kristan
Go
|
Jak zaczynałem... OPTYMALNYM BYĆ - II rozdział trzeciej książki.
"Najbardziej kontrowersyjna dieta świata , dieta dra Kwaśniewskiego". Te słowa , które zobaczyłem w witrynie kiosku z gazetami wstrząsnęły mną i wywarły ogromny wpływ na pozostałe moje życie. Jak wspomniałem w poprzednim rozdziale , po ich przeczytaniu potrzebowałem ułamka sekundy , aby zrozumieć wszystko. To nadświadomość przewinęła dotychczasową , pięćdziesięcioletnią taśmę życia , ukazującą tłuszcz w roli głównej. Zobaczyłem lata młodości w których tłuszcz , a szczególnie słonina odgrywała naczelną , motoryczną siłę napędową rodzinnych organizmów. Widziałem ojca przy stole masarskim , dziadka ze słoniną i chlebem pod pachą wędrującego do roboty w lesie. Widziałem płaty tłuszczu rozłożonego na stole i patelnie ze "skwarzydłem". W tym samym momencie przewinęły się wielokrotne bezpośrednie rozmowy z Doktorem Kwaśniewskim , które przeprowadziłem kilkanaście lat temu. Na moment straciłem świadomość. Zawsze tak się działo , gdy mój Przyjaciel musiał interweniować. Dałem temu wyraz w poprzedniej książce. Tych interwencji było około dziesięciu. Wiem również , że będą następne. Zbyt zażyłe są nasze więzi przyjacielskie. Ponadto umiem słuchać. Zanim jednak dostałem olśnienia , odwiedziłem przychodnie osiedlową szukając kolejnej pomocy przy ataku dny moczanowej i innych schorzeń. Przekazane lekarzowi szpitalne wyniki nie napawały optymizmem. Dowiedziałem się przy okazji , że niebawem grozi mi marskość wątroby , bo stłuszczenie już jest. Przybiło mnie to niesamowicie. Szczęka opadła na kolana. W jakim stanie psychicznym wyszedłem z gabinetu , lepiej nie mówić. O niebo lepszym wszedłem. Kuśtykając w kierunku domowych pieleszy , zadałem sobie pytanie , a raczej padło stwierdzenie: przecież mam całą gamę leków , które naprawią wszystkie dolegliwości , czy nawet choroby z zapowiadaną marskością. Na cóż jeszcze mogę liczyć. Tylko na zdrowie , jak mi sie wydawało. Ale ta marskość... Nasunęły się też wątpliwości. Co to za leczenie , pomyślałem , przy którym przybywa i przybywa leków. Jestem prawie lekomanem , a tu jeszcze i jeszcze. Kiedy z nimi koniec? Mijający mnie ludzie widzieli moje przygnębienie. Niektórzy może i współczuli. Ponieważ był to piątek , w którym zawsze kupowałem weekendowe wydanie mojej gazety. Podszedłem do kiosku. To co nastąpiło , napisałem powyżej. Po uzyskaniu pełnej świadomości , w tym samym ułamku sekundy , z gazetą w ręku , pobiegłem do klatki i windy w bloku. To niecałe pięćdziesiąt metrów. Zapomniałem o bólu , a moje sto kilkanaście kilogramów pobiło chyba rekord krótkodystansowy. Wielce ucieszony wpadłem do domu i podałem małżonce gazetę do czytania. Ubieraj się kochanie i pędż do księgarni po Wiedzę. Wiedziałem już w czym rzecz. To nasze wielokrotne rozmowy z twórcą Diety Optymalnej utwierdziły mnie w podjęciu tej natychmiastowej decyzji. Krysia nie bardzo wiedziała o czym mówię. Co ci się stało? O czym ty mówisz? Walnęło ci coś? A może zwariowałeś? Zaraz wszystko zobaczysz. Ostrzegłem tylko , aby nie mieszała się do tego co będę czynił. Decyzja była nieodwracalna i ostateczna , bez względu na ewentualne skutki. Złapałem kosz na śmieci , otwierałem po kolei szafki kuchenne i wymiatałem z nich wszystko co nie jadalne. Wiedziałem co do nich należy. Nie wiem dokładnie skąd , ale już w tym momencie wiedziałem. Do kosza na śmieci poleciały wszystkie kasze , mąki , chleby , bułki , makarony , ryże , owoce , soki , syropy , a nawet mleko. Na końcu oleje. Było tego kilka kubłów. Pozostała prawie pusta lodówka i kuchenne szafki , nie