych, tzw. kozłów ofiarnych. Nie ma, w takiej sytuacji, podstaw, by uczucie to znikło samoistnie czy wyparowało. Przyjmijmy, że nienawidzę pracujących wokół imigrantów, lecz nie jestem w stanie zobaczyć, w jaki sposób traktowali mnie moi rodzice, gdy byłam dzieckiem – jak pozostawiali mnie, jako niemowlę, płaczącą godzinami lub jak nigdy na mnie nie patrzyli z miłością. Cierpię więc z powodu utajonej nienawiści, która może towarzyszyć mi całe życie, objawiając się w mojej nienawiści do imigrantów i wywołując w moim ciele różne symptomy. Jeśli poznam zło, jakie z powodu swego zaślepienia wyrządzili mi rodzice i będę mogła świadomie odczuć bunt przeciwko ich zachowaniom, to nie będę musiała przenosić mojej nienawiści na osoby, które nie mają z nią nic wspólnego. Z upływem czasu, moja dopuszczona i przeżywana nienawiść w stosunku do rodziców będzie słabnąć lub nawet, na pewien czas, zniknie, choć wydarzenia życia codziennego lub napływ wspomnień mogą ją gwałtownie znów wskrzesić. Jednakże teraz wiem już, o co chodzi i skąd we mnie ta nienawiść. Dzięki przeżyciu i odczuciu tych emocji mam świadomość i zrozumienie dla swoich reakcji i moja nienawiść nie popchnie mnie do zabijania nikogo ani do wyrządzania jakiejkolwiek krzywdy.Spotykamy czasem ludzi, którzy posuwają się aż do tego, by dziękować swoim rodzicom za otrzymane niegdyś ciosy, lub którzy twierdzą, że już dawno zapomnieli o seksualnej przemocy, której byli ofiarami, i wybaczyli im te „grzechy” modląc się za nich, lecz którzy, jednocześnie, nie są w stanie wychowywać swoich dzieci inaczej, niż w sposób gwałtowny, przemocowy, lub nadużywający je seksualnie. Pedofile obnoszą się z miłością do dzieci i nie są świadomi tego, że w głębi duszy mszczą się za to, co im wyrządzono, gdy sami byli dziećmi. Nawet, jeśli nie odczuwają świadomie tej nienawiści są poddani jej dyktatowi. Utajona nienawiść jest naprawdę niebezpieczna i trudno się jej pozbyć kiedy nie jest zwrócona w stronę osoby, która jest jej sprawcą, lecz w kierunku obiektów zastępczych. Zazwyczaj utrzymuje się wtedy przez całe życie pod przykrywką przeróżnych perwersji i stanowi zagrożenie dla otoczenia, jak i dla osoby, która ją odczuwa.Rzecz ma się zupełnie inaczej w przypadku nienawiści uświadomionej, będącej naturalną i uzasadnioną reakcją, gdyż ta, jak każde uczucie, opada, gdy ją dopuścimy i pozwolimy jej przebrzmieć. Jeśli zdobędziemy się na uznanie faktu, że rodzice traktowali nas w sposób sadystyczny, możemy odczuć jedynie nienawiść. Jak wspomniałam, może ona słabnąć lub całkiem zniknąć, lecz nie chodzi tu o zabieg, jakiego można dokonać za jednym zamachem. Rozległości poniżenia i złego traktowania w dzieciństwie nie da się ogarnąć jednym spojrzeniem. Jest to proces rozłożony w czasie, podczas którego poszczególne aspekty dawnego maltretowania dopuszczane są do świadomości, jeden po drugim, tak by uczucie nienawiści mogło z nas wypływać w miarę naszych psychicznych możliwości. Nie jest ono wtedy niebezpieczne. Jest raczej logiczną konsekwencją tego, co stało się niegdyś i co staje się dla dorosłego zrozumiałe we wszystkich aspektach dopiero teraz, choć to dziecko musiało latami dźwigać cały ten ciężar w milczeniu. Oprócz reaktywowanej nienawiści do rodziców, oraz nienawiści utajonej i skierowanej do obiektów zastępczych