forum.dr-kwasniewski.pl

Działy Forum => Wolne tematy => Wątek zaczęty przez: Teresa Stachurska w 2008-02-18, 13:50:03

Tytuł: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: Teresa Stachurska w 2008-02-18, 13:50:03

Zainteresowanym - http://partnerstwo.onet.p...,1,artykul.html :



Odkrywanie, odmienianie
Zofia Milska-Wrzosińska

Siła do zmiany siebie wyzwala się w momencie zgody na siebie takiego, jakim się jest
Wciąż ulegamy pokusie stania się kimś innym. Postanawiamy zmienić nasze nawyki i spowodować, by życie potoczyło się innym torem. Wiele mitów poppsychologii – z pozytywnym myśleniem na czele – dotyczy zaplanowanej i sprawnie przeprowadzonej zmiany siebie. Tymczasem sugestywne przesłanie: „Możesz zmienić siebie i swoje życie!”, nie jest warte więcej niż hasło reklamowe polisy ubezpieczeniowej.

Wiara, że jeśli zacznie się „myśleć pozytywnie”, to nieuchronnie nastąpi zmiana w pożądanym kierunku, jest iluzją, w najlepszym wypadku nieszkodliwą. Przecież wszystkie nasze obawy, samokrytycyzm, czarnowidztwo i wątpliwości nie znikną na żądanie! Litania pozytywnych myśli to rodzaj maniakalnej ucieczki od naszej ciemnej strony, która w efekcie kneblowania może dojść do głosu z nową destrukcyjną siłą.

Bardziej prawdopodobna jest zmiana w rezultacie głębszej refleksji i pracy nad sobą. Przykład takiej drogi to psychoterapia – oczywiście niejedyny; odwołuję się do niej, bo najlepiej ją znam. Zmiana w psychoterapii nie jest inżynieryjnym procesem przeprowadzonym wedle zlecenia pacjenta, nie zawsze nawet jest celem, z którym pacjent może się od razu utożsamić. Akceptacja siebie (czyli zgoda na brak zmiany) to najwłaściwszy klimat emocjonalny do pracy nad sobą, jak formułuje to paradoksalna teoria zmiany wywodząca się z terapii Gestalt. Potencjał do zmiany wyzwala się w rezultacie zgody na siebie takiego, jakim się jest.

Zmiana może prowadzić w innym kierunku, niż spodziewała się osoba szukająca pomocy. Również psychoterapeuta nie wie od razu, czy, co i jak – a zwłaszcza kiedy – będzie się zmieniało w pacjencie. Większość ludzi zgłasza się do psychoterapeuty nie po to, żeby coś zmienić, ale by powrócić do poprzedniego – dobrze ustabilizowanego i oswojonego – stanu. Szukają pomocy, bo zadziałał jakiś czynnik (np. odejście bliskiej osoby, utrata kontroli nad własnym dzieckiem, naturalne zmiany związane z przemijaniem czasu), który zaburzył wypracowaną w toku życia równowagę. Pragną, by psycholog usunął tę zadrę i umożliwił powrót na znane tory.

Człowiek może jednocześnie chcieć siebie zmienić i bardzo się tego obawiać: na poziomie świadomym deklaruje taki zamiar, a jednocześnie nieświadomie możliwość zmiany sabotuje.

Twórcy koncepcji psychoterapeutycznych w różny sposób opisywali, do jakiej zmiany należy dążyć. Najstarsza jest formuła Zygmunta Freuda: „Wo es war, soll Ich werden”, czyli: „Gdzie było id, powinno wejść ego”. We wczesnym okresie psychoanalizy sformułowanie to było rozumiane jako postulat zwiększenia wpływu ego (czyli świadomej kontroli) na impulsy popędowe: seksualne i agresywne. Współcześnie rozumiemy je szerzej i zmierzamy do tego, aby to, co było doświadczane jako nieosobiste, wywłaszczone (np. obsesyjna myśl, objaw lękowy, destrukcyjny związek), zaczęło być doświadczane jako osobowe, własne, czyli jako część siebie (np. „chcę”, „pragnę”, „boję się”). Zatem nie chodzi tu przede wszystkim o kontrolę, panowanie nad impulsami – chodzi o wewnętrzną harmonię, integrację, spójność „ja”.

Psychoterapia (zwłaszcza o orientacji psychodynamicznej) zawiera w sobie szczególny paradoks. Pomoc wymaga kontaktu z „prawdziwą naturą” pacjenta, między innymi z nieświadomymi pragnieniami wywołującymi lęk. Aby je rozpoznać, trzeba usunąć wyparcie (czyli przywrócić do świadomości myśli i przekonania będące źródłem danej emocji). Działanie zmierzające do usunięcia wyparcia i zwiększenia wglądu powoduje nasilenie lęku. Dlatego proces psychoterapeutycznej zmiany powinien być powolny, ostrożny i rozważny. Zmiana nie odbywa się jedynie w rezultacie wglądu: aby mógł on być przyjęty i utrzymany, niezbędna jest pomoc w zmniejszaniu lęku, co dokonuje się w relacji między psychoterapeutą a pacjentem.

Ten aspekt pomocy psychoterapeutycznej jest szczególnie podkreślany przez niektóre szkoły relacyjne (stworzona przez Carla Rogersa terapia skoncentrowana na osobie, psychologia self Kohuta, teoria relacji z obiektem). Uznają one, że podstawowym czynnikiem zmiany pacjenta jest relacja z psychoterapeutą będąca korekcyjnym doświadczeniem emocjonalnym.

Czy w rezultacie takiego doświadczenia możemy zmienić siebie? Tak i nie. Możemy odkryć w sobie i zrozumieć zupełnie nowe obszary – i dzięki temu zmienić siebie. Ale równie dobrze można powiedzieć, że po prostu staliśmy się bardziej sobą.

Zofia Milska-Wrzosińska jest psychologiem i psychoterapeutą, superwizorem PTP. Kieruje Laboratorium Psychoedukacji w Warszawie. Napisała „Bezradnik” – książkę o kobietach, mężczyznach, miłości, seksie i zdradzie. Wkrótce ukaże się jej najnowsza publikacja – „Para z dzieckiem”.
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: Teresa Stachurska w 2008-02-18, 15:25:25
Prymusizm ne jest dobry na wszystko - mówi Jacek Santorski. http://www.polityka.pl/po...reads&page=text :




Ewa Winnicka 15 lutego 2008

Zachwycaj nieregularnie


Rozmowa z Jackiem Santorskim, psychologiem biznesu, współautorem książki "Prymusom dziękujemy..." dlaczego nie warto być zawsze świetnym.

Zobacz takżeProkreacja, rekreacja, demokracja
Się uwielbiam

Rys. Piotr Socha

Ewa Winnicka: – Prymus: niezawodny, we wszystkim doskonały, najlepszy uczeń w klasie, duma szkoły i rodziców, człowiek, któremu pisany jest sukces. Kim staje się prymus, gdy zaczyna karierę w biznesie?

Jacek Santorski: – Ten typ osobowości, ta postawa ma wiele wspólnego z arogancją. Prymus ma dyplomy, tytuły i przeświadczenie, że jest lepszy. Jednak okazuje się, że we współczesnym biznesie ludzie coraz gorzej zaczynają wychodzić na arogancji.

Do tej pory doradcy biznesowi, jak się wydaje, wysoko cenili prymusizm, zwłaszcza zaś nastawienie prymusa na bezustanne robienie świetnego wrażenia.

Wydawać by się mogło, że w kulturze, w której żyjemy, wywieranie wrażenia to najważniejsze narzędzie osiągania sukcesów. Jest słynna marketingowa zasada Jacka Trouta: „wyróżnij się lub zgiń”. Ale trzeba wziąć pod uwagę różnicę między wywieraniem wrażenia a wywieraniem wpływu.

Wywieranie wrażenia jest nieskuteczne?

Ludzie, którzy osiągają sukces w ważnych długofalowych sprawach, są raczej skromni. Jeśli nie wywierają dużego wrażenia, to nie uruchamiają atawizmów, mechanizmów rywalizacji, poczucia zagrożenia czy chęci walki. Z jednej strony mamy więc stereotyp, że należy robić świetne wrażenie, bo od tego zależy powodzenie i szczęście w życiu. A z drugiej strony – jeśli ta sprawa jest przesterowana, to jest przeciwskuteczna – człowiek staje się samotny, staje się niezdolny do miłości, szczęścia oraz pogarszają mu się też relacje w pracy.

Ma pan jakieś namacalne dowody, że umiejący wywierać świetne wrażenie prymusi w biznesie się nie sprawdzają?

Jim Collins poszukiwał w latach 90. firm, które wcześniej – przez 15 lat – osiągnęły wzrost trzykrotnie większy niż inne. Zbadał następnie typ przywództwa w zarządach tych firm. Nie było tam szefów, którzy zdobywają pozycję przez emanację swojej osobowości, przez dwór, jaki tworzą, prasę, którą oczarowują, przez sztafaż i płomienne przemówienia. Tam liderami byli do bólu zdeterminowani, ale jednocześnie skromni i pokorni menedżerowie, otwarci na ograniczenia swoje i otoczenia. Przy okazji okazali się oni ludźmi mniej samotnymi w życiu, doznającymi więcej miłości i szacunku niż typowy lider-prymus.

Czyżby prymusi osiągnąwszy sukces zawodowy byli nieszczęśliwi?

Prymusizm to straszna pułapka, bo ani doktorat, ani MBA, ani kolejne wygrane konkursy na eksponowane stanowiska nie zagwarantują człowiekowi szczęścia. Tam bowiem, gdzie w grę wchodzi czułość, miłość, pełne zaufanie, gdzie trzeba wspólnie z przyjacielem, małżonkiem lub dzieckiem przejść przez trudny czas, zupełnie inne kompetencje, zupełnie inne zasoby są potrzebne. Nagle okazuje się, że chociaż prymus skończył świetną uczelnię, świetnie wygląda, zasłużył na kredyty, jeździ autem z napędem na cztery koła, to jest totalnie bezradny wobec faktu, że jego dziewczyna zdecydowała się na ciążę, a ta ciąża jest powikłana, Teraz nie mogą współżyć seksualnie i ciągle trzeba jeździć na kolejne badania USG i sprawdzać, co się dzieje. I okazuje się, że taki biznesowy lis, spryciarz, lider, jest zupełnie jak dziecko. Zaczyna się zachowywać w sposób, którego potem się wstydzi i żałuje. I który zupełnie nie służy jego wizerunkowi.

Skąd się biorą prymusi
Jak to się dzieje, że człowiek zostaje prymusem?

Prymus ma wiele z syndromu jedynaka, który nigdy nie musiał dowiadywać się, na czym polega sprawiedliwy podział dóbr między rodzeństwem, był oczkiem w głowie rodziców. Przyzwyczaił się, że ponieważ oddycha – ma szczególne prawa. Żeby być prymusem, niekoniecznie oczywiście trzeba być jedynakiem. Zwykle to jednak ci, którzy w swoim domu rodzinnym trafili na zainteresowanie ambitnych rodziców, ale równocześnie okazywano im tak zwaną miłość warunkową.

Rodzice dawali do zrozumienia: kocham cię za osiągnięcia?

Dawali sygnał: mogę być z ciebie dumny, bo podziwiają cię sąsiedzi, wujek i ciocia. Dzieci te szybko uczyły się, że miłość zdobywa się za pomocą wielkiego wysiłku, a z drugiej strony – za pomocą marketingu. Rozumiały, że przede wszystkim trzeba się dobrze sprzedać, zrobić dobre wrażenie.

Jak na co dzień rodzice komunikują dzieciom, że kochają je warunkowo?

To są bardzo subtelne komunikaty. Zwykle następuje tak zwane podwójne wiązanie.

Co to jest?

Podam przykład z praktyki. (Zwykle, kiedy doradzam menedżerowi, szukam okazji, żeby poznać jego relacje z dzieckiem. Tam często znajduje się klucz do nierozwiązanych problemów między nim a jego podwładnymi). Ostatnio rozmawiałem z wybitną bizneswoman; przedstawiła mi swojego wybitnie utalentowanego syna, który być może pojedzie studiować na najlepszą uczelnię na świecie. Zobaczyłem, jak twarz tego chłopaka tężała, gdy matka mówiła: ty to masz w życiu masę szczęścia, że urodziłeś się po wojnie, w rodzinie rodziców wykształconych i majętnych, że spotkałeś właściwych nauczycieli...

Ten chłopak z jednej strony otrzymywał sygnał: pracuj, pracuj, to do czegoś dojdziesz, będziesz kimś, kochamy cię. Z drugiej strony dostawał komunikat: ty w swoim jestestwie nie zasługujesz na szczęście ani na miłość. Ale dzięki nam nauczysz się, jak je wygrać. To są subtelności, w których dziecko nie doświadcza autentycznego zainteresowania jego prawdziwym, wewnętrznym światem. Przedmiotem zainteresowania są jego możliwości, które mógłby rozwijać.

Wielu rodziców ma najlepsze intencje. Oni takie komunikaty wysyłają zupełnie nieświadomie, prawda?