licząc oczywiście naczyń , przyborów , serwisów , innej galanterii. Na szczęście pozostało kilka jajek i nieco smalcu. Mój mąż zwariował , usłyszałem kilkakrotnie. Nie , ja do tej pory byłem wariatem. W tym momencie przestałem nim być - odparłem. Dołącz do mnie. Długo się nie zastanawiała. Wiedziała , że to nie przelewki. Dobra - może i dołączę , ale pod jednym warunkiem. Od tej pory kuchnię przejmujesz ty. Nie ma sprawy - powiedziałem. Kuchnia zawsze mnie rajcowała i inspirowała. Czułem , że nadeszła moja właściwa , uśpiona pasja , która stała się rzeczywistością. Czułem intuicyjnie , że tam zdrowia należy szukać. Czułem , że tam jest podstawowe Żródło Życia. Nie myliłem się. Zanim jednak małżonka wyszła , przystopowała moje zapędy w sprawie oczyszczania szafki z medykamentami , które miały mnie uzdrawiać. Tak jak z produktami niejadalnym , zacząłem postępować z lekami. Powiedziałem na głos: albo mnie szlak natychmiast trafi , albo będę żył długo i szczęśliwie. Ładowałem kolejny kubeł do utylizacji w zsypie. Stop - krzyknęła Krysia. Tym to ja się zajmę. Dobra , pod warunkiem , że uczynisz to natychmiast zanim wyjdziesz do księgarni. Ok - już działam. Faktem jest , że wyniosła do apteki dwie duże reklamówki "prozdrowotnych opakowań". Część jednak zachowała , nic nie mówiąc - dowiedziałem się po czasie I tak okazały się zbędne. Oczyszczanie kuchni z tego co niedobre trwało około godziny. Dopiero teraz poczułem ból w kolanie i stopie. Położyłem się z gazetą w ręku i okularach na nosie. Czytam uważnie słowo w słowo. Praktycznie połykam każdy wyraz. Po szczęśliwym dla mnie tytule , jak na wstępie rozdziału , przyszła kolej na przedmowę dra Jana Kwaśniewskiego , który zaczął słowami: Drodzy Czytelnicy Super Nowości! "Mam przyjemność zapoznać Państwa z wiedzą na temat żywienia optymalnego. Badania nad tą dietą zostały przeprowadzone na polecenie premiera Piotra Jaroszewicza przez 11 profesorów i docentów wraz z zespołami , pod kierunkiem prof. H. Rafalskiego. Wykazały one , że żywienie optymalne ma wybitne działania przeciwmiażdżycowe u zwierząt i szybko leczy miażdżycę u zwierząt doświadczalnych. Różnych diet "wynaleziono" kilka tysięcy , ale żadna z nich nie jest oparta na naukach podstawowych. Tylko żywienie optymalne jest modelem żywienia opartym na prawach obowiązujących(i potwierdzonych) w naukach podstawowych. (...) Państwo również będziecie mogli odzyskać zdrowie , ,uzyskać niską wagę ciała , najwyższą odporność na infekcje pochodzenia wirusowego i bakteryjnego , uzyskać znaczną poprawę sprawności fizycznej i umysłowej , gruntownie poprawić jakoś życia , przedłużyć znacznie swoje życie i to bez choroby Alzheimera , miażdżycy , niedołężnej starości , nie bać się raka czy innych chorób , czy innych urojonych zagrożeń , uwolnić swój mózg z "wadliwej struktury i wadliwej czynności , uzyskać umiejętność odróżniania dobra od zła , rzeczy i problemów ważnych od nieistotnych i wreszcie przestać "mozolić się na próżno". Ta powszechna wśród ludzi cecha też jest skutkiem grzechu pierworodnego. Na ustąpienie wszystkich spustoszeń , jakie w organizmach ludzkich spowodowały błędy w żywieniu , ludzkość będzie musiała poczekać dłużej". Tyle Mistrz Kwaśniewski. Wiedziałem już wtedy , że czekanie nie jest moją dobrą stroną. Pół wieku czekałem , pół wieku oszukiwano i kpiono sobie ze mnie. Dość! Teraz czasu na czekanie nie mam. Zabrakło go! W momencie , w ułamku sekundy - tam pod kioskiem. Tak leżąc wczytuję się w kolejny artykuł - pierwszy z całego cyklu. To wywiad przeprowadzony przez red. K. Micał z lekarzem B. Bryl. Z boku na