jest jeszcze nienawiść skierowana do osoby, która dokucza nam dziś, w sensie fizycznym lub psychicznym, lub która trzyma nas w swej władzy i od której nie możemy się uwolnić lub myślimy, że nie możemy. Tak długo jak zależymy od tej osoby lub myślimy, że jesteśmy od niej zależni, nie możemy zrobić nic innego jak tylko czuć do niej nienawiść. Trudno wyobrazić sobie człowieka, który jest torturowany i nie odczuwa nienawiści do swego prześladowcy i kata. Jeśli nie pozwala sobie na te uczucia, tłumiąc je, to odczuje je z pewnością jego ciało. W biografiach chrześcijańskich męczenników, którzy byli torturowani, można znaleźć opisy straszliwych chorób, najczęściej chorób skóry. Ciało opiera się w ten sposób zdradzie siebie samego. Jeśli „święci” musieli przebaczyć swoim oprawcom, ich skóra była żywym dowodem siły ich stłumionej nienawiści. Jednakże wyzwolenie się z rąk oprawcy nie musi oznaczać bycia skazanym na życie w ciągłej nienawiści. Uczucie bezradności i niemocy oraz uczuć wtedy odczuwanych może oczywiście wracać. Lecz z czasem poziom nienawiści najpewniej będzie się zmniejszał (ten aspekt rozwinęłam w mojej książce Bunt Ciała). Nienawiść jest tylko uczuciem i jakkolwiek by nie było ono silne jest tylko dowodem, że żyjemy i odczuwamy. Jeśli usiłujemy je tłumić, musimy zapłacić za to wysoką cenę. Sama nienawiść ma nam coś do powiedzenia na temat naszych zranień, na temat naszej wrażliwości i wartości, jakie wyznajemy, i pozostaje nam tylko nauczyć się jej słuchać i rozumieć sens jej przekazów. Jeśli to potrafimy nie musimy się jej więcej bać. Gdy nienawidzimy dwoistości, hipokryzji i kłamstwa to dajemy sobie prawo by je zwalczać wszędzie, gdzie jest to możliwe lub rezygnujemy z utrzymywania kontaktów z ludźmi, którzy dają wiarę kłamstwu. Lecz jeśli zachowujemy się w taki sposób, jakby nas to nie dotykało, to zdradzamy samych siebie.Wymóg wybaczania, z którym spotykamy się prawie wszędzie, oprócz swojego rujnującego i niszczycielskiego wymiaru zachęca nas również do zdrady siebie samego. Zalecane przez religię i tradycyjną moralność wybaczenie przedstawiane jest w różnych terapiach w zwodniczy i oszukańczy sposób jako droga do „wyleczenia”. Nie jest trudno udowodnić, że ani modlitwy ani ćwiczenia z autosugestii, tak drogie „pozytywnemu myśleniu”, nie mogą wymazać prawowitych i naturalnych reakcji obrony w obliczu poniżenia i ciosów zadawanych dziecku. Straszliwe choroby męczenników, którzy przeżyli tortury pokazują dobitnie cenę, jaką trzeba zapłacić za stłumienie swoich uczuć. Czy nie byłoby prościej zapytać siebie o to, do kogo właściwie skierowana jest moja nienawiść i uświadomić sobie, że jest ona całkowicie uprawomocniona? Zgodnie z tą hipotezą dajemy sobie możliwość życia z pełną odpowiedzialnością za nasze uczucia, nie odrzucając ich i nie płacąc za tę „cnotę” wybaczania ceny, jaką są choroby. Jeśli terapeuta obiecuje, że dzięki terapii (ewentualnie, dzięki wybaczeniu) pozbędę się na koniec nieprzyjemnych uczuć, takich jak złość, furia czy nawet nienawiść – moja nieufność gwałtownie się budzi. Cóż za człowiek byłby ze mnie, jeśli nie mogłabym reagować złością na niesprawiedliwość, złośliwość, pretensjonalność lub arogancką głupotę? Czy moje wewnętrzne życie nie byłoby wtedy w jakiś sposób okaleczone? Udana terapia może mi