Oczywiście. Do mojej koleżanki przyszli rodzice 10-latka, który zaczął mieć objawy nerwicy szkolnej. Rano miewał ściśnięty żołądek, a droga do szkoły była koszmarem. Rodzice, zainteresowani dzieckiem, bardzo w niego inwestujący, szybko ustalili przyczynę nerwicy. Była nią nauczycielka matematyki, czołgająca chłopca przy tablicy. Psycholożka zapytała ich: dobrze, a co wy mu mówicie, kiedy przychodzi ze szkoły? Oni odpowiedzieli z dumą: mówimy, że jest świetny z innych przedmiotów i powinien się na tych przedmiotach skupić. Mówimy mu, że nauczycielka, jak większość nauczycieli, jest z negatywnej selekcji. On będzie kimś, a ona jest i zostanie nikim. Mieli poczucie, że świetnie odrabiają lekcję.

Pani psycholog ich wysłuchała i zapytała: a jak pokazujecie, że rozumiecie swojego syna? Rodzicom opadły szczęki. Potrzebowali trochę czasu, żeby zrozumieć rodzaj upokorzenia, które chłopiec przeżywa w szkole. Jest liderem w klasie, zależy mu na jednej dziewczynie, a nauczycielka brutalnie wykazuje jego bezradność. A wszystko, co on słyszał od rodziców, dotyczyło jego zaradności. Nie było empatii dla jego bezradności. Dzięki Bogu, pojawiła się ta nerwica szkolna. Dzisiaj wiem, że ci rodzice zweryfikowali ścieżkę postępowania z dzieckiem. A ojciec, który jest menedżerem, zweryfikował swoje kontakty z pracownikami. Najpierw trzeba człowieka zrozumieć, potem okazać zrozumienie, a potem można wymagać, ale i wzmacniać. Niezwykle istotne jest potwierdzenie jestestwa, prawdziwej jaźni człowieka. Po blisko 60 latach życia i 35 latach w zawodzie mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że o szczęściu człowieka decyduje stan jaźni, a nie jego ego.

Jak wyzwolić się z prymusizmu

Zwykle pewnie człowiek nie ma świadomości, że jest uwikłany w prymusizm, będący efektem warunkowej miłości.

To prawda. Tkwi w rodzaju uzależnienia od pewnej wizji własnej osoby, widzenia świata.

Jak można zyskać świadomość tego uzależnienia?

Brutalna prawda o uzależnieniach jest taka, że jedyny moment, żeby znaleźć determinację do zmiany czy przewartościowania, to absolutny dołek. To dotyczy i sytuacji prywatnych, i prymusizmu, który przejawiają całe firmy.

Arogancję w biznesie prezentowała większość firm internetowych, IT, po 1998 r. Żyły w poczuciu omnipotencji, ciągle rosły. Dopiero pierwsze bankructwo, pierwszy projekt, który upadł, były szansą, że firmy IT złapią balans między pokorą i wiarą. W życiu osobistym otrzeźwienie przychodzi, kiedy człowieka dotknie choroba albo dozna znaczącej straty. To są momenty, kiedy może dojść do przewartościowania.

Podczas rutynowych badań prymus dowiaduje się, że choruje na raka. Czuje strach, wyautowanie, widzi, że tu już nie da rady być taki niezawodny, doskonały. I od tego mu prymusizm przechodzi?

Nie, nie. Najpierw on szuka najlepszych możliwych terapii, bo czuje, że one mu się należą. Znajomi onkolodzy czy diabetolodzy opowiadają o młodych menedżerach, którzy przychodzą i oferują wielkie pieniądze w zamian za wszelkie możliwe środki: z obszaru eksperymentu, z kliniki w Houston, zewsząd. I tłumaczą lekarzom, że jeśli tego nie zrobią, to tych lekarzy załatwią. Prymus ma najpierw rzut narcyzmu i omnipotencji. Chce natychmiast iść na stół. W tym tygodniu, bo w następnym ma ważną delegację. Mówi lekarzowi: pan nie ma pojęcia o biznesie, ja zarządzam firmą, która 1000 klinik takich jak pana mogłaby wykupić na skinienie palcem.

Dopiero po tym etapie przychodzi lekcja bolesna, ale skuteczna. Następuje taki moment bezradności, na którym można budować. Może on działać wyzwalająco.

Proszę podać przykład na wyzwalający wpływ bezradności.

Miałem do czynienia z pewnym dyrektorem szpitala. Przeszedł ciężki zawał, no i podczas hospitalizacji nawiązał romans z pielęgniarką, od której po raz pierwszy w życiu doświadczył, jak twierdził – a między nami mówiąc przyjął – czułości. Wracał do pracy z sercem zaleczonym, ale obciążonym, bo od tej prostej pielęgniarki dostał to, czego nie doświadczył ze strony żony. Ale nieporozumienie polegało oczywiście na tym, że z żoną, ważną lekarką, nie na czułość i zrozumienie się umawiał te kilkanaście lat temu. Mieli się dobrze prezentować na bankietach i robić karierę. Dopiero gdy był zniewolony, bezradny, wystraszony, przywiązany do łóżka – mógł doświadczyć, czym jest zrozumienie, obecność, czułość drugiej osoby, która nie licząc na 50 zł do kieszeni, siedziała przy jego łóżku.

Ale czy taki dyrektor nie wskoczy po chorobie w stare buty? Nie mam na myśli jedynie romansujących, ale tych, którzy doznali bezradności w chorobie.

W momencie bezradności człowiek jest bardziej skłonny przyjrzeć się sobie. Właśnie dlatego, żeby wyjść z impasu. Ma większe szanse, żeby spotkać właściwą osobę, duchownego, mentora, przeczytać książkę, w efekcie której może nastąpić wewnętrzna przemiana.

Nowoczesny człowiek sięga po psychoterapeutę.

To dobry pomysł pod warunkiem, że terapeuta sam nie cierpi na syndrom prymusizmu. Jeśli bowiem czuje się kimś szczególnym i wyjątkowym, to będzie budował narcystyczną zmowę z pacjentem: wyjątkowy psycholog zajmuje się szczególnym pacjentem. Muszę pani powiedzieć, że znalezienie odpowiedniego terapeuty nie jest najłatwiejsze. Proszę zwrócić uwagę, że najwięksi polscy psychoterapeuci to nie są ludzie znani z telewizora. Oświecona decyzja (choć mógłby ktoś powiedzieć: rychło w czas) Wojtka Eichelbergera czy moja polegała na porzuceniu psychoterapii. Zrozumieliśmy, że jako nauczyciele medialni nie możemy budować intymnej długotrwałej więzi z pacjentem. Psychoterapią najlepiej zajmują się, owszem, oświeceni, ale nie oświetleni nauczyciele.

Czy jednak psychoterapia nie utrwala w człowieku niezdrowej koncentracji na sobie?

Oczywiście, człowiek, który dwa razy w tygodniu chodzi do terapeuty, by rozmawiać o własnych problemach, może rozwiązać swoje niezdrowe projekcje, ale może też utrwalić egotyzm. Psychoterapia to jest etap odzyskiwania siebie, ale trzeba bardzo uważać, żeby na nim nie utknąć.

Dla wewnętrznej przemiany kryzys jest konieczny?

Gdy wspomniany Collins badał historie życia tych skromnych i zdeterminowanych liderów, to prawie wszyscy oni mieli jakieś pozamaterialne źródła inspiracji dla siebie: religijne, filozoficzne, a przynajmniej połowa z nich przeszła ciężkie choroby. Dzięki swojej determinacji wyszli z choroby, ale przy okazji przewartościowali swoje życie.

Mnie los oszczędził ciężkich chorób, natomiast doświadczyłem ciężkich tąpnięć w biznesie. One nauczyły mnie pokory i są źródłem dzisiejszych sukcesów.

Więc skłaniam się ku teorii, że jednak kryzys jest niezbędny, choć spotkałem kilka razy ludzi, którym wystarczył fakt, że byli dobrze kochani przez swoich rodziców. Kochani z błyskiem w oku, z transcendentalnym zachwytem nie nad „ich dzieckiem”, tylko nad dzieckiem – istotą. To jest oczywiście niezwykle trudne. Mamy mało rozpowszechnionej wiedzy, standardów, etosu, dobrej mody czy nawet dobrego snobizmu na dobrą miłość do dzieci.

Jak radzić sobie w firmie, nie będąc prymusem
Czy prymusizm zawsze jest szkodliwy i nieekonomiczny?

Bywają zawody, które wymagają niezwykłego wyrachowania i niepodatności na doraźne stany emocjonalne i wpływ grupy. Głównie są to zajęcia związane z prowadzeniem operacji finansowych; ludzie ci wymyślają rozmaite dźwignie finansowe, jakieś oscylatory, rozstrzygają, co kupić, żeby sprzedać; bywają genialni w spekulacjach, przy których podatność na emocje może być zgubna. Prymusizm może być w tego rodzaju karierach nawet przydatny. Są to jednak, proszę zauważyć, kariery krótkotrwałe.

Gdy w grę wchodzi budowanie firm i organizacji, potrzebna jest inteligencja emocjonalna.

Może w tym, co pan mówi, jest rada dla szeregowego pracownika: zamiast frustrować się tym, że nie jestem absolutnie niezawodny i bezbłędny (słowem – nie jestem prymusem), lepiej skupić się na działaniach inteligentnych emocjonalnie. Od czego zacząć?

Najpierw potrzebne jest wyczucie kultury firmy oraz ukrytej struktury władzy.

Firma oprócz formalnej struktury, która może być hierarchiczna albo pozioma, jak w Szwecji, ma ośrodki władzy, które nie muszą się z formalną strukturą pokrywać. I to tam naprawdę zapadają decyzje w sprawach personalnych, a często biznesowych czy strategicznych. Bywa i tak, że w firmie prywatnej stojący na czele ma szczególną słabość czy zaufanie do osoby, która nie mogłaby wyżej awansować, bo na przykład jest szefem asystentek. Ale gdy szefa coś dręczy i boli, to wieczorem z tą właśnie osobą omawia sytuację.

Kiedyś pracowałem dla firmy przejętej przez zagranicznego akcjonariusza. Menedżer komandos przyjechał z zagranicy. Jedyne osoby, którym ufał, to były jego dwie tłumaczki. Lobbując z tłumaczkami, przeprowadzić można było wszelkie projekty. Jest taki klasyczny podręcznik „Power-based selling”, który uczy, jak korzystać z wewnętrznej struktury firmy. Jest tam omawiany przykład dostawcy cateringu, budującego relację z osobą, która formalnie usługę zamawia, a z drugiej strony – on nastawia w firmie radary społeczne. Dostawca szybko rozumie, że kontrakt przetrwa, jeśli siostrzenica prezesa, która jest wegetarianką, zawsze znajdzie w bufecie danie dla siebie. Dzięki temu radarowi wygrywa z konkurencją, a nawet może podnieść ceny.

A ci, którzy kierują się wartościami, wykonują swoją robotę i myślą, że wcześniej czy później ktoś się na nich pozna. Biada im?

Element autopromocji zawsze jest potrzebny. Przyszły jednak takie czasy, że ta wewnętrzna sprzedaż wymaga raczej empatii, bycia skłonnym do pomocy koledze w jego projekcie, do podjęcia ryzyka podzielenia się informacją. Jeśli człowiek jest lubiany pomimo tego, że się nie podlizuje, to jest na najlepszej drodze zarządzania swoją wewnętrzną karierą.

Kluczem jest, jak mówią specjaliści, magia „i”. Czyli i polityka, i prawda.

W koncernach, które znam, jest presja, żeby produkcja była coraz bardziej intensywna i dobrej jakości. Czyli najbardziej pożądani są jednak prymusi. W mojej branży jest zapewne taka granica, za którą dramatycznie spada jakość na rzecz ilości. Jak utrzymać równowagę między wiernością sobie a wymaganiami firmy?

Pani dylemat osobisty jest, oczywiście, dylematem firmy. Dla firmy prosta, powtarzalna produkcja przy kosztach niższych niż średnia w danej branży jest źródłem sukcesu. Paradoks polega na tym, że to nie jest jawne źródło. Ze względów marketingowych konieczne jest ciągłe odświeżanie czynników wyróżniających, nieprostych, wyjątkowych.

Pracowałem z nieżyjącym już Mariuszem Łukasiewiczem (twórca Lukas Banku) nad nowym bankiem (chodzi o działający od 2003 r. Euro Bank – przyp. red.). Łukasiewicz chciał, żeby to był popularny bank, oparty na prostych produktach. Ale z wielką dbałością o marketing. Kiedy zmarł, firma została przejęta przez francuskiego inwestora, który ma opinię demontującego wszystkie swoje nowe nabytki. Tym razem jednak pozwolił bankowi działać w formie wymyślonej przez Łukasiewicza. Bo zachwycanie klientów co jakiś czas bardzo dobrze się sprawdza.

A gdybym przyszła do pana na coaching i zapytała, jak w firmie, którą cenię, zapewnić sobie pozycję i rozwój, a jednocześnie nie dać się wpędzić w niszczący prymusizm?