szpalcie artykułu piramida żywieniowa , która mi nic nie mówi. Coś tam jednak w pewnym momencie zaświtało , nastąpiło kłębowisko informacji - tych nabytych wcześniej i tych obecnych. Ścierają sie prawdy z poglądami , poglądy w prawdami. Wszystko wiruje jak w pralce automatycznej. Raz wydaje mi się , że wiem dużo , za chwilę nic nie wiem - same wątpliwości. Zapomniałem o śniadaniu. Żona już wyszła po zakupy do księgarni i sklepu mięsno-spożywczego. Jaja z targu i boczek - to na dobry początek. Tyle to już wiedziałem. A reszta? Przyjdzie czas i na resztę. Raz mi gorąco , a raz zimno. Informacje nadal kłębią się w umyśle. Kto mówi prawdę. Czy moje półwiekowe życie było tak nacechowane niewiedzą i głupotą innych. Głupotą , którą wciskano mi na każdym kroku. Wmawiano , że ludzie muszą chorować , że życie jest krótkie , czasami dłuższe , że cierpienie jest celem nadrzędnym i zbawieniem wiecznym itd. , itp. Ja chyba rzeczywiście zwariowałem , nasunęło się na moment. Drzwi się otworzyły i weszła nieco poirytowana małżonka. Kuupiiiłam. Tu masz książkę Dieta Optymalna i Książkę Kucharską twojego doktora. Czytaj. Dla mnie książki były najważniejsze. Kolejne duże zaskoczenie , szczególnie w Książce Kucharskiej. Jakieś cyferki , wyliczenia , generalnie matematyka , z którą nie byłem za pan brat. O co w tym wszystkim chodzi? Głód jednak wziął górę. Wtedy duża patelnia rozgrzewała boczek i nieco smalcu. Przygotowywałem cebulkę do podsmażenia i jajka. Podsmażona cebulka z boczusiem została spowita masą jajeczną i podgrzana do odpowiedniego momentu. Zawsze lubiliśmy takie danie. Było jednak z chlebem , tym powszednim. A dziś , bez chleba? Jak tu zjeść - zastanawialiśmy się w trakcie smażenia. Dobrze będzie , pójdzie jak z płatka - zobaczysz. Tak też się stało. Nasyceni na full , oczekiwaliśmy sensacji zapowiadanych przez oficjalną medycynę: - że bóle wątroby , że cholesterol , że otyłość itd. Otyły to już byłem , więc? Żadnych sensacji nie było w tym dniu. Oficjalnego przejęcia kuchni również nie było. Obyło się bez przecięcia wstęgi. I tak minęła już dekada. Może zapanujesz z powrotem w kuchni - zapytałem wczoraj mojej pięknej. Co pani na to , pani Krysiu. O nie , nie! Działaj , działaj. To już twoja fucha. No nie całkiem. Cóż byłaby warta kuchnia bez twego udziału? Uśmiechnęła się. No tak , przecież pierogi i placki to nie twoja powinność. Tak proszę pani(to wczoraj). Następnie upiekliśmy pierwszy chlebek biszkoptowy z K.K.(Książki Kucharskiej Dra Kwaśniewskiego) Nie wyszedł , ale poszedł w kilka dni. Pieczeniem chleba zajmuje się do dziś moja małżonka - ja tylko przygotowywuję wsad. Obiad był jakimś kolejnym przepisem z K.K. Kolacja również , choć chęci do jedzenia nie było. Tradycja jednak nakazywała kolację mimo wszystko zjeść. Tak też się stało. Między czasie nie odstępowałem ani na chwilę od lektury , którą wręczyła mi Krysia. Kolejne wielkie zamieszanie w umyśle. Wywiad -rzeka(Dieta Optymalna) przewraca moje dotychczasowe , ustalone informacje , poglądy , może i dogmaty , a nawet wiedzę jaką posiadałem na tym etapie. To wprost niewiarygodne... Bóg - bogowie - grzech pierworodny - cukier - smalec - słonina - owoce - Raj itd. Słowa te przyprawiały mnie o mdłości. Niejednokrotnie następowały momenty niepewności. Czy ja śnię? Raz zauroczenie , raz niepewność. O co w tym wszystkim chodzi , co jest grane. Dietę Optymalną skończyłem czytać długo po północy , a przecież do marków nocnych nigdy nie należałem. Do rana jednak nie zasnąłem , takie nastąpiło kłębowisko myśli , słów i przeczytanych zdań. Lekka poranna drzemka i pobudka z