pomóc nabrać umiejętności bycia w kontakcie ze wszystkimi moimi uczuciami oraz z moją własną historią, co zapewni mi zrozumienie i wytłumaczenie dla intensywności moich reakcji. Pozwoli też złagodzić tę intensywność, nie zostawiając w ciele przypadkowych śladów, jakie odciskają się w nim, gdy dochodzi do tłumienia emocji, które nie mogły dotrzeć do poziomu świadomości. W terapii mogę nauczyć się rozumieć moje emocje, uznawać je za swoich sprzymierzeńców i przyjaciół, za swoich obrońców, zamiast się ich obawiać, potępiać je i zwalczać. Nawet, jeśli tego właśnie nauczyliśmy się kiedyś od naszych rodziców, nauczycieli, księży - dziś musimy uznać, że ta autoamputacja, jakiej poddały się te osoby, jest niebezpieczna i że my sami staliśmy się, w sposób jednoznaczny, ofiarami tej kastracji. Jest jeszcze wiele krajów, gdzie w ośrodkach nauczania szkolnego bicie jest integralną częścią procesu „wychowania”, czyli obowiązującą „metodą wychowawczą”. Lecz żaden nauczyciel nie będzie bił dzieci, jeśli sam nie był bity i jeśli, będąc dzieckiem, nie musiał się nauczyć tłumić swoją własną złość; jeśli jednak był bity i wykorzystywany i musiał stłumić związaną z tym nienawiść, to potem, pracując z dziećmi przenosi ją na nie, nie widząc i nie rozumiejąc dlaczego to robi. Sądzę, że świadomość tego fenomenu mogłaby uchronić całe rzesze dzieci przed brutalnością. Podobnie, gdyby mężowie stanu mieli pełną świadomość i jasność tego, jaka była ich historia osobista – narody uniknęłyby ich okrucieństwa i zaślepienia. To nie nasze uczucia stanowią niebezpieczeństwo i zagrożenie dla nas i dla naszego otoczenia. Niebezpieczne jest właśnie coś przeciwnego, odcinanie się od nich ze strachem. Właśnie to jest powodem istnienia tylu szaleńców, kamikadze i systemu sądownictwa, w którym nikt nic nie chce wiedzieć o rzeczywistych przyczynach przestępstw, ponieważ wciąż istnieje ten potężny przymus ochrony rodziców zbrodniarzy i pozostawiania w cieniu tragicznych historii życia osób dokonujących tych przestępstw. http://www.koniecmilczenia.ngo.org.pl/3amczy.htmlM i T
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
zbynek
Go
|
Jako że watek jest o patologii relacji rodzice-dzieci, może ktoś sposiłkować się wiedzą w tym temacie tu: http://tiny.pl/dzkn
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tymon
Go
|
Mądrze napisane. Choć troszkę razi gdy np. autorka powołuje się na "fakty" dotyczące męczenników, którzy wybaczają swoim oprawcom; i w ten sposób stara się nam coś wykazać, czy udowodnić, że np. wybaczanie jest be. Dobrze byłoby podać źródła takiej "wiedzy", w innym wypadku to troszkę pachnie manipulacją (przecież fakty historyczne mogą okazać się zgoła inne, no ale to chyba tym gorzej dla faktów, tak? grunt, że czytelnik, który ma zaufanie do autorki, kupił ten argument jako pewnik). Mógłbym tutaj wkleić równie ogromniasty tekst np. o dobroczynnym wpływie procesu wybaczenia na remisję nowotworu. Być może ilu ludzi - tyle opinii, a szczera wiara autentycznie czyni cuda.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
lekarka
Go
|
Faktem jest układ kat-ofiara np u więźniów przetrzymywanych przez terrorystów. Ofiara by przeżyć musi w pewnym sensie "zaprzyjaźnić" się z katem. Gdy ten warunek zaistnieje - ofiara wygrywa życie (statystyki psychologiczne).