Powiedziałbym tak: niech pani tak się zorganizuje, żeby zapewnić prostą, powtarzalną produkcję. Nie warto zachwycać bez przerwy. Warto zachwycać nieregularnie. O tym niech decyduje nawet rzut monetą.

Przestrzegałbym też przed kryterium, że ma pani jedynego pracodawcę na całe życie. To jest niebezpieczne, bo oświecony pracodawca potrzebuje ludzi, którzy są z nim z wyboru, a nie konieczności.

Pani musi być pewna, że jest w Europie jeszcze jakieś miejsce, które panią przyjmie, ale jest pani świadoma, że pani praca ma marketingową przewagę.

Będąc w firmie z wyboru ma pani lżejszą głowę i łatwiej stworzyć to, co pani robi. Ma pani lepszą, opartą na szacunku, relację z pracodawcą.

Czy warto pracować w firmie, gdzie pracodawca faworyzuje prymusów, a ciebie ocenia zupełnie inaczej niż ty sam?

Człowiek dojrzały jest wewnątrzsterowny, ma wewnętrzny ośrodek ocen, jest względnie niezależny od opinii z zewnątrz. Oczywiście, nie może być arogantem, ale nie powinien też sprzedawać wszystkiego, czym dysponuje, z całą pokorą wobec przełożonego. Według chińskiego przysłowia: głupi nie wie, co mówi, mądry nie mówi tego, co wie.

Prymusowi w takiej sytuacji będzie ciężko, łatwiej człowiekowi, który ma dostęp do swojej jaźni.

Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: Teresa Stachurska w 2008-02-18, 15:56:28
"Się uwielbiam" to też nie jest to...

http://www.polityka.pl/po...reads&page=text :


Marek Warecki, Wojciech Warecki 06 lutego 2008

Się uwielbiam

Dlaczego ludzie zakochani w sobie są tak bardzo toksyczni dla innych?
Roman – uosobienie człowieka sukcesu – jako szef i współudziałowiec dużej firmy reklamowej zarabia kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie. Pracownicy to członkowie jego plemienia; on jest wodzem, dlatego winni mu podziw i posłuch. Po kilkunastu latach małżeństwa porzucił z dnia na dzień będącą w ciąży żonę i przy pomocy prawników stara się pozbawić ją należnego majątku. Dzieci używa jako narzędzi do wywierania na nią nacisku. Bezwzględny i okrutny, często działa na granicy prawa. Manipuluje ludźmi, kłamie w żywe oczy. Złym duchem Romana jest matka, która utwierdza go w sposobie traktowania ludzi jako środków do celu.

Ewa – ceniona jako organizator-animator kultury. Nie ma dzieci, jest w separacji z mężem (mieszkają nadal razem). Peroruje o sobie i swoich sprawach. Drugą jej pasją są plotki o bliźnich – o każdym ma na podorędziu coś paskudnego do powiedzenia. Mnóstwo pieniędzy wydaje na stroje.

Ci ludzie, jeśli uznają, że możesz się im do czegoś nadać – stają się nader mili i sympatyczni, w przeciwnym wypadku przestajesz dla nich istnieć. Są też bardzo zakochani. Wyłącznie w sobie samych. Choć – zdaniem Ericha Fromma – narcyz nie umie kochać ani innych, ani samego siebie.

Pojęcie narcyzmu powstało z mitycznej opowieści w starożytnej Grecji. Pewien młodzian odrzucał awanse wszystkich nadobnych dziewcząt, więc bogini Nemezis sprawiła, że zakochał się we własnym odbiciu w wodzie. W Narcyzie zakochała się nimfa Echo, która nie mogła wyrazić swojego żarliwego uczucia własnymi słowami, a jedynie powtarzać cudze. Narcyz z tęsknoty i miłości do samego siebie wyzionął ducha. Zapewne w dzisiejszych czasach Echo cieszyłaby się znacznie większym zainteresowaniem Narcyza, bo wielu współczesnych narcyzów wykazuje zapotrzebowanie na właśnie taką formę relacji z otoczeniem. A mityczny Narcyz odtwarzałby w asyście specjalistów od wizerunku swoje wystąpienia publiczne na wideo tak, jak to robi wielu przedstawicieli świata biznesu, polityki, sportu. I zamiast śmierci z żałości czekałaby go świetlana kariera.

Zygmunt Freud uważał nerwicę narcystyczną za bardzo poważne zaburzenie, polegające na całkowitym skoncentrowaniu na własnym ego, co prowadzi do odrealnienia widzenia świata i utraty kontaktu z nim.

Obecnie skrajna postać narcyzmu – tzw. narcystyczne zaburzenie osobowości – jest uznawane za przypadłość wymagającą leczenia psychiatrycznego. Nas interesuje tutaj narcyzm również w bardziej potocznym rozumieniu, czyli bardziej jako przywara, czy też zespół wad charakteru.

Niekochane Ja

Skąd się bierze narcyzm nie do końca wiadomo. Postawy i style rodzicielskie mogą stanowić jedno ze źródeł zaburzeń narcystycznych. Dzieje się tak wówczas, gdy rodzice są nadmiernie krytyczni lub nadmiernie przyzwalający i chwalący, gdy są skoncentrowani na sobie, a dziecko stanowi dla nich wyłącznie przedłużenie własnej osoby i o tyle jest interesujące, o ile spełnia ich niezrealizowane marzenia. W efekcie dziecko musi zaspokajać potrzeby i zachcianki rodzica. W dorosłym życiu nadmiernie koncentruje się na wzmocnieniach i sygnałach, jakie płyną od innych ludzi i od tego uzależnia swój nastrój oraz poczucie wartości.

Kiedy wymagający rodzice każą dziecku spełniać nadmiernie wyśrubowane oczekiwania i standardy, to gdy staje się ono dorosłe, nadzorca istniejący wyłącznie w jego głowie surowym, karcącym głosem co dzień przypomina o wymaganiach. Jednym ze sposobów, żeby choć trochę zaspokoić oczekiwania owego nadzorcy, jest idealizowanie własnej osoby i projektowanie swoich lęków i wad na innych ludzi (nie bez kozery mówi się, że najbardziej u innych nie lubimy własnych wad). Jak twierdzi amerykański psycholog Mihaly Csikszentmihalyi: „Niebezpieczeństwo polega na tym, że cała nasza energia psychiczna koncentruje się na zaspokajaniu potrzeb owego mitycznego tworu, który sami powołaliśmy do życia. (…) Często jednak dzieci, które doznały krzywdy, pielęgnują w sobie pozbawiony nadziei albo pełen mściwości wizerunek samego siebie; dzieci, którym się pobłaża, nie obdarzając jednocześnie miłością, mają zaś skłonność do tworzenia »ja« narcystycznego. Możemy też wyhodować »ja« nienasycone albo monstrualnie wyolbrzymiające własne znaczenie. Ludzie o takich zaburzonych »ja« czują przymus zaspokajania jego potrzeb. Jeśli sądzą, że potrzebują więcej władzy albo pieniędzy, miłości albo przygody, zrobią wszystko, by je zdobyć, nawet jeśli na dłuższą metę miałoby się to okazać dla nich samych niekorzystne”.

Mechanizm powstawania osobowości narcystycznej często przebiega tak:
1. Kłótnie rodzicielskie, w których agresja jest przenoszona na dziecko.
2. Dziecko ucieka we własny świat, pojawiają się kłopoty z samoakceptacją, a potem z tworzeniem relacji rówieśniczych.
3. W samotności rozwija się wyobraźnia. W świecie wyobraźni jakim się jest? Jest się ideałem! A dlaczego w świecie realnym nie jest tak idealnie? Bo to inni są źli!
4. Zaczyna funkcjonować schemat: ja jestem idealny – inni mają wady.

Dorosły narcyz, niedorosła samoocena

Narcyz postrzega siebie jako silnego i atrakcyjnego, niczym ucieleśnienie greckiego herosa, mimo że wewnątrz jest pełen wątpliwości. Tak naprawdę narcyz w głębi siebie czuje się bardzo niedowartościowany (nawet całkowicie bezwartościowy). To zmusza go do poszukiwania wszystkiego, co najlepsze: permanentnie kupuje potrzebne i niepotrzebne gadżety elektroniczne, ubrania, samochody. Dla narcyza największym wzmocnieniem są wszelkie oznaki podziwu i uznania, i z tego powodu jest trochę podobny do histeryka, dla którego liczy się przede wszystkim to, co jest zewnętrzne. Jak uważał Antoni Kępiński, wybitny polski psychiatra, histeryk ma płytką osobowość i kieruje się tym, co sądzi o nim otoczenie. Narcyz podobnie jest płytki emocjonalnie, ale jego stany psychiczne są determinowane przede wszystkim reakcjami innych ludzi. Nie ma głębszego wglądu w swoje stany psychiczne i nie jest zdolny do głębszych wzruszeń czy osądów, poczucia winy czy introspekcji. Histerykowi bardziej zależy na podziwie, a narcyzowi na kontroli, zwłaszcza połączonej z miłością do jego nadzwyczajnej i niepowtarzalnej osoby.

Ażeby być podziwianym, ludzie ci gotowi są zrobić naprawdę bardzo dużo. Np. twórca firmy Oracle Larry Ellison, gdy zwyciężył w regatach, zanim jego rywale dotarli do portu błyskawicznie przesiadł się do swojego samolotu i z „hukiem przeleciał nim nad głowami żeglarzy, którzy z nim przegrali, by jeszcze bardziej ich upokorzyć”. Brak rzeczywistych sukcesów w niczym narcyzowi nie przeszkadza. Żeby zdobyć podziw albo chociaż zainteresowanie, tworzy własną mitologię. Ale również stara się, aby jego opowieści bardzo trudno było zweryfikować.

Oczekuje, że inni będą odgadywać jego myśli i zachcianki, że będą spełniać je jak najszybciej i jak najpełniej, ponieważ w przeciwnym wypadku wykaże swoje niezadowolenie i ukarze „winnych” zaniedbań.

Nie toleruje, kiedy ludzie są spontaniczni i autentyczni w wyrażaniu uczuć. Uważa, że zagraża to jego grze. Jeśli ktoś wykazuje empatię, traktuje to jako dowód słabości, naiwności i głupoty.

Gdy stajemy się sprawcami czyjegoś cierpienia – i dotyczy to wszystkich, nie tylko narcyzów – jesteśmy w stanie zrobić bardzo dużo, aby przekonać samego siebie, że nasza ofiara tak naprawdę zasługiwała na takie potraktowanie. Narcyzi opanowali tę umiejętność w stopniu najwyższym.

Zaślepiony uwodziciel

Manipulacja ludźmi nie jest jakąś osobliwością przypisywaną narcyzom, ale mają oni do niej osobliwą predylekcję. Szczególnie często grają poczuciem winy, insynuacją i szantażem, obmową, obietnicami, pochlebstwem. Oczywiście i kłamstwem, i półprawdą. Narcyz bardzo lubi stosować blef lub występować z pozycji siły. Z drugiej strony – paradoksalnie sam poddaje się manipulacji: komplementy wręcz zaślepiają go. Pochlebcy, lizusi to jego naturalny ekosystem.

Choć w oczach narcyza jesteśmy wyłącznie środkiem i narzędziem realizacji jego potrzeb, sam klimat kontaktu z nim może być nader sympatyczny. Nie dajcie się zwieść. Ani uwieść.

Uwieść w sensie ścisłym, bo kiedy narcyz zdobywa partnera, często jest bardzo przekonujący i na pozór autentyczny w uczuciach. Jednak nawet jeśli narcystyczny kochanek – dla zaspokojenia swojej próżności bycia kochankiem doskonałym – będzie stawał na głowie (dosłownie i w przenośni), by dać partnerowi orgazm za orgazmem, to w sferze emocjonalnej bilans życia z nim będzie gorszy niż budżet Erytrei.

Wspólne z narcyzem dociekanie prawdy o wzajemnych relacjach jest – trzymając się mitologicznych odniesień – syzyfowym wysiłkiem. Stosowany przez niego mechanizm obronny zwany jest projekcją (rzutowanie na drugą osobę wszystkich własnych złych cech i postępków, wypartych treści, wręcz całego zła tego świata). Całą odpowiedzialność zrzuci na drugą osobę, chociaż może stać to w jawnej sprzeczności z faktami.

Dla pań jest jeszcze jedna zła wiadomość – według amerykańskiego psychologa dr. Alona Gratcha „narcystyczny mężczyzna nie interesuje się jej osobą, a raczej tym, czy potrafi ona wiarygodnie prawić mu komplementy. Osobowość i cechy fizyczne kobiety uwodzonej przez egocentrycznego mężczyznę nie mają w tym wypadku znaczenia”. Przedmiotowe traktowanie partnera traci w tym przypadku jakiekolwiek metaforyczne znaczenia. Przedmioty zużywają się, wychodzą z mody.

Prezes firmy, narcyz, a jakże, porzucając rodzinę dla nowej konkubiny, na rozpaczliwe pytanie żony: dlaczego?, odpowiedział: „Bo jesteś już za mało reprezentacyjna”.