przyczyn fizjologicznych. To kibelek wzywał tradycyjnie. Tradycji jednak nie było. Był praktycznie "pełny". No to ładne kwiatki. Zatrucie jak talala - skwitowała małżonka. Za chwilę doznała podobnego. Zaglądnął nieco strach w nasze oblicza. Czym zatruliśmy się? Rozważaliśmy krok po kroku. Ale od czego są książki i pierwsze telefony kontaktowe , nawet te z internetu. Uspokoiło się nieco. Ochłonęliśmy , choć wątpliwości jeszcze pozostały. Okazało się , że to tłuszcz spowodował taką sensację. Kolejne wertowanie ukończonej w nocy książki i kolejne. Krysia wyszła po następne. Ja czytałem z uporem maniaka i powoli układałem sobie w dalszy logiczny ciąg. Najbardziej nie potrafiłem poukładać sobie spraw religijnych , jakże często poruszanych na szpaltach tej książki i następnych. Trwało to nieco dłużej niż myślałem. Przeczytałem nawet dwukrotnie Biblię - Stary Testament , aby "przyłapać" Doktora - Twórcę Diety , na niektórych cytatach. Nie udało się , bo udać się nie mogło. Ostatecznie mam to za sobą i wszystko mi pasuje jak ulał. Ale to oddzielny temat. Może na póżniej. Drugi , następny dzień minął na czytaniu i robieniu posiłków zgodnie z przepisami zaczerpniętymi z K.K. "Czarna masa". Co to takiego , jakieś B , jakieś T , czy W. O co w tym wszystkim chodzi. Kolejna kotłowanina w mózgownicy. Jak się do tego zabrać. Wstyd się pytać o matematyczne wyliczanki. Przecież jakąś szkołę się skończyło. Czas jednak zrobił swoje. Nie był zbyt odległy , aby wszystKo sobie uporządkować i korzystać w przyszłości. Minął jednak drugi dzień zapełniony pochłanianiem wiedzy. Jakichś większych sensacji w ciągu dnia nie odnotowaliśmy. Kolejny poranek był podobny do tego pierwszego. Nie był już takim wielkim szokiem. Informacje telefoniczne w temacie zrobiły swoje. Były już kolejne książki , " Żywienie Optymalne" i "Tłuste życie"w których było więcej i więcej wiedzy na ten temat. Łącze internetowe również pracowało przy dodatkowym obciążeniu. Obciążało bowiem kawiarenkę internetową utworzoną przez syna Roberta. Ale to pikuś przy temacie , który królował w naszych umysłach. Zmiana sposobu odżywiania , jakże mi bliska w lat młodości , była najważniejsza. Mijały kolejne dni. Skierowanie na kolejne badania , jakie otrzymałem przed tygodniem , postanowiłem wreszcie wykorzystać. Udałem sie więc do przychodni. Wyniki zszokowały nie tylko mnie. Lekarza również. Nie uwierzyliśmy w ich prawidłowość. To jakaś pomyłka. To musi być pomyłka. To nie ma realnego wytłumaczenia. Zwątpiłem również. Kolejne skierowanie i kolejne badanie po trzech dniach. Pomyłki jednak nie było. Triglicerydy wysokie od lat(ok 1000) , nagle zmieniły swoją wartość. Miły szok. Radochy nie było końca. Stanąłem na wadze. W ciągu sześciu dni ubyło sześć kilo. Myślałem , że mnie z radości rozwali. Internet i książki były całym moim życiem w tym momencie. Posiłki to nie problem. Przecież wszystko było na tacy podane i zbilansowane na kolejnych stronach K.K. Do wyboru , do koloru. Między czasie ukazał się kolejny weekendowy numer mojej gazety , a w nim pierwszy z wykładów , których w całym cyklu będzie dwadzieścia siedem. Tyle tygodni bowiem Super Nowości spełniały swoją powinność wobec czytelników tego regionu. Chwała Wam za to. To Wy , jako ostatnia polska gazeta w regionie(tak czytałem) zadbaliście o polską rację stanu , o zdrowie i polskość na tym terenie. Wspomniany wykład dotyczył , roli białka , tłuszczów i węglowodanów w optymalnej diecie , opatrzonej dodatkowymi komentarzami osób stosujących ten model odżywianie od kilku lat. To dodawało skrzydeł. Było coraz bliżej.
(przed korektą)
|