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tymon
Go
|
Chodziło mi raczej o wystąpienie choroby np. u biblijnego męczennika, który w naturalny sposób wybaczył swojemu oprawcy. (Jestem osobą wierzącą i pewnie dlatego tak mi się skojarzyło.)
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
grizzly
Go
|
Faktem jest układ kat-ofiara np u więźniów przetrzymywanych przez terrorystów. Ofiara by przeżyć musi w pewnym sensie "zaprzyjaźnić" się z katem. Gdy ten warunek zaistnieje - ofiara wygrywa życie (statystyki psychologiczne).
Fantastyczny przyklad !!!! Relatywizm, relatywizm, po prostu wybierasz, zycie albo smierc. Inaczej albo jestes czlowiekiem, albo "owieczka"
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tomkiewicz
Go
|
. (Jestem osobą wierzącą i pewnie dlatego tak mi się skojarzyło.) Gdy w grę wchodzi wiara religijna, mowy nie ma o rzetelnej rozmowie o faktach. To nie jest złośliwość. Zniekształcenie rzeczywistości przez wiarę jest do tego stopnia konstruowane przez religię, że fakty stają się drugorzędne, albo przyporządkowuje się je przyczynie nadnaturalnej. Nauka kończy się tam, gdzie zaczyna religia. Brutalna prawda. Tomek
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tomkiewicz
Go
|
Bo widzisz Tymonie, Ty bardzo chcesz, by wiedza PASOWAŁA do Twojej religii. Wówczas MUSISZ "oślepnąć" na fakty, które kłócą się z Twoją wizją. Wiesz, całe 15 lat bez religiii szukałem najlepszej drogi, by być wolnym. A wolność pozwala przyjmować fakty bez aberracji. Dlatego też, jestem w stanie całkiem zweryfikować swoje poglądy, gdy te nie są faktami. Gdybym było człowiekiem religijnym, prawie na pewno zniekształcałbym fakty i nie dopuszczał ich do głosu, gdyby kłóciły mi się z przekonaniami religijnymi. ps: Właśnie w Trójce Kuba Strzyczkowski rozmawia ze słuchaczami o przemocy w rodzinie.
Tomek
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tomkiewicz
Go
|
A ja się Tymonie zastanawiałem, czemu tak bronisz "wybaczania" ? No, będzie Ci niezwykle trudno rozwiązać problem w jego jądrze. Pomimo tego, życzę powodzenia. Za każdym bowiem razem, gdy tylko zbliżysz się do prawdy, religia stanie Ci murem - pojawi się poczucie winy i zaprzeczanie.
ps: Jeszcze raz, do zanudzenia na śmierć. Wybaczyć, znaczy się - wyprzeć w nieświadomość. Przepraszam za floodowanie. Funkcja "edit" wciąż martwa, myśłi czasem przychodzą "ratalnie" i stąd "postotok".