Jako że narcyz miał niezdrowe relacje z rodzicami, pojawia się też równie często mechanizm obronny, który nazywany jest rozszczepieniem, a istotą jego jest: „oddzielenie od siebie negatywnych i pozytywnych doświadczeń emocjonalnych w relacji z ważnymi osobami. Sprawia to, że niemożliwe staje się jednoczesne przeżywanie ambiwalentnych uczuć wobec nich. Zamiast tego występuje idealizowanie lub skrajne potępianie”. Po złotym okresie bycia uwodzonym przez narcyza można zostać strąconym na samo dno Tartaru.

Być związanym z narcyzem to nawet nie pech. To dramat!

Często po rozpadzie związku, jak opisuje to szwajcarski psycholog Gerhard Damman, narcyzi „nie utrzymują kontaktu ze swoimi byłymi partnerkami, nawet jeśli mają z nimi dzieci. Alimenty załatwiają obrażeni, za pomocą czeku, a często nawet i tego nie robią. To ludzie, którzy z powodu biedy i zaniedbania stali się wewnętrznie twardzi i cierpią na brak miłości. Jeśli druga osoba nie oferuje im tego, czego od niej oczekują, zostawią ją bez skrupułów. I tak zamyka się zaklęty krąg: oni traktują innych w taki sam sposób, jak czuli się niegdyś traktowani”.

Tytan? Tyran!

Uwielbienie własnej osoby przeradza się u narcyza w stan omnipotencji, czyli poczucia wszechwiedzy i wszechmocy. W wielu zawodach radzi on sobie bardzo dobrze, ponieważ ma duże aspiracje i potrzebę sukcesu. Nie ma zaś skrupułów, by wykorzystywać innych, bez oglądania się na zasady czy etykę. Sam wnosi do pracy wiele mocnych elementów: niebywałe zaangażowanie, bezkompromisowe dążenie do celu, umiejętność mobilizacji (na początku) pracowników, siłę przebicia, odporność na obciążenia zawodowe. Jako że jest przeświadczony o własnej racji i misji, stara się bez skrupułów usuwać ze swojej drogi wszelkie przeszkody i przeć do celu, któremu na imię sukces. Dlatego bywa tak kochany przez zarządy firm, widzące w nim Midasa, który, czego się dotknie, zamieni w złoto. Przynajmniej do czasu.

Narcyz na krótką metę potrafi zagonić ludzi do roboty. Jest przekonany (święcie), że bez jego udziału nic udać się nie może, a robota nie będzie zrobiona jak trzeba. Uważa, że największą nagrodą dla jego współpracowników jest możliwość obcowania z nim na co dzień, słuchania, podziwiania go.

Im dłużej firmą zarządza szef-narcyz, tym kłopoty są większe. Zdaniem psychologa Leszka Mellibrudy w Stanach Zjednoczonych aż 35 proc. nietrafionych decyzji menedżerskich obciążonych jest błędami wynikającymi z narcystycznego sposobu zarządzania. Przyczyna takiego stanu może być dwojaka: niechętnie uczą się od innych, a gdy ponoszą porażki, często reagują niekontrolowanymi atakami złości lub paranoidalnymi interpretacjami rzeczywistości. Dla bardziej kreatywnych i dążących do samodzielności podwładnych (czyli tych najzdolniejszych) narcyz staje się prawdziwym ciemiężcą, hamuje ich inicjatywy i możliwości. Coraz bardziej uwidaczniają się takie jego cechy jak: brak poczucia solidarności z zespołem, głuchota na krytyczne uwagi i nieumiejętność wczucia się w sytuację współpracowników. Narcyz nie jest w stanie stać się prawdziwym liderem i w końcu w zarządzaniu ukazuje swoje prawdziwe oblicze. Oblicze cerbera.

Ale najbardziej niebezpieczny typ narcyza to urodzony mobber. Wybitna specjalistka w dziedzinie mobbingu francuska psychiatra Marie-France Hirigoyen wyróżnia nawet typ perwersyjno-narcystyczny.

Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: Edyta w 2008-02-18, 15:59:13
Tereniu idź się może przejdź na dworek  :)
Porzucaj się śnieżkami,ulep bałwanka,daj ptaszynkom jeść,może na saneczki z góreczki  :)
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: Teresa Stachurska w 2008-02-18, 16:09:02
"Się uwielbiam" to też nie jest to...

CIĄG DALSZY

Wspomniana już Anna Wintour, szefowa amerykańskiej edycji magazynu „Vogue”, zwana Machiavellim świata mody, sprawiła, że redakcja „Vogue” miała coś z drylu pruskiej armii. Nie wolno było nie tylko przytyć, ale też i... zbytnio się przypatrywać swojej szefowej.

W jednej z polskich firm, gdy pracownice nie zdążyły w trakcie 15-minutowej przerwy na posiłek pozmywać własnych kubków, szef kazał wszystkie naczynia spakować i wyrzucić.

„Narcystyczni zboczeńcy” noszą w sobie głębokie przekonanie, że to oni są kreatorami, demiurgami, którzy stworzyli, wręcz z prochu ulepili pracowników, którzy bez nich byliby warci mniej niż zero. Więc mają prawo do – na przykład – chwytania kobiet za pupę.

Narcyz-mobber sięga w pierwszej kolejności po te środki, które dla niego samego byłyby najbardziej dotkliwe: ignorowanie, atakowanie poczucia własnej wartości, poniżanie na wszelkie możliwe sposoby. Bez przebaczenia.

A gdy to wszystko nie pomaga? Dość popularnym zabiegiem jest umieszczanie „niewdzięcznego” pracownika w... karcerze. Bez żadnego zajęcia, żadnej pracy, w klitce bez okien.

Narcystyczny szef może stać się prawdziwym zawalidrogą dla firmy. Łatwo może dojść do przeświadczenia, że zwykłe prawo obowiązuje zwykłych ludzi – jego nie. Powoła spółkę-córkę i zacznie wyprowadzać środki z macierzystej firmy albo założy dodatkowe konto. I tak z króla Midasa przeistacza się w Jazona, który wyprawia się po złote runo… dla siebie samego.

Z narcyzmem jest taki kłopot, że czasem ciężko go odróżnić od ekstrawertyzmu. Ale osoba narcystyczna jest motywowana do osiągania coraz lepszych wyników tylko wtedy, kiedy dobry wynik przyniesie jej chwałę. Jej – nie innym.

Czy z narcyzmu można się leczyć?

Czy narcyz jest w stanie znaleźć motywację, aby się zmieniać, skoro jego model zachowań jest pozornie bardzo skuteczny i nagradzany? Zmiana wartości i cech centralnych (najważniejszych) jest sprawą bardzo trudną, o ile w ogóle możliwą. Introwertyk raczej nie zostanie ekstrawertykiem. Antoni Kępiński wyjaśniał, że jednym z wymiarów, według jakich opisuje się człowieka, jest kierunek jego działania: „do” lub „od” świata. Narcyz, choć pozornie wydaje się równie ekspansywny jak ekstrawertyk, w gruncie rzeczy jest w życiu tylko biorcą.

Kolejny problem: jak ktoś, kto ma poczucie omnipotencji, iluzję samowystarczalności, może zgłosić się po pomoc? Według szwajcarskiego psychologa Gerharda Dammanna „narcyz ma poważne trudności, by przyznać przed sobą samym, że potrzebuje pomocy. (…) Człowiek unoszony falą sukcesu najczęściej nie dostrzega swoich problemów. Poza tym ktoś, kto cierpi na silne narcystyczne zaburzenia, będzie traktował terapię jak walkę o władzę. Da swojemu terapeucie do zrozumienia: jestem ważniejszy i mądrzejszy od Ciebie”.

Jeden z terapeutów wspomina: „Ten narcystyczny mężczyzna nie chciał zmieniać siebie; chciał, żeby zmieniła się jego żona i zaakceptowała wymuszoną przez niego sytuację. Ja miałem mu w tym pomóc, stając się echem potwierdzającym jego widzenie rzeczywistości. Gdy okazało się, że nie jestem kimś, kto będzie potwierdzał jego świat, ale kimś, kto jest odrębny, poczuł się zagrożony i zaczął atakować terapię i mnie. Podważał moje kompetencje, krytykował metodę, nie przychodził na kolejne spotkania (nie uprzedzając mnie). Kiedy rozmawiałem z nim o tym, dziwił się bardzo, bo dla niego oczywiste było, że skoro miał ważniejsze sprawy, to nie przyszedł. O co chodzi? Przecież mi za te spotkania zapłaci. Były w tym atak, pogarda, lekceważenie i kontrola”.

Czy nie ma zatem żadnej nadziei dla narcyzów? Zależy to od stopnia i głębokości zaburzeń konkretnej osoby – mówiąc inaczej: są tacy, z którymi warto podjąć pracę, ale też i tacy, których zmienić nie leży w ludzkiej mocy.

Zygmunt Freud twierdził, że jedyną drogą jest kuracja przez miłość. Czy narcyz może się zakochać w innej osobie? Tak, musiałby jednak dokonać głębokiej zmiany systemu wartości i nauczyć się przebywania w związku polegającym na współzależności i zaufaniu, czyli wartościach dla niego całkowicie nowych. Jeżeli narcyz zrozumie, że może być kochany za przeciętność, za to, jakim jest naprawdę i zgodzi się na przeżywanie cierpienia – może poradzić sobie z pustką, która go zagarnia.

Ale czasem można odnieść wrażenie, że szybciej Ikar doleci do Słońca…

Gdy rozdźwięk między prezentowaną fasadą a rzeczywistymi uczuciami narcyza staje się dramatycznie wielki – może zakończyć się samobójstwem, jako ostatnim narcystycznym triumfem nad innymi.

Epidemia samomiłości

Dlaczego – choćby według niektórych socjologów kultury – narcyzm obecnie stał się zjawiskiem epidemicznym? Niemałą rolę odgrywają tu media. Być może to właśnie one przerzuciły niebezpieczny pomost pomiędzy największą możliwą widownią i nieskończonymi pokładami ludzkiej próżności.

Człowiek zawsze miał tendencję do „rozpowszechniania” swojej osobowości poprzez stawianie własnych posągów, malowanie portretów, bicie swoich wizerunków na monetach. Teraz media stwarzają wręcz znakomite warunki, by zaistnieć w świadomości społecznej na skalę dotąd niespotykaną, a wśród chętnych do propagowania swojego ego jest duża grupa ludzi o wyraźnie narcystycznych cechach. Dotyczy to zwłaszcza aktorów, dziennikarzy, polityków, duchownych.

Być może właśnie dlatego – zdaniem profesora psychiatrii z Getyngi Borwina Bandelowa – „jeśli cierpisz na narcystyczne zaburzenia osobowości, aktorstwo będzie dla ciebie idealnym zawodem”. (Prof. Bandelow sam przed karierą naukową był gitarzystą rockowym). Elvis Presley, Marilyn Monroe, George Michael czy Michael Jackson to tylko niektóre przykłady bogów współczesnego Olimpu, którzy – zdaniem Bandelowa – najpierw... „zwariowali”, w efekcie czego stali się megagwiazdami show-biznesu. A tym zaburzeniem sprzyjającym robieniu kariery jest narcyzm. Nie trzeba zresztą być geniuszem, żeby móc istnieć w przestrzeni medialnej. Bez celebrytów, jak określa się osoby znane z tego, że są znane, bulwarowa prasa dawno przestałaby istnieć. Celebryta jest niczym kwiat – bez wody, którą dla niego są media, szybko więdnie, ulatuje w niepamięć.

Wiele śladów narcystycznej postawy można znaleźć w wypowiedziach seryjnych morderców (przepraszamy za tak niestosowne zestawienie). W 1988 r. Edmund Kemper (zabił 10 osób, w tym własną matkę) i John Wayne Gacy (zabójca 33 chłopców i mężczyzn) wzięli udział w programie TV, aby poprzez łącza satelitarne móc opowiadać o swoich zbrodniach. Ted Bundy, jeden z najokrutniejszych morderców seryjnych (zarazem diabelnie inteligentny), nie odmówił żadnej prośbie o wywiad. Sagawa Issei, człowiek, który zamordował młodą kobietę, aby ją zjeść, jest już na wolności i udziela dziesiątków wywiadów, bierze udział w wielu programach telewizyjnych. Mało tego: na własnej stronie internetowej detalicznie opisuje swoją zbrodnię i zalety ludożerstwa. Napisał także na ten temat książkę, która sprzedała się w 20 tys. egzemplarzy.

Narcyzm jest w dzisiejszym świecie w znacznym stopniu premiowany: takie cechy jak dążenie do omnipotencji i znaczenia za wszelką cenę, kierowanie się przede wszystkim rozwijaniem i zaspokajaniem swoich potrzeb zyskują uznanie. Według amerykańskiego socjologa kultury Christophera Lascha znakiem naszych czasów jest gra o sukces i kult konsumpcji, a czyż to nie jest wymarzony klimat dla osobowości narcystycznych? Poświęcenie i praca dla innych nie jest w cenie, podobnie jak praca dla dobra ludzkości czy przyszłości. Nawet ekolodzy ratując planetę, najchętniej czynią to w asyście dziennikarzy i kamer.

Narcystyczne postawy są zapewne jedną z przyczyn kryzysu instytucji rodziny, która, by prawidłowo funkcjonować, wymaga rezygnacji z egoistycznych form zachowań. Stąd zapewne wśród singli tak poważny udział narcyzów.

Erich Fromm powiadał: Nie jest bogatym ten, kto dużo ma, lecz ten, kto dużo daje. Ten, kto jedynie gromadzi, kto zamartwia się z powodu jakiejś straty, jest w sferze psychologicznej biedny. Tak biedny jak narcyz, spoglądający bezustannie na swoje odbicie w oczach innych ludzi.

Autorzy są psychologami, specjalizują się w doradztwie psychologicznym od radzenia sobie ze stresem po sposoby przeciwstawiania się manipulacjom.
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: malgo35 w 2008-02-18, 23:44:53
Muszę przyznać, że zajrzałam tylko z ciekawości, trochę czasu mi zabrało jej zaspokojenie. Bardzo wartościowe artykuły. Pewne sprawy warto rozpatrzeć cudzym okiem, choć wydają się tak oczywiste. Czy jest możliwość wklejenia linków? Pytam retorycznie, zdaje się że nie.
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: Teresa Stachurska w 2008-02-18, 23:54:12
Linki wklejałam, one są na początku tekstu. Możnaby pozostać przy samych linkach, jednak zdarza się że wkrótce nie można ich uruchomić, bo już nie są dostępne.

Małgosiu, miło Cię tu spotkać. Może mi pomożesz na wątku o migdałkach, gdzie próbuję pomóc dziewczynie z takim problemem ?

Pozdrawiam, Teresa
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: malgo35 w 2008-02-18, 23:57:37
Widzę, że wklejałaś ale linki są ucięte.
Zaraz zajrzę w te migdałki :)
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: adam319 w 2008-02-19, 00:01:45
Cytat: malgo35 w 2008-02-18, 23:44:53
Muszę przyznać, że zajrzałam tylko z ciekawości, trochę czasu mi zabrało jej zaspokojenie. Bardzo wartościowe artykuły. Pewne sprawy warto rozpatrzeć cudzym okiem, choć wydają się tak oczywiste. Czy jest możliwość wklejenia linków? Pytam retorycznie, zdaje się że nie.

Popieram,

Droga Tereso,

Jak człowiek widzi tyle tekstu naraz to decyduje mam czas lub nie mam by go przeczytać. Gdybyś jednak oprócz linku wkleiła tylko 3 – 5 zdań stanowiących esencję artykułu, więcej ludzi by mogło się zdecydować, że tekst jest interesujący i warto go przeczytać.

Pozdrawiam serdecznie,
Adam

PS Naprawdę zwyczajem na forach jest pomijanie Pan / Pani. Grzeczność można wyrazić na wiele innych sposobów, a to Pan / Pani to utrzymuje tylko z założenia dystans i podkreśla (czasami) różnicę wieku.
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: grizzly w 2008-02-19, 00:17:29
Cytat: adam319 w 2008-02-19, 00:01:45
...PS Naprawdę zwyczajem na forach jest pomijanie Pan / Pani. Grzeczność można wyrazić na wiele innych sposobów, a to Pan / Pani to utrzymuje tylko z założenia dystans i podkreśla (czasami) różnicę wieku.......

Czy jestes ciekawy dlaczego jest to Pan/Pani? 8) :lol:

Na forum jest kilka osob,  ktore doskonale wiedza
czemu/komu  ma to sluzyc 8) :lol:

Ciekawe czy sie domyslisz? 8) :lol:

Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: malgo35 w 2008-02-19, 00:22:26
Cytat: adam319 w 2008-02-19, 00:01:45
Jak człowiek widzi tyle tekstu naraz to decyduje mam czas lub nie mam by go przeczytać. Gdybyś jednak oprócz linku wkleiła tylko 3 – 5 zdań stanowiących esencję artykułu, więcej ludzi by mogło się zdecydować, że tekst jest interesujący i warto go przeczytać.

Nie jest to dobry pomysł, wklejanie kilku pierwszych zdań na zachętę mogłoby sie sprawdzić gdyby strony nie umierały. Jest tu mnóstwo linków, z których skorzystać już nie możemy.

Cytat: adam319 w 2008-02-19, 00:01:45
PS Naprawdę zwyczajem na forach jest pomijanie Pan / Pani. Grzeczność można wyrazić na wiele innych sposobów, a to Pan / Pani to utrzymuje tylko z założenia dystans i podkreśla (czasami) różnicę wieku.

A tu ja popieram :)

Cytat: grizzly w 2008-02-19, 00:17:29
Czy jestes ciekawy dlaczego jest to Pan/Pani? 8) :lol:

Na forum jest kilka osob,  ktore doskonale wiedza
czemu/komu  ma to sluzyc 8) :lol:

Ciekawe czy sie domyslisz? 8) :lol:

Przegapiłam i też nie wiem, proszę o podpowiedź nr 1 :)
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: adam319 w 2008-02-19, 00:29:04
Cytat: grizzly w 2008-02-19, 00:17:29
Cytat: adam319 w 2008-02-19, 00:01:45
...PS Naprawdę zwyczajem na forach jest pomijanie Pan / Pani. Grzeczność można wyrazić na wiele innych sposobów, a to Pan / Pani to utrzymuje tylko z założenia dystans i podkreśla (czasami) różnicę wieku.......
Czy jestes ciekawy dlaczego jest to Pan/Pani? 8) :lol:
Na forum jest kilka osob,  ktore doskonale wiedza
czemu/komu  ma to sluzyc 8) :lol:
Ciekawe czy sie domyslisz? 8) :lol:

Nie interesują mnie teorie spiskowe na ten temat :-)

Dla mnie to jak przechodzień pod parasolem kiedy jest pochmurno, ale jeszcze nie pada.

Można przypadkiem zachaczyć okiem o szpilkę stelaża takiego parasola, więc mówię (z daleka) z uśmiechem. “Jeszcze nie pada, a może nie będzie w ogóle.”

8)
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: grizzly w 2008-02-19, 00:36:35
Cytat: adam319 w 2008-02-19, 00:29:04
......Można przypadkiem zachaczyć okiem o szpilkę stelaża takiego parasola, więc mówię (z daleka) z uśmiechem. “Jeszcze nie pada, a może nie będzie w ogóle.”......

Adam czy to po Chinach nabrales takich nawykow,
czy wczesniej na szkoleniu. 8) :lol: :P :P :P


Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: malgo35 w 2008-02-19, 00:37:12
Jedni z obawy przed deszczem nosić będą parasole, drudzy w obawie przed zahaczeniem zastosują okulary płetwonurka i powstanie Państwo 8)
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: grizzly w 2008-02-19, 00:42:32
Cytat: malgo35 w 2008-02-19, 00:22:26
...Przegapiłam i też nie wiem, proszę o podpowiedź nr 1 :)....

"Naga prawda" jest mniej atrakcyjna,
od tej w "fikusnej bieliznie". 8) :lol: :P :P

Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: Teresa Stachurska w 2008-02-19, 00:43:02
Lepiej się czuję z oficjalnymi formami, szczególnie, że nie każda osoba w naszym kraju umie się obchodzić z formą Ty.
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: malgo35 w 2008-02-19, 00:49:33
Cytat: grizzly w 2008-02-19, 00:42:32
Cytat: malgo35 w 2008-02-19, 00:22:26
...Przegapiłam i też nie wiem, proszę o podpowiedź nr 1 :)....

"Naga prawda" jest mniej atrakcyjna,
od tej w "fikusnej bieliznie". 8) :lol: :P :P

O, nie omieszkam natychmiast sprawdzić, dziękuję :)

Cytat: Teresa Stachurska w 2008-02-19, 00:43:02
Lepiej się czuję z oficjalnymi formami, szczególnie, że nie każda osoba w naszym kraju umie się obchodzić z formą Ty.

Rozumiem, skomentuję po zapoznaniu sie ze wskazówką, na razie tylko sobie zacytowałam :)

Czy nie sądzicie, że życie wewnętrzne wrze dzisiejszej nocy?
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: adam319 w 2008-02-19, 00:54:59
No nie wiem,

„Prymusizm ne jest dobry na wszystko - mówi Jacek Santorski”
ma 18,5 KB (18’966 literek),

Co do za dyskusja z wypowiedziami po 9 stron maszynopisu?
Albo Fidel, albo Donald :-)

Ale jak Was admin nie strofuje to pewnie forum ma spore zaległości w porównaniu z limitem transferu.

Najlepsze ograniczenie to samoograniczenie :-)


Pozdrawiam serdecznie,
Adam

PS  Ta strona wątku forum ma już 100KB, to posiadacze wolniejszego internetu (z limitem transferu) niedługo odpadną :-)

@Grizzly
Na południu Chin Chinki zawsze chodzą pod parasolem by oszczędzać skórę. Uwaga o deszczu byłaby niezrozumiała :-)
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: Teresa Stachurska w 2008-02-19, 00:56:38
Ja popracowałam na rzecz Moni na wątku z migdałkami.

Małgosiu, jak oceniasz moje wysiłki, szczególnie ten z chlebem ?
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: malgo35 w 2008-02-19, 01:07:24
Raz zrobiłam chlebek, miały być ciasteczka. Nie jadam nic, co go przypomina, jestem zwolenniczką ostrych cięć :) Nigdy nie przestałabym jeść chleba gdybym zaczęła go zastępować. Zawsze znalazłby sie powód, dla którego "tylko raz, tylko dziś, tylko troszkę" bym się skusiła. Obliczenia zajęły Ci trochę czasu, tu ukłon w Twoją stronę. Ja się aż tak nie angażuję. Bywa, że zniechęcają mnie powody, dla których ktoś pyta jak jeść. Zauważyłam, że jeśli komuś naprawdę zależy, a już tu trafił, to znajdzie odpowiedź.
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: grizzly w 2008-02-19, 01:12:04
Cytat: malgo35 w 2008-02-19, 01:07:24
... Zauważyłam, że jeśli komuś naprawdę zależy, a już tu trafił, to znajdzie odpowiedź...

Malgosiu, czy rowniez podobnie jak Ewunia
jesz w ciagu doby tyle zoltek?

Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: malgo35 w 2008-02-19, 01:19:14
Szczerze mówiąc, nie wiem ile żółtek je Ewa. Poza tym nie widzę związku z cytowanym zdaniem.
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: grizzly w 2008-02-19, 01:43:33
Cytat: malgo35 w 2008-02-19, 01:19:14
....ile żółtek.....

Przepraszam, faktycznie nieprecyzyjnie zadalem pytanie. :shock:
Pytam dlatego, ze "zoltka" czesto sa podstawa diety optymalnych.

Natomiast w swietle wiedzy "badan" do roku 2007
pod wzgledem "bezpieczenstwa" jest z nimi troche tak,
jak z jedzeniem pzez Japonczykow pewnego gatunku ryby. :shock: :shock: :shock:

Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: Rudka w 2008-02-19, 02:47:39
Tak dużo o narcyzach  ufff...,mysle ,ze po części kazdy ma w sobie tego kwiatka,
   a o innych kwiatkach tez będzie ?
    chodzi szczególnie o krzyżówke trutnia -osła i szerszenia.
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: Edyta w 2008-02-19, 09:19:03
Cytat: Rudka w 2008-02-19, 02:47:39
Tak dużo o narcyzach  ufff...,mysle ,ze po części kazdy ma w sobie tego kwiatka,


Każdy jakoś chce w życiu zarobić -jedni idą śpiewać,choć "głosu nie mają",drudzy stają się artystami malarzami,malując zaledwie "jedną kreskę" ,a jeszcze inni napiszą tomy książek o rzeczach  oczywistych, widocznych z obserwacji ŻYCIA ,a należałoby po prostu wyjść i włączyć  się do życia z resztą społeczeństwa i wszystko to zobaczyć własnymi zmysłami.
Wszystkich tych przykładowych grup "artystów" łączy jedno,że znajdzie się zawsze jakieś grono osób,które to będzie podziwiać   :)
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: Syriusz w 2008-02-19, 12:39:34
Cytat: Edyta w 2008-02-19, 09:19:03
Cytat: Rudka w 2008-02-19, 02:47:39
Tak dużo o narcyzach  ufff...,mysle ,ze po części kazdy ma w sobie tego kwiatka,

Wszystkich tych przykładowych grup "artystów" łączy jedno,że znajdzie się zawsze jakieś grono osób,które to będzie podziwiać   :)

Swego czasu rzad australijski zakupil obrazy do muzeum za pol miliona dolarow.
Za jakis czas wyszlo na jaw, ze te mazgroly byly namalowane przez malpy.
I wtedy byla wielka kompromitacja rzadu za tez chybiony zakup.
No coz malpa tez moze byc artysta. A skoro ona moze to i kazdy czlowiek nie tylko moze ale jest artysta choc czasem szczegolnego rodzaju.
Z pozdrowieniem
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: Edyta w 2008-02-19, 12:46:38
Dobre, Syriusz   :)

Znam takie powiedzonko:"Jak nic nie umiesz robić,to idź i spiewaj" -no bo śpiewać kazdy może,nie?  :)
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: Edyta w 2008-02-19, 12:55:24
Cytat: Edyta w 2008-02-19, 12:46:38
Dobre, Syriusz   :)

Znam takie powiedzonko:"Jak nic nie umiesz robić,to idź i spiewaj" -no bo śpiewać kazdy może,nie?  :)

Dodam ,że w dzisiejszych czasach to się troszkę zmieniło  :shock:
Teraz jak się nic nie potrafi robić,to idzie się studiować pedagogikę, albo psychologię ,te kierunki są masowo oblegane teraz .
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: grizzly w 2008-02-19, 15:30:20
Cytat: Edyta w 2008-02-19, 12:55:24
....Teraz jak się nic nie potrafi robić,to idzie się studiować pedagogikę, albo psychologię ,te kierunki są masowo oblegane teraz ....