Tomek (kryptofaszystycznopsychopatycznabestianietolerancyjnoautorytarna...i jełop)
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tymon
Go
|
Tomku, znam i szanuję Twoje poglądy. Dla mnie osobiście religia nie kłóci się z wiedzą (pomijając filozofowanie typu: co było na początku, myśl, słowo, pojedyncza komórka, czy może jajko; które tylko troszkę mnie interesuje). Rzetelna rozmowa o faktach? Nie bardzo rozumiem, które fakty masz na myśli. Jeżeli chodzi o szeroko pojętą naukę, to nie oszukujmy się, jest ona na dość niskim poziomie (dlatego, że całego mnóstwa spraw ciągle nie da się wyjaśnić "naukowo" a i widoki na to są raczej skromne - ciągle jeszcze więcej nie wiemy, teorie naukowe bywają sprzeczne - weryfikowane po latach, itd. itp.). Może dlatego dopuszczam element "mistyczny" w moim życiu. (Chyba Albert Einstein uwierzył pod wpływem nauki, mylę się?) Wiedza jak najbardziej pasuje do mojej religii. Nie widzę tam sprzeczności. Dlaczego bronię wybaczania? Wg mnie tak jest po prostu łatwiej żyć, niż nosić w sobie urazy (ale nikomu nie narzucam swojego zdania). Poza tym, że miałem (i mam) kochających i kochanych rodziców, to nie pamiętam, żebym był bity jako dziecko. P.S. Audycję Kuby Strzyczkowskiego wysłuchałem w całości (z przyjemnością).
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tomkiewicz
Go
|
Wiedza jak najbardziej pasuje do mojej religii. Nie widzк tam sprzeczno¶ci. O tym właśnie pisałem. Tomek
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tymon
Go
|
To na jakie fakty wg Ciebie "oślepłem"?
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
grizzly
Go
|
A ja się Tymonie zastanawiałem, czemu tak bronisz "wybaczania" ? No, będzie Ci niezwykle trudno rozwiązać problem w jego jądrze. Pomimo tego, życzę powodzenia. Za każdym bowiem razem, gdy tylko zbliżysz się do prawdy, religia stanie Ci murem - pojawi się poczucie winy i zaprzeczanie.
ps: Jeszcze raz, do zanudzenia na śmierć. Wybaczyć, znaczy się - wyprzeć w nieświadomość. Przepraszam za floodowanie. Funkcja "edit" wciąż martwa, myśłi czasem przychodzą "ratalnie" i stąd "postotok".
Tomek (kryptofaszystycznopsychopatycznabestianietolerancyjnoautorytarna...i jełop) Ganeralnie, jesli zgodzimy sie z haslem "robta co chceta", to inteligentny czlowiek nie powinien miec problemu, a wrecz przeciwnie bedzie "lokomotywa" czlowieczenstwa. Oddzielajac samodzielnie "ziarno od plew". Dla kononowiczopodobnych oznacza to pasmo nieszczesc. Problem niestety beda mieli ludzie pokroju "kononowiczow" a takich jest wiecej. I w tym aspekcie rola WIARY jest istotna.Jest dobre pytanie. Co zrobic aby "kononowicze", dobra wiare lykneli. Bowiem bez WIARY, "owieczki" zgina w labiryncie fenomenow realu. Kwestia jak to podac "owieczkom" ?????? Jak "certyfikowac" talibow ?????? Mam wrazenie, ze ostatnio wlasnie mamy do czynienia z taka "certyfikacja" co wywoluje nerwowe kwiki "talibow" [/color] slownik: talib - antymentor dla kononowiczopodobnych owiaczka - kononowiczopodobny manipulowany przez antymentora kononowiczopodobny -uzywajacy WIARY zamiast ROZUMU wiara - sklonnosc do odrzucenie logicznego myslenia (wrodzona lub nabyta) antymentor - pretendujacy do miana mentora, zaklamany hipokryta i perfidny manipulant
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tymon
Go
|
Używasz cokolwiek dziwnego języka. W jakim celu?...
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
grizzly
Go
|
Używasz cokolwiek dziwnego języka. W jakim celu?...
Jesli masz na mysli moje posty, to po prostu "zarazilem sie" od Pana Dr. JK. Okreslenia "korytkowa", "pastwiskowa" itp. sa zabawne i w pewien sposob okreslaja konkretne fenomeny, podobnie jak "talib" i "owieczki".
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tymon
Go
|
Kpisz, czy o drogę pytasz?