Moze, jak sie jest malo zdolnym to......
Trafna uwaga, ale tak organizuje sie spoleczenstwo
od tej organizacji zalezy jakie miejsce na drabinie ewolucji
zajmuje dana spolecznosc. :shock:

Recepta dla kraju! 8)

Wszyscy lewacy powinni byc  na rok lub dwa wyslani na koszt podatnikow
do "Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna" natomiast mniej kreatywni
do "República de Cuba". 8) :lol:



Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: Rudka w 2008-02-20, 01:52:50
Artystów róznistej masci u nas dostatek -po co te wyścigi
   przeciez normalnej pracy w polu czy fabrykach nie brakuje -
moze by tak na odmiane do ekologicznej pracy .
   Grizzli- w Korei przeludnienie a u nas rąk do pracy brakuje.
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: Halina Ch. w 2008-02-20, 14:30:21
Cytat: grizzly w 2008-02-19, 00:17:29

Na forum jest kilka osob,  ktore doskonale wiedza
czemu/komu  ma to sluzyc 8) :lol:

Ale jestem niedomyślna.
Powiedz mi czemu/komu ma to służyć?
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: Teresa Stachurska w 2008-02-20, 22:29:43
Bardzo ciekawe: http://styl24.pl article....metoda/place,1/ :



W tym zamęcie jest metoda
tagi: Joanna Szczepkowska, ADHD,

Ich CV mogłoby się zaczynać: Na początku był chaos... Bezczelni, zbyt aktywni, nieznośni, niesystematyczni — to słyszeli w szkole. Ale to, co w dzieciństwie utrudniało życie, teraz stało się atutem! Dorośli z ADHD są nieprzeciętni. Energetyczni tak, że aż elektryczni! Sympatycznie roztargnieni, uroczo niepoukładani. I bardzo twórczy.


ODPŁYWAM, ZAPOMINAM

Na www.szczepkowska.pl powstało forum dla dorosłych z ADHD. Założyła je aktorka, która niedawno odkryła, dlaczego wciąż gubi klucze...

Twój STYL: Grupa wsparcia dla dorosłych z ADHD to był impuls czy zamierzony plan?

Joanna Szczepkowska: Impuls oczywiście. Dlatego forum jest trochę prowizoryczne, jak wiele rzeczy w moim ADHD-owskim życiu. Ale mam absolutne poczucie misji. Po felietonie o dorosłych z ADHD do "Wysokich Obcasów" dostałam kilkaset listów. Skala zjawiska jest więc ogromna, a wsparcie trudne. ADHD to nie nowinka medyczna, roztargnienie czy piekielny temperament. To zespół wad i zalet(!), które mogą stać się chroniczną chorobą albo twórczym stylem życia. Kiedy o tym wiemy, możemy przechytrzyć ADHD-owskie słabości. W kilka osób regularnie się spotykamy. To nasza grupa wsparcia.

TS: Pani nie wygląda na osobę nadpobudliwą.

JS: Mam "spokojne" ADHD. Nadpobudliwość psychoruchowa mnie nie dotyczy. Wchodzę w pustki, odpływam, zapominam. Dekoncentruję się. Dawniej udawałabym, że z panią rozmawiam, nawet do rzeczy, a tak naprawdę rozmyślałabym na przykład o pani spódnicy, która przypomina mi wodę. To, że dziś potrafię się skupić, wynika z wiedzy o ADHD. Diagnozę postawiono mi trzy lata temu. To jedno z ważniejszych wydarzeń w moim życiu. Odwiedzałam lekarzy najróżniejszych specjalizacji: "Nic pani nie jest. Artyści bywają roztrzepani". W końcu trafiłam do psychoterapeutki neurologa. Pokazałam jej mój zeszyt ze szkoły. W środku bałagan: notatki, wiersz napisany różową kredką, obok równania chemiczne. "A może pani ma ADHD?", zapytała lekarka. Zrobiłam testy. "Jest pani podręcznikowym przypadkiem", usłyszałam. Uff. To ulga usłyszeć, że coś takiego mają też inni.

TS: Właściwie co było nie tak w Pani życiu?

JS: Wie pani, że ja jedną czwartą dnia poświęcam na szukanie? Wracanie po rzeczy, odszukiwanie miejsc, w których byłam wielokrotnie. Gubi ę okulary, klucze, dokumenty, długopisy. Zapominam o odebraniu płaszcza z pralni. Nie pomaga zapisywanie w notesie, bo zapominam do niego zajrzeć. Moja codzienność to jazda bez trzymanki. Wielka improwizacja. Znajomy biznesmen mawia: Joasia, twoje życie jest jak włoska gospodarka. Nie ma prawa działać, ale działa. ADHD-owcy często wpadają w tarapaty, na przykł ad finansowe. Mnie zdarza się dwa razy zapłacić ten sam rachunek. I nie uczę się na własnych błędach. "Kto się raz sparzył, ten na zimne dmucha": ADHD-owiec sto razy włoży palec do gorącej wody w tym samym garnku.

TS: Ale ta dekoncentracja nie przeszkadzała Pani w pracy. W teatrze musiała Pani umieć się skupić, nie zapomnieć roli.

JS: Jeśli rola mnie fascynuje, uczę się błyskawicznie tekstu. Działam w uniesieniu. A my w uniesieniu możemy przenieść Tatry do Bałtyku! Miewam też okresy natchnienia, po których następuje pustka i dekoncentracja. Podczas obiadu albo na spacerze z psem spływa na mnie pomysł na opowiadanie czy scenariusz. Piszę. Jest sukces. Ale nie potrafię go wykorzystać, nic na nim zbudować. Sukces przytłacza, odpływa chęć do dalszej pracy. Myślę, że ADHD-owcy potrzebują wciąż zupeł- nie nowych wyzwań.

TS: Mam wrażenie, że ADHD namieszało w Pani karierze i stosunkach z przełożonymi.

JS: Chyba istnieje coś w rodzaju ADHD-owskiego idealizmu. Dzieciom z ADHD trudno jest kłamać, mówią, co myślą. To zostaje. Trzy lata temu napisał am krytyczny artykuł o telewizji publicznej z konkluzją: nie wystąpię w Teatrze Telewizji, dopóki to i to się nie zmieni. Szczerością zamknęłam sobie na długo drogę do telewizji. Z tych samych powodów odeszłam z Teatru Powszechnego. Przez tę prawdomówność zatopiłam wiele rzeczy w życiu. Ale jedno jest pewne: zrobiłabym to jeszcze raz.

TS: Czy to nie jest po prostu nonkonformizm?

JS: Nie, bo to nie jest kwestia wyboru, decyzji. Ja próbowałam ukrywać albo filtrować swoje poglądy, na próbach w teatrze, w pracy. Popadałam w obojętność i efekt był beznadziejny.

TS: Chyba jest Pani trochę dumna ze swojego ADHD?

JS: Pewnie, nie oddam go za nic. My, ADHD-owcy, jesteśmy potrzebni światu. Zawdzięczam ADHD ciągły rozwój. Daje mi też poczucie wolności, mogę odpłynąć, dokąd zechcę, w wyobraźni. W miłości pozwala doznać wielkich emocji. Wszystko jest intensywne i piękne, poza okresami pustki, która boli.

TS: Kiedy było najtrudniej?

JS:W dzieciństwie. Największym bólem było wyobcowanie. Nie potrafiłam się dogadać z rówieśnikami. Nie umiałam się z nimi bawić. Pamiętam prywatki – gehenna. Koleżanki tańczą w kółku, ja też. Nagle ogarnia mnie taka nerwowa senność, jakby płyta zwalniała. Zamiast się bawić, jestem obok. Obserwuj ę jak przez szybę. Ludzie to widzą, myślą, że nimi gardzę. Inna sytuacja. Poruszenie na przerwie: – Widziałyście, matematyk zgolił te sumiaste wąsy!? Byłam zdumiona. W ogóle nie zauważyłam, żeby je miał. Szczęśliwie, koledzy tolerowali to moje roztrzepanie. Pakowali za mnie tornister, dawali ściągać na matematyce. Ja za to pisałam za połowę klasy wypracowania z polskiego. Tu nie miałam kłopotu ze skupieniem. Nauczyciele wiedzieli: Szczepkowska nie zrozumie ułamków, ale za to dużo czyta i dobrze pisze. Gdyby nie ich pomoc, nie skończył abym liceum. Do dziś mam ściągę, którą dostałam od matematyczki na maturze. A przecież wtedy nikt jeszcze nie wiedział o ADHD. Po latach spotkałam tę nauczycielkę na ulicy i podziękowałam. Powiedział a: "Zrobiłam to, bo byłaś taka nietypowa".

Połowa lat 70. Zgierz. W kuchni przed lodówką stoi dziewczynka. Otwiera drzwi, zamyka, otwiera. Mama prosiła... Coś trzeba wyjąć. Co? Nie pamięta. Wandzia: ładna i niesforna. W szkole przerywa nauczycielom, zadaje setki pytań i leje dzieci, które ją zaczepiają. Jest zatrudniana do zadań specjalnych. Gdy pierwsza kończy pracę na lekcji, pani wysyła ją po zakupy. Mając dziesięć lat, Wanda wie doskonale, ile kosztuje schab i kiedy do sklepów rzucają kawę. Stopnie ma świetne. Tylko dlaczego wciąż jest z nią tyle kłopotów? Bogdan w podstawówce: supermatematyk, noga z polskiego. Po wakacjach wertuje podręczniki, potem już nauka go nie obchodzi. Wszystko przeczytał wcześniej. Polonistka dostaje szału: dlaczego z przedmiotów ścisłych ma same piątki, a u niej ledwie trójczynę? Ale on też nie rozumie. Wie, jak pisze się "że", a na klasówce i tak wychodzi mu "rze". Odrabianie lekcji go męczy, więc zbiera dwóje. Gdyby zrobiono mu test na IQ, Mensa przyjęłaby go od ręki, ale nauczyciele irytują się: dlaczego jesteś takim matołkiem, co z ciebie wyrośnie?! Co? Bogdan nie umie martwić się o przyszłość. To robią za niego rodzice. Magda i jej mama świetnie pamiętają tę scenę: dziewczynka ma dwa lata, mama prosi "podnieś zabawkę". Mała patrzy jej prosto w oczy, z jej ust pada pierwsze: nie! W przedszkolu odmawia leżakowania, w szkole czyta na lekcjach, bo się nudzi. Ciekawi ją wszystko, pochłania gazety, filmy, gdy pierwszy raz widzi komputer, piszczy z zachwytu. Zadaje trudne pytania. Nauczyciele zapędzeni przez nią w kozi róg mówią: ta dziewczyna jest bezczelna. Lecz ta dziewczyna, podobnie jak Bogdan i Wanda, ma ADHD. Dziś wszyscy troje są dorośli. Poznajcie ich: Magdalena Skotnicka, psycholog i terapeuta, pracuje z dziećmi z zaburzeniami rozwojowymi, pisze doktorat. Ma dwa fakultety, jest lekarzem w trakcie specjalizacji z medycyny ratunkowej. Rozkręca własną firmę: centrum rehabilitacji dzieci z problemami neurorozwojowymi. Bogdan Dreptak, absolwent wydziału geodezji na Politechnice Warszawskiej, nieprzeciętny programista i informatyk. Pracował przy projektach informatycznych w dużych korporacjach, założył swoją firmę, studiuje na kolejnej uczelni. Wanda Baranowska, nauczyciel akademicki, wykładowca pedagogiki dziecka trudnego i pedeutologii (nauki o nauczycielu). Ma otwarty przewód doktorski, zamierza się habilitować. Właśnie wydaje drugą książkę o ADHD.