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tomkiewicz
Go
|
Jako że watek jest o patologii relacji rodzice-dzieci, może ktoś sposiłkować się wiedzą w tym temacie tu: http://tiny.pl/dzkn Dzięki Zbynek! Wszystkiego nie przeczytałam jeszcze, ale już rzucił mi się w oczy następujący fragment: Krzywdzenie dziecka jest wiec dla niego wielka trauma ze powoduje zmiany w mozgu i moze spowodowac PTSD i z tego powodu dziecko potrzebuje jak najszybszej pomocy. Niestety ogromna wiekszosc ofiar nie dostaje takiej pomocy natychmiast po tym jak zostaly skrzywdzone. Zazwyczaj bowiem sa krzywdzone przez ludzi im znanych, ktorzy posiadaja jakas wladze nad dzieckiem - jak np przez swoich wlasnych rodzicow.
Dlatego najczesciej ofiary dopiero jak sa juz dorosle szukaja pomocy psychologicznej. Traume bowiem trzeba leczyc. Ona sama od siebie nie znika. Dlatego USILOWANIE ZAPOMNIENIA TRAUMY, jest bardzo szkodliwe!
Leczy tylko i wylacznie, stopniowe przypominanie sobie tych traumatycznych wydarzen i wyrazanie uczuc z wtedy, gdy tych uczuc nie mozna bylo wyrazic. Sa to uczucia wielkiej zlosci i wscieklosci, bolu i samotnosci.
Na ten temat naukowcy sie zgadzaja ze jest to jedyna skuteczna droga do wyleczenia sie z ran ktore sprawca spowodowal w swojej ofiarze. Hmm... coś mi to przypomina... Już wiem! Przecież dokładnie o tym piszemy z Tomkiem od samego początku! Marishka
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
grizzly
Go
|
Kpisz, czy o drogę pytasz?
Zabawne nie oznacza kpiace, licza sie "tresci" i "forma", mozna oczywiscie cos dodac jeszcze. Ale mysle, ze kolejna wazna sprawa jest rowniez intencja.Napisze to wyraznie, nie chce nikogo obrazac. !!!!!Moja intencja jest by wiara nie paralizowala rozumu, w odniesieniu do MEDYCYNY. Na tym forum piszemy o roznych aspektach zwiazanych z MEDYCYNA. Jesli cos moze pomagac albo szkodzic to dlaczego o tym nie wspominac. Czy ciagle mamy cos wypierac i zaklamywac?
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tomkiewicz
Go
|
Moja intencja jest by wiara nie paralizowala rozumu, w odniesieniu do MEDYCYNY. Grizzly, czemu nie rozszerzysz tego na inne dziedziny nauki i na całe życie w ogóle? Osobiście zostawiłabym tylko tę pierwszą część Twojej wypowiedzi pod którą z łatwością mogę się podpisać. Marishka
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
Tymon
Go
|
Grizzly, poczytałem więcej Twoich postów. Chyba rozumiem, co masz na myśli. Trudno nie zauważyć, że panuje swoista moda na przejaskrawianie (manipulowanie?) w opisie przeróżnych zjawisk, z którymi na co dzień mamy do czynienia. Ma to swoje plusy i minusy - wiadomo. Z jednej strony można być dosadnym, wyrazić swój pogląd w sposób czytelny. Jednak z drugiej, postepując w ten sposób, wrzucasz wszystkich (np. ludzi głęboko wierzących) do jednego worka z - cyt.: "talibami" (skądinąd oryginalne określenie), a to już odrobinę krzywdzące, nieprawdasz? Chociaż nie mam tak na prawdę nic przeciwko temu. Niech Ci idzie na zdrowie. Wiara w odniesieniu do medycyny? Ciekawe. Przeciwstawianie religii rozumowi nie wydaje mi się do końca uprawnione. Takie jest moje zdanie w tym temacie.
|
|
|
Zapisane
|
|
|
|
|
|