JUŻ NIE DZDIWADŁO

ADHD ma dwa oblicza. Może być alibi: nie udało mi się, nie daję rady, wybaczcie, bo jestem chory. Dla innych jest jak... turbodoładowanie, Może pchnąć nas daleko i wysoko. Rok 1995, Anglia, wiktoriańskie domki oddzielone żywopłotem. Nad krzewami przelatuje piłka. To córka Wandy rzuciła za mocno. Wanda przyjechała z mężem na zaproszenie zaprzyjaźnionej nauczycielki, jeszcze słabo mówi po angielsku. Usiłuje przeprosić za zamieszanie. Podnosi głos, macha rękami, zapewnia, że nie jest arogancka, tylko... – "Tylko ma pani ADHD", powiedziała wtedy sąsiadka. A mnie zamurowało. To był przełom – opowiada Wanda. – Przestałam być dziwadłem, nakręconym nerwusem. Byłam... dorosłym z ADHD. Cierpiałam na hiperaktywność, deficyt uwagi, nadpobudliwość – typowe objawy. W 1997 roku rodzi się jej druga córka, Ola. – Inne noworodki śpią, a Ola prawie całą dobę nie. Dzieci koleżanek grzecznie leżą, a trzymiesięczna Ola wypada z łóżeczka. Zaczynam rozumieć: moje dziecko też TO ma. Wkrótce jestem pewna: ADHD miał także mój ojciec! Był alkoholikiem, mam za to do niego żal. Ale po tym odkryciu spojrzałam na niego inaczej. Kiedy Wanda wraca do pracy w szkole (po studiach w Kolegium Nauczycielskim uczy kształcenia zintegrowanego), już pierwszego dnia u siedmiorga dzieci rozpoznaje objawy ADHD. Studiuje wtedy politykę społeczną, ale postanawia zmienić temat dyplomu: właśnie na ADHD. Będzie jednym z najlepszych specjalistów w tej dziedzinie. – Im bardziej się w nią zagłębiałam, tym większą czułam ulgę. Dotąd za wszystko winiłam siebie. Teraz już wiedziałam, że TO mną rządzi. Poznawałam, jak działa mój mózg. Zaczęłam świadomie walczyć z każdą słabością po kolei. Odtąd miało być już tylko lepiej.

Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: Teresa Stachurska w 2008-02-20, 22:34:41
ciąg dalszy:
AMATOR Z NARZĘDZIEM

Do czterdziestki Bogdan nie znał nazwy swojej choroby. Walczył z nią po amatorsku. – Wciąż nie pamiętałem reguł ortograficznych (ADHD i dysleksja to bliscy krewniacy), ale powtarzałem setki razy pisownię jednego wyrazu, aż pamiętała ją ręka, a nie głowa. Na geodezji w lot łapał zagadnienia, gubił się w dużych obliczeniach. – Pamiętam zadanie: 30 równań, 18 niewiadomych. Koszmar. Ale nagle stało się coś pięknego – odkryłem komputery. Tu przydawała się inteligencja i błyskotliwość, a wielkie liczby nie zabijały. Kupiłem commodore’a. I zaczęła się nowa era, Bogdan szybko doszedł do wniosku, że jeśli uzbroi się w narzędzia, przechytrzy słabości wynikające z ADHD. Tak oswoił zadania, w których był dobry: wymyślić algorytm, zaprogramować, sprawdzić, czy działa. Specjalizował się. Najpierw pisał programy w Instytucie Geodezji i Kartografii. Ale gdy okazało się, że na akademickim etacie zarabia mniej, niż kosztuje go benzyna do malucha, założył własną firmę. Za wcześnie. ADHD upomniało się o swoje prawa: Bogdan nie umiał się zorganizować, a systematyczna księgowość okazała się abstrakcją. – Pojąłem, że jednak nie każdy może robić wszystko. Człowiek musi znać swoje dobre i złe strony. Ja musiałem mieć pracodawcę. Zatrudniłem się w znanej firmie komputerowej, w dziale software‘owym. Dostałem tam stanowisko eksperta: nie musiałem notować ani pisać sprawozdań. Rozwiązywałem problemy innych. Moim kapitałem była wiedza i doświadczenie. Później jeszcze większa firma: Optimus. I podobny układ: czuwałem nad systemem. Nie musiałem odsiadywać godzin, byłem jak pogotowie, które działa, gdy następuje zawał. Pracowałem na wysokiej adrenalinie, tak jak lubię – opowiada Bogdan. ADHD? – Zapomniałem o nim.

ZRÓB TO PO SWOJEMU

Każdy ADHD-owiec powinien mieć guru – mówi Magda. – Kiedy masz w sobie tyle prądu, musi być ktoś, kto ci doradzi, na co go skierować. Dla niej pierwszym mistrzem był jej lekarz pediatra. – Od dzieciństwa imponował mi tym, że znał imiona wszystkich moich przytulanek i zawsze był w dobrym humorze. Chciałam być taka sama, dobrze zorganizowana, pewna siebie. A byłam rozchwiana. Postanowiłam, że oprócz medycyny będę studiować na wydziale matematyczno- -przyrodniczym UW, między innymi psychologię. Dlaczego? Paradoksalnie, sądziłam, że łatwiej mi będzie ukończyć dwa kierunki, niż jeden, zmobilizuję się. Poza tym drugie studia dawały mi swobodę wyboru trybu nauki. Mogłam ustalić własny grafik, pracować własnym rytmem – mówi Magda. Skończyła oba wydziały, zaczęła pracę w klinice neurochirurgii i współpracę z kliniką psychiatrii wieku rozwojowego. – Tam prof. Tomasz Wolańczyk i dr Olga Szymańska, wielkie autorytety, zaakceptowali mnie, tolerowali odskoki. Jak mój obecny szef oddziału ratunkowego który mówi: OK, zrób to na swój sposób. Może być na jutro, byle dobrze. Bardzo ważne, żeby trafić na nauczycieli, współpracowników, przełożonych, którzy rozumieją: jesteś inny, ale w żadnym razie nie gorszy – uśmiecha się Magda.

Jak przechytrzyć ADHD Rady Joanny Szczepkowskiej

1. Cenzuruj pomysły na życie w stylu: nauczę się hiszpańskiego; założę fundację, która zlikwiduje głód na świecie. Cokolwiek planujesz, wyobraź sobie drogę do celu i efekt końcowy. Nie widzisz go? Zapomnij o tym pomyśle.

2. Strzeż się nadmiernej ilości bodźców. Każde spotkanie, piosenka, kot na ulicy, reklama, słowo wypowiedziane obok, jest przez Ciebie silnie odbierane i powoduje gonitwę myśli. To szalenie męczące.

3. Dużo śpij. Tylko bez tabletek! W przeszłości uzależniłam się od środków nasennych. Z powodu chronicznego zmęczenia nadmiarem impulsów nie mogłam spać. Wyszłam z tego dzięki terapii.

4. Stosuj metodę małych kroków. To jest dla ADHD-owca trudne. Zaplanuj pracę, np. codziennie godzina przed komputerem. Bez odstępstw, bez wyjątków. Nie ulegaj zachciankom: zrobię sobie piątą kawę albo tylko pomaluję paznokcie i zaraz wrócę do pracy.

5. Kup sobie psa. Sama przygarnęłam w zeszłym roku suczkę ze schroniska. Wiem od innych ADHD-owców, że pies ma zbawienny wpływ. Systematyzuje życie, wprowadza konieczność stałej, systematycznej opieki.

6. Zanim powiesz osobie, która szuka architekta wnętrz, że umiesz świetnie projektować, właścicielce kociąt, że weźmiesz je wszystkie, koleżance, która szuka wróżki, że masz właściwości jasnowidzące, zastanów się dobrze, policz do dziesięciu i idź na spacer.

KOMENTARZE:

bazylia, 11.12.07 21:16 odpowiedz
hmmm ciekawy temat. niestety znam tylko dzieci z adhd. ale skoro moga z nich wrosnac geniusze... na razie sie na to nie zanosi;)

~olala, ip: 83.31.194.124, 12.12.07 00:22 odpowiedz
Ja mam przyjaciółkę z ADHD. Tez jest tutejszym "podręcznikowym" a raczej gazetowuym przykładem.

zenobiusz, 13.12.07 09:07 odpowiedz
Co się ze mną dzieje ? Ostatnio ludzi nie poznaję. Czy to jet pani Szczepkowska ?

tea_time, 13.12.07 11:36 odpowiedz
ADHD kojarzy sie z nadpobudliwoscia ruchowa, w artykule tez mowi sie tylko o ADHD z zaburzeniami koncentracji i nadpobudliwoscia ruchowa, tymczasem czytalam, ze sa dwa rodzaje ADHD: jedno z zaburzeniem koncentracji i bez nadpobudliwosci ruchowej, czy to prawda? Czy mozna nie byc nadpobudliwym, ale miec zaburzenia koncentracji i miec ADHD?

ekspert ts, 18.12.07 13:56 odpowiedz
Odpowiada dr Artur Kołakowski To prawda – można mieć zespół nadpobudliwości psychoruchowej i być spokojną, rozmarzoną osobą z problemami z koncentracją. Jeżeli spojrzymy na klasyfikację Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego to pozwala nam ona na rozpoznawanie trzech podtypów ADHD – jednym z nich jest podtyp z przewagą zaburzeń koncentracji uwagi, nazywany często w literaturze anglosaskiej ADD – Attention Deficit Disorder. Taka postać zespołu nadpobudliwości psychoruchowej częściej występuję u dziewcząt i kobiet oraz u nastolatków (najszybciej wyrasta się z problemów z nadruchliwością, najpóźniej właśnie z problemów z koncentracją). Przykładowo u dziewczęta z ADD są często odbierane jako osoby nieuporządkowane, źle radzące sobie z trudniejszymi wyzwaniami, nieodpowiedzialne, niewywiązujące się ze swoich obowiązków. Gorzej radzą sobie z nauką – zazwyczaj ich szkolne wyniki są poniżej ich intelektualnych możliwości. Jednocześnie dziewczęta z ADHD nie mają większych problemów z zachowaniem, stąd też są często szufladkowane jako osoby 'mniej zdolne', 'nierozgarnięte', 'leniwe', 'nie potrafiące sprostać trudniejszym zadaniom'.

andreapomoria, 13.12.07 16:26 odpowiedz
fakt...ciekawy temat....nie chcę nikogo Boże broń urazić..nie mam dzieci z ADHD, i wręcz przeciwnie mój syn jako małe dziecko był dobrym i ułożonym dzieckiem - więc problemu nie miałam, ale w moim odczuciu nowa i żeby nie powoedziec modna choroba... a mówię tak dlatego, że jak ja byłam mała i póxniej zaczynałam szkołę, jak znalazł się jakiś "narwany" dzieciak to po prostu był uznany za klasowa zakałę, siedział po 2 lata w klasie i nie było mowy o żadnym ADHD, bo nikt o tym nie słyszał... tylko był kierowany do szkoły specjalnej, bo nikty sobie trudu nie zadawał, żeby z nim jakoś popracować.

audrey60, 14.12.07 08:32 odpowiedz
Niestety, to nie "modna choroba". Zdiagnozowanie jej pomaga w oddzieleniu tego co jest patologią społeczną od prawdziwych schorzeń. Jestem dzieckiem, już dużym, z ADHD. Niestety, mam i dzieci z ADHD. Myślę, że nie do końca orientujesz się w tej chorobie. Dzieci z ADHD to niekoniecznie "bandziory i nieuki". ADHD ma liczne oblicza. Na szczęście badania nad tą "chorobą" dają sporo wiedzy i pomagają, także mnie, dorosłej. Jesteś szczęściarą, Andreapomorio. Pozdrawiam Audrey60

audrey60, 14.12.07 08:35 odpowiedz
Polecam książkę profesora Tomasza Wolańczyka, także adehadowca :) "Nadpobudliwość psychoruchowa u dzieci". Dobra, przystępnie napisana :)

~Maja, ip: 195.187.47.20, 17.12.07 11:05 odpowiedz
Witam, mam pytanie czy ograniczenie bodźców, które może pomóc dziecku z ADHD utrzymać skupienie i pomóc w koncetracji nie prowadzi z kolei do popadania w stan letargu, znudzenia, wyłączenia? Jak wypośrodkować ilość bodźców zewnetrznych i czy eliminacja ich nie jest błędem (o ile w pokoju w domu mozna pozbawić dziecko rozpraszających je dźwięków, kolorów, o tyle w świecie i tak będzie musiało funkcjonować wśród nich). Umiejętność selekcji bodźców będzie niezbędna do przetrwania, jak uczyć jej?

ekspert ts, 18.12.07 13:58 odpowiedz
Odpowiada mgr Monika Szaniawska Zaburzenia uwagi są bardzo poważnym problemem. Bardzo często mówimy, że osoba z ADHD ma niedojrzałą uwagę, czyli wiele wydawało by się nam zwykłych umiejętności jest dla niej niedostępne. Przykładowo w tym pytaniu rozmawiamy trochę o wybiórczości i rozpraszalności uwagi. Dzieci nadpobudliwe nie potrafią z dochodzących do nich bodźców wybrać najważniejszego (wybiórczość). Dla nich śpiew ptaków, autobus przejeżdżający za oknem, pies gryzący piłkę w kącie pokoju oraz zeszyt z matematyki są równorzędnymi bodźcami. Każdy z nich jest tak samo ważny. Podobnie zdarza się, gdy konieczne jest skupienie uwagi na dwóch czynnościach jednocześnie (słuchaniu nauczyciela i notowaniu) lub w sytuacji oczekiwania na kolejny bodziec, np. na kolejne zdanie w czasie dyktanda. Dużo słabsza będzie też siła bodźca, który oderwie je od wykonywanego zadania (rozpraszalność). Stosując technikę ograniczania ilości bodźców tak naprawdę 'protezujemy' pewną słabiej rozwinięta cechę. Z moich doświadczeń i pracy z dorosłymi osobami z ADHD wynika, że z tej strategii muszą korzystać także i dorosłe osoby z przetrwałymi cechami ADHD. Proszę o tym pomyśleć trochę jak o noszeniu szkieł kontaktowych czy okularów. Bardzo trudno jest uczyć kogoś lepszego widzenia. Tak naprawdę najpierw pracując z dzieckiem, a potem nastolatkiem czy dorosłym uczymy go struktury i stosowania odpowiednich technik, które mają mu pomóc radzić sobie z nudnymi, wymagającymi koncentracji zadaniami. Jest też grupa osób, które mają tak masywne zaburzenia uwagi, że cisza je rozprasza – takie na przykład potrzebują spokojnej muzyki po to by zagłuszyć rozpraszające je bardzo drobne bodźce.

~Karolina P., ip: 195.187.47.20, 17.12.07 11:25 odpowiedz
przeczytałam wywiad z Panią Szczepkowską i bardzo zaciekawiła mnie teza, że ADHD nie mija wraz z dorastaniem. Wielokrotnie słyszałam, że podobnie jak wyrównują się różnice w tempie rozwoju wśród młodzieży, tak samo cechy ADHD z wiekiem zanikają i w dorosłości nie można ich już obserwować. Gdzieś z kolei przeczytałam, że naukowcy odkryli trwałe różnice w mózgach ADHD-owców i osób "normalnych". Jak to jest na prawdę?

ekspert ts, 18.12.07 14:00 odpowiedz
Odpowiada mgr Monika Szaniawska Warto zacząć od trochę prowokującego stwierdzenia, że kryteria diagnostyczne są rzeczą umowną. Na przykład kryteria ADHD były tak opracowywane, że najlepiej opis jego oraz kliniczny u około 10 letnich chłopców. Dlatego też wiele osób zajmujących się ADHD wyraźnie podkreśla, że choć obraz ADHD zmienia się z wiekiem, to nadal pozostaje wiele problemów. Jeden z największych autorytetów w dziedzinie ADHD Russel Barkleya napisał, że być może trochę wyrasta się z kryteriów diagnostycznych, jednak problemy pozostają. W przypadku dorosłych z ADHD największym problemem są kłopoty z koncentracją, planowaniem, motywacją związaną z nudnymi zadaniami. Nadal jeszcze około 3 % z nich ma tak nasilone problemy, że nie tylko potrzebują pomocy terapeutycznej ale także leczenia farmakologicznego. Przykładowe objawy u dorosłych to: • niemożność skupienia się na prowadzonej konwersacji, • łatwa odwracalność uwagi przez bodźce zewnętrzne, • trudności w utrzymaniu uwagi na czytanym materiale lub wykonywanych zadaniach, • częste zapominanie, • częste gubienie rzeczy, • stały niepokój, • niemożność odprężenia się, • stała nerwowość, • niemożność wykonywania długotrwałych czynności w pozycji siedzącej, • typowy „nieustanny” ruch (ze złością, gdy ruch jest ograniczany); • mówienie przed przemyśleniem, • przerywanie wypowiedzi innym, • niecierpliwość, • nieprzemyślane zakupy. Odpowiada dr Kołakowski Osoby z ADHD nie mają czegoś za dużo. Mają za mało hamowania. Okazuje się, że ta funkcja naszego umysłu dojrzewa wolniej u osób z ADHD. Takim przykładem, na którym często wyjaśniamy nastolatkom jest model samochodu do którego ktoś zapomniał wlać płynu hamulcowego. Ten deficyt hamowania można zaobserwować w badaniach czynnościowych mózgu, w których obserwujemy jego pracę w czasie wykonywania różnych działań. Mówimy o odmiennym, nie gorszym sposobie funkcjonowania umysłu, ponieważ wszystko zależy od okoliczności. Może „nie do końca sprawdzać się” w pracy księgowego, ale na przykład w zawodach wymagających ciągłych zmian i szybkiego podejmowania decyzji będzie już dużo lepiej (np. strażak).

andaluzja, 17.12.07 11:41 odpowiedz
Witam, czy nie uważają Państwo, że od ADHDowców można się wiele nauczyć? Czy nie sądzą Państwo, że jeśli dojdzie to koniecznej reformy sposobów nauczania z uzyciem wszelkich metod szybkiego i wdzięcznego uczenia się, to stanie się tak dzięki dzieciom z ADHD? I innym, którzy mają w sobie tyle odwagi, żeby nawet dorosłym autorytetom dać do zrozumienia że uczen na lakcjach się zanudza... Grzeczne dziecko tego nigdy nie zrobi, więc nic nie zmieni. A może jest tak, że skostniały sposób nauczania powoduje taki olbrzymi przyrost chorujących na ADHD? Serdecznie pozdrawiam.

~kamyk, ip: 195.149.64.4, 17.12.07 12:18 odpowiedz
Spotkałam się ze stwierdzeniem, że ludzie z ADHD częściej popadają w depresję. Proszę o wyjaśnienie tego mechanizmu. Dlaczego tak się dzieje, skoro wydaje się że poprzez wielość pomysłów, zadań wykonywanych, działań powinni to być właśnie ludzie szczęśliwi.

~Dreptak, ip: 89.77.121.212, 25.01.08 22:54 odpowiedz
Kamyku Depresja i adhd mają podobne podłoże biochemiczne. Chodzi o nierównowagę funkcjonowania neuroprzekaźników. Dlatego adhd często łączy się z depresją.

~Mary, ip: 195.149.64.4, 17.12.07 13:54 odpowiedz
Jaki jest wpływ diety na poprawę funkcjonowania osób dorosłych z ADHD? Jaka dieta jest wskazana? Rozumiem, że dieta wpływa na neuroprzekaźniki? Czy poza tym ma jakieś inne oddziaływanie? maryska, 26.12.07 23:02 odpowiedz
czy osoba która ma kłopoty z nauką, nie może skupić myśli, usiedzieć w jednym miejscu, nigdy nie siedzi bezczynnie, może mieć ADHD!! ??

~Dreptak, ip: 89.77.121.212, 25.01.08 22:56 odpowiedz
Może, jak najbardziej. Ale nie musi kicia-at13, 30.12.07 20:27 odpowiedz
jak zbadać-jaki testy wykonać aby potwierdzić, lub wykluczyć u dorosłego ADHD? do kogo się z tym zwrócić?

~GsiaL, ip: 83.19.202.130, 11.01.08 15:21 odpowiedz
Ciekawa spraw chciała bym wiedzieć gdaie moge zrobić test na Adhd bo obawiam się że podobnie jak bochaterka arykułu jestem książkowym pzrypadkiem Adhadowca, nawet moi pracownicy mi to ciagle powtarzaja ale ja czuje sie z tym świetnie moje rostrzepanie nikomu nie szkodzi a jak cos robie nakręcam sie na 150% i z reguly jest to z sukcesem ala firm? Ale chyba czas sprawdzić czy faktycznie mam Adhd. Pozdrawiam Gosia

~Dreptak, ip: 89.77.121.212, 25.01.08 22:53 odpowiedz
O adhd można się więcej dowiedzieć na adhd.org.pl

~Butterfly, ip: 194.117.241.30, 16.02.08 17:20 odpowiedz
Od dawna śledzę wszelkie informacje nt. ADHD ponieważ zarówno moja córka jak i ja borykamy się z tym problemem. Wiele już wiem na temat tej jednstki choroboewj mam jednak pytanie - jak poruszać się w świecie " innych " , zdrowych ludzi? Ja mam z tym pewien problem , niby lubię kontakty z ludźmi , ale często czuję się inna , nieprzystosowana i źle mi z tym . Mam wrażenie , że ten stan się pogłębia , często nie rozumiem dlaczego ktoś kogo uważałam za życzliwego dystansuje się do mnie , wyczuwam , że coś jest nie tak i uciekam od ludzi , chowam w skorupę i cierpię .... Jak z tym żyć?

~Butterfly, ip: 194.117.241.30, 16.02.08 17:31 odpowiedz
Mam 37 lat i ADD . Wiele czytałam na temat tej jednostki chorobowej i jakoś sobie radzę , mam jednak problem w kontaktach z ludźmi: niby ich lubię i naprawę potrzebuję kontaktów ze znajomymi , ale mam jakieś trudne do sprecyzowania trudności... Mam wrażenie , że z biegiem czasu ten stan się pogłębia..Otóż zastanawia mnie dlaczego ktoś kto dotychczas był dla mnie życzliwy - odsuwa się ode mnie , dystansuje....Czując tą zmianę ja sama odsuwam się od ludzi , analizuję problem , często czuję się na tyle obco , że unikam towarzystwa... Męczy mnie ta sytuacja i doprawdy nie potrafię sobie z tym poradzić . Jak mam dalej żyć czując się tak dalece " inną" , nieprzystosowaną społecznie?

~jarosz_patricia@yahoo.fr, ip: 82.123.203.61, 19.02.08 13:37 odpowiedz
mam 30 lat i ADHD oraz wrazenie, ze zyje conajmniej od 60. wszystko co robie jest nieplanowane; planowane zas nie dochodzi do skutku. studia w Paryzu, pozniej w Warszawie; znow podyplomowe w Paryzu a teraz zanosi sie na Hiszpanie; po co? nie wiem- jest potrzeba . Chce miec dom i dzieci ale boje sie ze to tez zostawie. Nikt w moim wieku nie pracowal w tylu branzach co ja.. Pasja a zaraz potem nuda i zdenerwowanie.
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: Radzio w 2013-10-13, 10:34:49
Cytat: Edyta w 2008-02-18, 15:59:13
Tereniu idź się może przejdź na dworek  :)
Porzucaj się śnieżkami,ulep bałwanka,daj ptaszynkom jeść,może na saneczki z góreczki  :)

Co my tu mamy, złe dobrego początki. ;) :D Albo odwrotnie. :lol:
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: Gavroche w 2016-01-14, 09:26:50
CytatMózg i układ odpornościowy są ze sobą związane. W minionym roku neurobiolodzy z University of Virginia zaobserwowali nieznane dotychczas połączenie między mózgiem i układem odporności. – Kiedy odkryliśmy naczynia limfatyczne w mózgu byliśmy zdumieni, bo według książek one nie istnieją – przyznaje autor dr Jonathan Kipnis. Odkrycie to może mieć duży wpływ na metody leczenia chorób mózgu – autyzmu, sklerozy, alzheimera czy zapalenia mózgu.
http://www.charaktery.eu/wiesci-psychologiczne/10135/8-fascynujących-odkryć-na-temat-umysłu-/
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: Diogenes z Synopy w 2016-01-14, 14:06:16
Cytat7. Kiszone ogórki są dobre na depresję. Utrzymywanie odpowiedniego, zbalansowanego poziomu pewnych bakterii w jelitach wpływa na… obniżenie lękliwości i zmniejszenie liczby symptomów depresyjnych. Dr Matthew Hilimire i jego współpracownicy z College of William & Mary dowiedli, że osoby mające dietę bogatą w sfermentowaną żywność (np. kiszone ogórki czy kapusta) są mniej neurotyczne i rzadziej cierpią na lęki społeczne. – Możliwe, że probiotyki w sfermentowanej żywności zmieniają środowisko kwasowo – zasadowe jelit, a to z kolei wpływa na obniżenie lęków społecznych – tłumaczy Hilimire. – To fascynujące, że mikroorganizmy we  wnętrznościach mogą mieć wpływ na stan umysłu – dodaje
to już wiem czemu nie lękam się katastrofy  ;-)
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: Gavroche w 2016-01-15, 11:19:17
Bo masz dobre życie wewnętrzne po kiszonkach.
Ja teraz mam lot na kiszonki, bo zrobiłem sobie wcześniej tygodniową kurację czosnkiem i cebulą. :D
Codziennie jem kiszonke ogóry i kapuchę, ser z Holandii jakiś, podobno prawdziwy i łykam Lakcid.
Czuję jak się ubogacam wewnętrznie. :P
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: Diogenes z Synopy w 2016-01-15, 11:24:50
coś w tym jest. Przechodzi się poziom wyżej, w związku z ożywieniem jelit.  Ser leżakowany, kiszonki i jeszcze lakcid?  To już rozpusta jakaś  ;-) .
Tytuł: Odp: Życie wewnętrzne.
Wiadomość wysłana przez: renia w 2016-01-15, 13:08:30
Cytat: Gavroche w 2016-01-15, 11:19:17
Bo masz dobre życie wewnętrzne po kiszonkach.
....

Takie uduchowione wprost... 8) :lol: